Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
— Madam, w kwaterze dla wyŜszych oficerów czeka ktoś na panią. PoniewaŜ Anna nic z tego nie zrozumiała, skinął ręką, Ŝeby poszła za nim. Przy drzwiach do kabiny aspirant stanął z boku i puścił ją przodem. Anna zatrzymała się w drzwiach i rozejrzała podejrzliwie, trzymając torbę podróŜną w geście obronnym przed sobą. Załoga i goście zabrali się juŜ ochoczo do okrętowych zapasów dŜinu z tonikiem, ale oficer flagowy zauwaŜył Annę. — Ach, tu pani jest. To ta kobieta. Wyciągnął jednego z cywilów z grupy stojących wokoło męŜczyzn i podprowadził go do Anny. Ta przyjrzała się uwaŜnie obcemu. Był szczupły, o wręcz chłopięcej figurze, ubrany w szary, elegancki trzyczęściowy garnitur z drogiego materiału. — Mevrou Stok? — zapytał niemal nieśmiało i Anna ze zdumieniem stwierdziła, Ŝe tamten nie tylko nie jest chłopcem, ale wydaje się o kilka lat starszy od niej. — Anna Stok? — powtórzył męŜczyzna. Włosy przerzedziły mu się mocno na skroniach, ale za to rosły swobodnie z tyłu głowy i opadały na ramiona. Powinno się go zaprowadzić do fryzjera, pomyślała Anna i odpowiedziała: — Ja, nazywam się Anna Stok. MęŜczyzna odpowiedział w afrikaans, z którym Anna nie miała kłopotów: — Bardzo miłe spotkanie — aangename kennis. — Nazywam się pułkownik Garrick Courteney. Jestem niepocieszony, podobnie jak pani, tą okropną stratą. Anna przez chwilę nie rozumiała, o czym ten męŜczyzna mówi. Przyglądając mu się uwaŜnie dostrzegła, Ŝe z długich włosów opadł mu łupieŜ na kołnierzyk kosztownego garnituru, przy kamizelce zaś brakuje jednego guzika, po którym została jedynie nitka. Na krawacie pułkownika widniała nieduŜa tłusta plama, a czubek jednego buta był przydeptany. Kawaler, pomyślała Anna. Mimo inteligentnych oczu i zmysłowych ust w męŜczyźnie tym było coś chłopięcego, bardzo delikatnego i Anna poczuła, jak budzi się w niej instynkt macierzyński. Tamten podszedł bliŜej i jego niezgrabne ruchy przypomniały Annie, co generał Sean Courteney mówił Centaine o swoim bracie. Garrick Courteney stracił nogę jako chłopiec w czasie polowania. — Po tym, jak mój syn zginął w akcji — Garry zniŜył głos i spojrzenie jego oczu wystarczyło, Ŝeby zmiękczyć serce Anny — ta nowa strata jest zbyt trudna do zniesienia. Nie tylko utraciłem syna, ale takŜe córkę i wnuka, zanim jeszcze mogłem ich poznać. Anna w końcu pojęła, o czym on mówi, i twarz jej zaczerwieniła się od tak okropnego gniewu, Ŝe Garry instynktownie cofnął się o krok. — Niech pan nigdy tego nie powtarza! — Anna zrobiła krok naprzód, zbliŜając twarz do jego głowy, tak Ŝe ich nosy niemal się zetknęły. — Niech pan się nie ośmiela tak mówić! — Madam... — Garry zaczął się jąkać. — Bardzo przepraszam, nic nie rozumiem — czyŜbym w czymś panią uraził? — Centaine nie zginęła i nie wolno panu o niej w ten sposób mówić! Rozumie pan? — Chce pani powiedzieć, Ŝe Ŝona Michaela Ŝyje? — Tak. Centaine Ŝyje. Oczywiście, Ŝe Ŝyje. — Gdzie jest? W niebieskich oczach Garry'ego rozbłysły radosne iskry. — Tego musimy się właśnie dowiedzieć — odparła zdecydowanie Anna. — Musimy