X


Gdy wreszcie ogłoszono przerwę śniadaniową, Frank natychmiast wstał ze swojego miejsca...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Tak jak się spodziewał, przez cały ranek nie udało się uzgodnić zupełnie nic. Przez ostatnie godziny trochę się przysłuchiwał kłótni, ale głównie rozmyślał i szukał wyjścia z tego impasu, kreśląc w rysowniku przenośnego komputera szkicowy schemat. Pieniądze, ludzie, ziemia, broń. Stare równania, stare kompromisy. Jednak nie szukał oryginalności; chciał znaleźć coś, co zadziała.
W oficjalnych debatach przy stole nic nie uzgodnią, to było pewne. Ktoś musiał przeciąć ten węzeł gordyjski. Dlatego też Frank podszedł do delegacji hinduskiej i chińskiej. Stanowili grupę około dziesięciu osób, które teraz konferowały w bocznym, wolnym od kamer pokoju. Po zwykłej wymianie uprzejmości Chalmers zaproponował dwóm przywódcom, Hanavadzie i Sungowi, wspólny spacer po pomoście widokowym. Mężczyźni spojrzeli po sobie, przez chwilę z pomocą tłumaczy wymieniali szybkie uwagi w dialekcie mandaryńskim i języku hindi, a potem przystali na propozycję.
We trójkę opuścili więc piętro konferencyjne i ruszyli korytarzami do mostu, a potem sztywnym tunelem spacerowym, który niczym napowietrzny most rozpościerał się ponad doliną, łącząc ich płaskowzgórze z wyższym, znajdującym się na południu. Z mostu rozciągał się wspaniały widok, toteż jego cztery kilometry stale przemierzały tłumy ludzi, którzy co chwila zatrzymywali się zapatrzeni w leżące pod nimi Burroughs.
- Słuchajcie, panowie - zagaił Chalmers swoich dwóch towarzyszy - koszty emigracji są tak wielkie, że wysyłając waszych ludzi z Ziemi na Marsa nigdy nie uda wam się zmniejszyć problemów populacyjnych. Wiecie o tym, prawda? A jeśli chodzi o tereny, w swoich własnych krajach macie ich i tak o wiele więcej i znacznie łatwiejszych do przystosowania dla ludzi. To, czego potrzebujecie od Marsa, to nie tereny, ale bogactwa naturalne, albo pieniądze. Czerwona Planeta jest wam potrzebna tylko po to, abyście mogli otrzymać należną wam część bogactw, wasz udział. Nie nadążacie za Północą właśnie z tego powodu - ponieważ w czasie kolonialnym bogata biała Północ zabrała wam wasze bogactwa i nie zapłaciła za to. Powinniście więc teraz otrzymać zadośćuczynienie.
- Boję się, że tak naprawdę okres kolonialny nigdy się nie skończył - odezwał się uprzejmie Hanavada.
Chalmers skinął głową.
- To właśnie oznacza ponad-narodowy kapitalizm - teraz wszystkie nasze kraje są koloniami. Wywiera się na nas tutaj straszliwe naciski, abyśmy zmienili traktat w taki sposób, aby większość zysków z tutejszych kopalń szła na konto ponad-narodowców. Państwa wysoko rozwinięte są bardzo drażliwe na tym punkcie.
- To wiemy - odparł Hanavada, kiwając głową.
- W porządku. Proponujecie emigrację proporcjonalną, co jest dokładnie tak samo racjonalne, jak podział zysków proporcjonalnie do nakładów inwestycyjnych. Ale żadna z tych propozycji nie oznacza dla was dobrego interesu. Emigracja nie da wam wiele, pieniądze natomiast tak... Tymczasem państwa wysoko rozwinięte same mają nowy problem populacyjny, więc podział proporcjonalny nie będzie dla was wcale taki korzystny. Oni oszczędziliby wtedy pieniądze, które w przeciwnym razie trafiłyby przede wszystkim do konsorcjów ponad-narodowych i natychmiast przekształciłyby się w kapitał swobodnie przepływający, znajdujący się poza kontrolą jakiegokolwiek państwa. Więc dlaczego kraje rozwinięte nie miałyby wam dać sporej części tej sumy? Tak czy owak, pieniądze te nie pochodziłyby z ich kieszeni.
Sung z poważną miną szybko skinął głową. Być może przewidzieli coś takiego, być może ich propozycja miała właśnie taką reakcję wywołać. Może tylko czekali, aż Frank im to właśnie powie. Tak czy owak, ich zgoda znacznie ułatwiała całą sprawę.
- Sądzi pan, że wasze rządy zgodzą się na taką wymianę? - spytał Sung.
- Tak - odrzekł Chalmers. - W jaki skuteczniejszy sposób mogłyby potwierdzić swoją przewagę nad konsorcjami? Podział zysków przypomina w jakiś sposób wasze stare ruchy narodowościowe, tylko że tym razem skorzystałyby na tym wszystkie państwa. Nazwałbym to internacjonalizacją, jeśli panowie wolicie.
- W ten sposób zostaną zredukowane inwestycje korporacji - zauważył Hanavada.
- Co tylko ucieszy “czerwonych” - powiedział Chalmers. - A właściwie większość członków koalicji “Nasz Mars”.
- A co na to pański rząd? - spytał Hanavada.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Drogi uĹźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.