Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Doceniam wartość twojej ochrony, ale tak czy inaczej mógłbym dokonać więcej. Klindze pozwolono działać w ograniczonym zakresie i osiągnął wiele. Dla pewności 78
pokazuje co jakiś czas, jak upadną Taglianie, jeśli zaatakuje ich słabe miejsca. — Wierzysz Klindze? — Całkowicie. Tak samo jak ja nie ma dokąd uciec. Ale do końca nie ufam nikomu, a naszym sprzymierzeńcom najmniej. Ani Wyjęć, ani Kłamca nie dołączyli do nas dla umiłowania naszej sprawy. — Istotnie. — Najwyraźniej rozbawiony Długi Cień rozluźnił się nieco. — Muszę ci coś wyjaśnić, generale. — Zaskoczenie Mogaby powiedziało mi, że jest to nadzwyczajne wydarzenie. — Nie stoję tu bez ruchu z powodu równiny. Mogę opuszczać Przeoczenie na jakiś czas i zrobię to, jeśli będę musiał. Strażnicy Bram Cienia są silni, godni zaufania i całkowicie mi oddani. Ale jeśli odważę się wyjść, będę musiał zrobić to potajemnie. — Mogaba znowu odchrząknął. — Powód, dla którego tu pozostaję, to mniej pewni uczestnicy tej gry. — Mogaba zmarszczył brwi. Dla mnie również brzmiało to jak bełkot. — Wyjęć wywodzi się z grupy Dziesięciu Schwytanych. — Wiem o tym. — Władczyni Burz także ukończyła z dyplomem tę szkołę niewolników. Kolejną absolwentką jest siostra Senjak. Nazywają ją Duszołap. — Myślę, że się już spotkaliśmy. — Tak. Zawstydziła cię w Stormgardzie. Tak naprawdę była to Pani, czyż nie? Mogaba skinął głową. Byłem zaskoczony. Z czasem widocznie nauczył się hamować swój wybuchowy charakter. — Parę lat temu okoliczności zmyliły Wyjca i mnie. Pojmaliśmy Duszołap przekonani, że więzimy jej siostrę. Przybrała wtedy postać Senjak, tak więc pomyłka była raczej jej błędem. Uciekła podczas zamieszania, które powstało później. Nie traktowaliśmy jej surowo, a mimo to okazywała niczym nie uzasadnioną złą wolę. Oszukała nas już wcześniej i czeka teraz na okazję wyrządzenia nam większej krzywdy. — Sądzisz, że jeśli opuścisz Przeoczenie, mogłaby się wprosić do środka i zapomnieć zamknąć za sobą drzwi? — Właśnie. Ha! Wyobraźcie sobie kradzież tej niewiarygodnej fortecy. — Tak więc czy mi się to podoba czy nie, wszystko rozstrzygnie się na równinie Charandaprash — westchnął Mogaba. — Owszem. Wygrasz? — Tak. — Mogaba nigdy nie tracił wiary w siebie. — Tak długo, jak Konował jest człowiekiem, jakiego znałem, naznaczonym rysą słabości. — Jest taki? — Ukrywa się za wieloma maskami. Łagodność może być jedną z nich. — A więc nie lekceważ go. — Wystawiamy na próbę jego siłę, a nie słabość. Pozwalamy mu myśleć, planować i manewrować, nie musi więc być subtelny. Jego siły rosną wszędzie. Wzdłuż granicy ludzie bardziej się boją Czarnej Kompanii niż ciebie. Dla czystej złośliwości nie warto napuszczać go na Singhów. Konował, którego pamiętam, wziąłby więźniów. Przebaczyłby Dusicielom zdecydowanym porzucić swoją religię. Akurat, pomyślałem sarkastycznie. Potem jednak zastanowiłem się, czy Mogaba nie może mieć racji. Dawno temu Konował przebaczał. — Może Senjak chce kogoś ukarać dla przykładu. — Możliwe. Jest twarda. Ale jej wpływ nie wyjaśnia, dlaczego Konował spędza całe życie, próbując dostać Klingę. Co? To było coś nowego. — Klinga zdezerterował. — Ja też. I to ja byłem Kompanią. Klinga był tylko poszukiwaczem przygód, nie bratem. Mnie tak nie ścigał, a z Klingą toczy prywatną wojnę. Kłótnie z Klingą i jego późniejsza ucieczka i zdrada sprawiły zawód wielu ludziom, a zwłaszcza jego kumplom, Cordy'emu i Wierzbie. Moje imię było na początku tej listy. Po kątach szeptano, że Konował odkrył coś poważnego pomiędzy Klingą a Panią. Jakkolwiek było, Konował zaczął ścigać go równie obsesyjnie jak Singha. Pani nie wtrącała się do tej zemsty, ale również nie śpieszyła z pomocą. — Co cię martwi? — Konował. W pewien sposób stał się niebezpiecznie nieprzewidywalny, a równocześnie staje się 79 arcykapłanem legendy Czarnej Kompanii, która nie uznaje żadnych bogów przed jego bezcennymi Kronikami. To nie była prawda. Konował wykazywał coraz mniejsze zainteresowanie, ale pozwalał Mogabie na przesadę. Chciał coś uzyskać. — Obawiam się, że mógł się tak zmienić — ciągnął Mogaba — że zaatakuje w zupełnie nowy sposób, a my się zorientujemy, gdy już będzie za późno. — Jeżeli przyjdzie. Czeka na niego tylko klęska. — Przyjdzie. Ale czy ostateczny wynik jest taki pewny? Miałem wrażenie, że obu nurtowały znacznie poważniejsze wątpliwości. Zwłaszcza co do siebie nawzajem. — Wykręcasz się od jasnych odpowiedzi. Przestań. Boisz się go? — Przeraża mnie. Bardziej niż Pani. Ona nie kryje swojej wrogości. Przychodzi prosto do ciebie z całą swoją siłą. Konował zamydli ci oczy, a potem wbije nóż w plecy. On też przyjdzie ze wszystkim, co ma, ale jak tego użyje? Nie należy do ludzi honoru. Mogaba nie miał naprawdę na myśli, że Konował postępuje niehonorowo. Nie był jedynie dżentelmenem w takim sensie, jak to pojmował Mogaba, który sam siebie nie mógł już uważać za rycerza. — Jest szalony — podjął po chwili. — Nie wierzę, że zdaje sobie sprawę z tego, co robi. Musiał stanąć twarzą w twarz z wydarzeniami, o których nie ma mowy w jego Kronikach. Znowu błąd, koleś. Po czterystu latach można już znaleźć w Kronikach wszystko. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać.
|
Wątki
|