ją znaleźć: pan i ja. Garrick Courteney miał apartament w hotelu Mount Nelson w samym centrum Kapsztadu. W zasadzie dla szanującego się podróŜnika odwiedzającego Przylądek Dobrej Nadziei nie było bardziej odpowiedniego miejsca. Księga gości hotelowych przypominała listę honorową: męŜowie stanu i sławni podróŜnicy, potentaci diamentowi i znani myśliwi, ksiąŜęta i admirałowie, wszyscy sławni ludzie wybierali hotel Mount Nelson. Bracia Courteney, Sean i Garrick, mieli apartament naroŜny na ostatnim piętrze, z widokiem na ogrody załoŜone przez zarządców Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej i dalej, ponad wodami zatoki Table, aŜ ku ciągnącym się na horyzoncie niebieskawym górom. Z drugiej strony zaś skaliste zbocza Góry Stołowej zasłaniały połowę nieba. Te legendarne widoki nawet nie zwróciły uwagi Anny. Rozejrzała się po pokoju gościnnym, następnie postawiła torbę podróŜną na stole i zaczęła w niej czegoś szukać. Po chwili wyjęła zdjęcia w srebrnych ramkach i podała je Garrickowi, który krąŜył obok niej niezdecydowanie. — Dobry BoŜe — to Michael! — Garry wziął od niej zdjęcia i z napięciem zaczął wpatrywać się w fotografię 21. eskadry zrobioną zaledwie kilka miesięcy wcześniej. — AŜ trudno uwierzyć... — Zaczerpnął powietrza, zanim zadał pytanie: — Czy mógłbym sobie zrobić odbitkę z tego zdjęcia? Anna skinęła głową i Garry skoncentrował się na pozostałych dwóch fotografiach. — Czy to jest Centaine? — wymówił jej imię z angielskim akcentem. — To jej matka. — Anna wskazała na drugą ramkę. — To jest Centaine. — Poprawiła jego wymowę. — Są bardzo podobne do siebie. — Garry obrócił zdjęcia pod światło, Ŝeby lepiej się przyjrzeć. — Matka jest moŜe piękniejsza, ale córka — Centaine — ma więcej siły charakteru. Anna znowu skinęła głową. — Teraz wie pan, dlaczego nie mogła zginąć. Ona nigdy się nie poddaje. — Zaczęła mówić szybko i zdecydowanie. — Ale my tu tracimy czas. Potrzebujemy mapy. W kilka minut po telefonie Garry'ego słuŜący hotelowy zastukał do drzwi. Garrick rozłoŜył mapę na stole. —Nie znam się na tych rzeczach — stwierdziła po chwili Anna. — Niech mi pan pokaŜe, w którym miejscu nasz okręt został storpedowany. Garry wcześniej otrzymał informacje od oficera nawigacyjnego z ,,Inflexible'a" i zaznaczył to miejsce na mapie. — Widzi pan?! — zawołała triumfalnie kobieta. — Tylko kilka centymetrów od lądu. — Przejechała palcem po konturze Afryki. — Tak blisko, tak bardzo blisko... — To jest jakieś sto kilometrów, moŜe nawet więcej. — Czy pan zawsze widzi tylko kłopoty? — warknęła na niego Anna. — Powiedziano mi, Ŝe prąd biegnie w stronę brzegu, a tego dnia wiał silny wiatr równieŜ w stronę lądu. Zresztą znam dobrze moją małą dziewczynkę. — Prąd biegnie w tym miejscu z szybkością jakichś czterech węzłów, a dodając do tego wiatr... — Garry szybko dokonał obliczeń. — To jest moŜliwe, chociaŜ zajęłoby jej kilka dni. Garrick Courteney czuł się wspaniale. Podobała mu się absolutna pewność siebie Anny Stok. Przez całe Ŝycie cierpiał z powodu swojego niezdecydowania i wiecznych wątpliwości. Nie pamiętał, Ŝeby
|
WÄ…tki
|