Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
To było dawno temu.
- Nie aż tak. To właśnie mój informator w Moskwie przekazał nam tę bzdurę o tobie i Wężu. Beowulf i Wąż! Mój Boże, jak ci głupcy w Waszyngtonie mogli dać się na to nabrać? - To skomplikowana sprawa. Najpierw zobaczył reflektory, dopiero potem usłyszał silnik. Na parking podjechała londyńska taksówka. Jej kierowcą jednak nie był taksówkarz lecz Roger Symonds. Nie pierwszej już młodości oficer MI-6 wysiadł, przeciągnął się i przez chwilę mrugał oczami, jakby ogarniając sytuację. Nic się nie zmienił przez te lata, kiedy się nie widzieli. Wciąż miał lekką nadwagę i tę samą niesforną, zmierzwioną strzechę kasztanowych włosów. Pod pozornym zagubieniem krył się jeden z najświetniejszych analitycznych umysłów; Symonds był weteranem wielu pierwszoplanowych operacji. Niełatwo było oszukać tego człowieka, mówiąc mu nieprawdę lub niecałą prawdę. - Bray, jakże się masz? - powiedział Symonds, wyciągając rękę. - Nie musisz odpowiadać, zaraz do tego dojdziemy. Możesz mi wierzyć, że te taksówki wcale nie są łatwe w prowadzeniu. Czuję się, jakbym właśnie rozegrał najcięższy w historii mecz rugby. W przyszłości będę o wiele hojniejszy dla taksówkarzy. Roger rozejrzał się, przywitał skinieniem głowy swoich ludzi i patrząc na furtkę wiodącą na plac zabaw, dodał: - Chodźmy się przejść. Jeśli będziesz grzecznym chłopcem, może cię pohuśtam. Anglik słuchał w milczeniu, gdy Bray, siedząc nieruchomo na huśtawce, opowiadał mu historię o wielkich przesunięciach kapitału. Kiedy skończył, Symonds podszedł od tyłu i pchnął go w plecy. - Masz co ci obiecałem, choć nie zasłużyłeś. Nie byłeś grzeczny. - Dlaczego? - Nie powiedziałeś mi wszystkiego. - Chodzi ci o to, że nie rozumiesz, dlaczego proszę, żebyś nie wspominał mojego nazwiska Waverly'emu? - Nie, to oczywiste. Jest w stałym kontakcie z Waszyngtonem. Nieoficjalne spotkanie z byłym pracownikiem amerykańskiego wywiadu nie powinno figurować w jego terminarzu. Jak wiesz, raczej nie zwracamy się do siebie nawzajem z prośbą o azyl. Wezmę na siebie całą odpowiedzialność, jeśli będzie trzeba. - Więc o co ci chodzi? - O ludzi, którzy cię poszukują. Nie tych z Grosvenor Square, oczywiście, ale tych innych. Nie byłeś szczery; powiedziałeś mi, że są dobrzy, ale nie sprecyzowałeś jak dobrzy. Ani skąd czerpią wiadomości. - Co masz na myśli? - Wyjęliśmy twoją teczkę i wybraliśmy trzech ludzi, których znasz, po czym zadzwoniliśmy do nich, niby w twoim imieniu, wyznaczając miejsce spotkania. Wszystkie trzy rozmowy zostały podsłuchane, a ludzi śledzono. - Czemu cię to dziwi? Przecież sam cię uprzedzałem. - Dziwi mnie to, ponieważ jedna z tych osób była znana tylko nam. Nie MI-5, nie Secret Service, nawet nie Admiralicji. Tylko nam. - Kto to był? - Grimes. - Nigdy o nim nie słyszałem. - Spotkałeś go tylko raz. W Pradze. Pod nazwiskiem Brazuk. - KGB - powiedział zdumiony Scofield. - Uciekł w siedemdziesiątym drugim. Oddałem go wam. Nie chciał mieć z nami nic wspólnego, a nie było sensu go marnować. - Ale tylko ty to wiedziałeś. Nie pisnąłeś ani słowa swoim, i prawdę mówiąc, my w MI-6 zebraliśmy całą chwałę za ten nabytek. - Wobec tego macie przeciek. - Niemożliwe. Od nas nie dowiedzieli się nic. - Dlaczego tak sądzisz? - Powiedziałeś, że odkryłeś te globalne finansowe manipulacje dopiero niedawno. Nie bądźmy drobiazgowi i powiedzmy, że kilka miesięcy temu, w porządku? - Tak. - I od tej pory ci, którzy chcą cię uciszyć, nie dają ci spokoju, tak? Bray przytaknął. Oficer MI-6 nachylił się z ręką na łańcuchu nad głową Scofielda. - Od dnia, kiedy dwa i pół roku temu objąłem obecne stanowisko, teczka personalna Beowulfa Agate jest w moim prywatnym sejfie. Żeby ją wyjąć, potrzebne są dwa podpisy, z tego jeden mój. Nie wyjmowano jej, a jest to jedyne źródło w Anglii, które mówi o twoim powiązaniu z ucieczką Grimesa-Brazuka. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Jest tylko jeszcze jedno miejsce, gdzie można uzyskać tę informację. - Wymień je. - Moskwa. - Symonds wypowiedział to słowo ledwie słyszalnie. Bray potrząsnął głową. - To by znaczyło, że znają jego obecne nazwisko - rzekł.
|
WÄ…tki
|