Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń 64 Kraj na pół bracia dzielili, poczną panować Krak z Lechem. I Krak ma ziemi połowę, i Lech połowę ma ziemi. Lech patrzy na brata z trwogą, starszy mi kark zgniecie nogą. Jedźmy do lasu na łowy, bracie, na zwierza dzikiego, jedźmy razem w puszczę ciemną... będziem gonić jelenie, będziem zabijać niediwiedzie. Siedli na koń, siostra z wieży prosi: nie jedźcie na łowy - krucy dziś krakali rano i sen miałam w nocy krwawy. Weźcie czeladź, weźcie z sobą, zwierz jest dziki, las jest czarny. A Krak śmieje się i rzecze: Zwierz i las niestraszny dla nas. Aż w puszczę ciemną wjechali - wtem młodszy staje i rzecze: Tutaj ci, bracie, umierać, ja całe państwo zagarnę. Rzekł i młotem w skroń mu ciska, aż krew szkarłatna wytryska i Krak na ziemię upada. Co tu czynić z ciałem brata? Z ziemi wilcy je wygrzebią, po trupie poznają ludzie. Mieczem go rąbie na ćwierci, tnie go na drobne kawały i na rozstajach je grzebie. Piaskiem białym przysypuje, nogami ubija ziemię. Księżyc i gwiazdy patrzały, puszcza ich widziała ciemna; księżyc, gwiazdy nie wydały, puszczy nikt nie słuchał głosu. Jedzie na gród Lech i płacze, suknię rozdarł, ręce łamie. Biada mi - oto zwierz srogi brata zagryzł w ciemnym lesie. Krew widzicie na mej szacie, bom go bronił nadaremno. Lech wziął po nim ziemię całą i sam panował na grodzie. Na rozstajach, kędy ciało białym piaskiem przysypane, jasne lilije wyrosły, kwitną i z wiatrem bujają, wiatrom jęcząc powiadają: Tutaj jest Kraka mogiła, ręka brata go zabiła. Ludzie idą nocą drogą, dziwne głosy słyszą z trwogą, wiatr odwiewa Kraka ciało. Na zamek niosą je ludzie, starszyzna na gród się zbiera. Niechaj ten, co zabił brata, idzie z ziemi na kraj świata, kędy oczy go poniosą. Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń 65 Wanda została jedyna, która bogom ślubowała. Ona będzie nam królową. - Jak mam być królową waszą, kiedym bogom ślubowała, że męża nie będę miała?... Wanda morza, Wanda ziemi, Wanda powietrza królowa, naród śpiewa i wykrzyka: - Córka Kraka niech panuje! Na granicy, na rubieży Niemiec siedzi jak lis w jamie, wieść do niego szybka bieży: dziewka siedzi na stolicy, wianek ma miasto korony, kądziel miasto miecza trzyma, męża nie chce, pana nie ma! Rytgar kupy zbiera zbrojne, na bezbronny kraj, na wojnę. I stanęli na granicy, i śle posły do dziewicy: - Mężem twoim chcę być Wando, lub twe ziemie ogniem, mieczem przejdziem, spalim i wysieczem. - Już pola wojsko zalewa i las oszczepów się jeży, świecą tarcze, chrzęszczą bronie. Przyszły posły, Wanda staje. - Ślubowałam bogom wiarę, męża nigdy mieć nie będę. Chcecie wojny? Wojsko sprawię, niech rozstrzyga bitwa krwawa. Posły poszły, wojska płyną, pola, góry wnet obsiadły. Wanda z mieczem, skronie w wianku, przodem jedzie, twarzą świeci. Patrzaj, Niemcze, licz swe siły. Pojrzał Rytgar, kędy były - ani śladu, ani słychu, pierzchło wojsko w lasy, góry. Sam się został Rytgar srogi. Losy swoje klnie i bogi, miecza dobył, pierś przeszywa - królujże, Wando szczęśliwa. Zwycięska wraca królowa.,. i na gród swój naród woła, Wyszła z wianuszkiem u czoła, w sukni białej, z kwiatkiem w dłoni. - Pozdrawiam was, cni ojcowie. Przyszła na mnie ma godzina, życiem bogom ślubowała, na raz oddam im je cale, niż o rękę bić się mają ci, co ziemi pożądają. Wiedźcie mnie do Wisty brzega, nad głębinę, nad wir wielki. - Rzekła i w Wisłę się rzuca. Naród płacze swej królowej, cały się zbiega do ciała i sypie pani mogiłę, i pieśń o niej wieczną śpiewa. Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń 66 Bóg wam zdrowie niechaj daje - a pieśń przy mnie niech zostaje... Nie opodal siedzący Hengo, gdy o Rytgarze zaśpiewał stary, jął dyszeć i sapać tak, że go ślepiec poczuł. Wnet też ledwie dokończywszy począł się, kijem o ziemię opierając, podnosić. Pomogli mu Sambor i pachołcy. - Cóż ci to, stary? - zapytał smerda. -- Obcegom poczuł - rzekł trzęsącym głosem Słowan - przed obcym śpiewałem... jakbym miód lał w kałużę! I wnet mrucząc niespokojny, z nasępionymi brwiami wyrywać się zaczął do pochodu, chłopca przed sobą kijem gnając. Nie śmiano go wstrzymywać. Parę razy gniewny odwrócił głowę i oddalił się szybko, dłonią ucisnąwszy struny, aby dźwięku wydać nie śmiały, usta zacisnąwszy, aby się z nich głos nie dobył Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń 67 ROZDZIAŁ 5 Cała też gromada do koni zraz ruszyła, bo czas było w dalszą drogę. Tuż i rzekę w bród przebywać było potrzeba, a Gerda na swojego konia wziął Sambora... Na przeciwnym brzegu widniało pólko zasiane i obrzucone zasiekiem, ale niedźwiedzie go nocą splądrowały. Las był tu przerzedzony, pnie w nim sterczały poopalane. Dalej pasło się koni stado i zbrojny człek go pilnował, z rogiem u pasa, a pałką nasiekiwaną w ręku.Znowu przejechali gaj i tu dopiero szersza pola przestrzeń przed nim się odkryła. Nie opodal już widać było jezioro wielkie, w którym się słońce zachodzące przeglądało. Nad wodami jego ptastwo unosiło się stadami, czółna stały u brzegów, inne przesuwały w dali. Hengo i Sambor, podniósłszy oczy, ujrzeli w odległości wysoką,
|
Wątki
|