Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
W jaki sposób to zrobi, kiedy będziesz ciągle przy nim?
Obdarzyła go długim, chłodnym spojrzeniem. - Mogę wyrazić swe myśli innymi słowami. - Nie śpiesz się, ojcze. Chętnie poczekam. - Dziadku - odezwał się Garion wstrzymując swego wierzchowca. - Właśnie rozmawiałem z wilczycą. Mówi, że w lesie jest jakieś duże zwierzę. - Może niedźwiedź? - Nie sądzę. Wywęszyła je kilka razy, a prawdopodobnie rozpoznałaby woń niedźwiedzia. - Raczej tak. - Nie powiedziała tego wprost, lecz odniosłem wrażenie, że to coś nie wybrzydza jeśli chodzi o jedzenie. - Przerwał. - Czy to tylko moja wyobraźnia, czy rzeczywiście jest ona dziwnym wilkiem? - Co konkretnie masz na myśli? - Mówi tyle, ile może przekazać mową wilków, a ja czuję, że ma do powiedzenia dużo więcej. - Jest po prostu bystra. To wszystko. To rzadka cecha u samic, ale słyszałem o takich przypadkach. - Rozmowa zaczyna przybierać fascynujący kierunek - zauważyła Polgara. - Och - zdziwił się starzec - wciąż tu jesteś, Pol? Sądziłem, że do tej pory znalazłaś sobie coś do roboty. Zmroziła go lodowatym spojrzeniem, lecz zdawał się zupełnie tym nie przejmować. - Lepiej ostrzeż pozostałych - zwrócił się do Gariona. - Wilk minąłby zwyczajne zwierzę bez słowa komentarza. Bez względu na to, co to za stwór, jest on niezwykły, a niezwykły zazwyczaj oznacza niebezpieczny. Powiedz Ce’Nedrze, żeby dołączyła do reszty. Wystawia się na niebezpieczeństwo wlokąc się w ogonie. - Zastanowił się chwilę. - Nie mów nic, co mogłoby ją przerazić, lecz każ Liselle usiąść z nią na wozie. - Liselle? - Ta płowowłosa, z uroczymi dołeczkami w policzkach. - Wiem, kto to Liselle, dziadku. Czy nie lepiej byłoby posadzić tam Durnika, albo Totha? - Nie. Gdyby któryś z nich dołączył do Ce’Nedry, natychmiast domyśliłaby się, że coś nie tak, i mogłaby się przerazić. Zwierzę na łowach z łatwością wyczuje strach. Nie wystawiajmy jej niepotrzebnie na niebezpieczeństwo. Liselle jest świetnym wojownikiem i prawdopodobnie ma gdzieś ukryte dwa lub trzy sztylety. - Wyszczerzył zęby w chytrym uśmiechu. - Sądzę, że Silk powiedziałby ci, gdzie dokładnie się znajdują - dodał. - Ojcze! - wysapała Polgara. - Chcesz powiedzieć, że o niczym nie wiedziałaś, Pol? Wielkie nieba, cóż za brak spostrzegawczości! - Punkt dla ciebie - podsumował Garion. - Cieszę się, że ci się podobało. - Belgarath uśmiechnął się szelmowsko do Polgary. Garion odwrócił Chretienne tak, żeby ciocia nie widziała uśmiechu, którego nie mógł powstrzymać. Tej nocy z większą niż zazwyczaj ostrożnością rozbili obóz, wybierając do tego celu niewielki osinowy zagajnik położony między stromym urwiskiem z jednej strony a głębokim potokiem górskim z drugiej. Kiedy słońce zatopiło się w wiecznych śniegach ponad nimi i zmrok wypełnił wąwozy i przełomy lazurowymi cieniami, powrócił Beldin. - Czy trochę nie za wcześnie na postój? - spytał przybrawszy uprzednio ludzką postać. - Konie są zmęczone - Belgarath rzucił ukośne spojrzenie na Ce’Nedrę. - To wyjątkowo stromy szlak. - Poczekaj, poczekaj - zamruczał Beldin kuśtykając w kierunku ognia. - Dalej robi się jeszcze bardziej stromy. - Co ci się stało w nogę? - Trochę posprzeczałem się z orłem. Co za głupie ptaszyska z tych orłów. Nie potrafił odróżnić jastrzębia od gołębia. Musiałem dać mu lekcję. Dziobnął mnie, kiedy wyszarpywałem mu pióra z ogona. - Wujku - odezwała się z wymówką Polgara. - Sam zaczął. - Czy widziałeś jakieś oddziały? - spytał go Belgarath. - Trochę Darshivan. Są jakieś dwa lub trzy dni drogi za nami. Armia Urvona wycofuje się. Teraz, kiedy zabrakło jego i Nahaza nie widzą sensu, żeby pozostać. - Dzięki temu pozbyliśmy się chociaż części wojska, które deptało nam po piętach - powiedział Silk. - Nie popadaj zbyt szybko w euforię - odparł Beldin. - Kiedy nie ma już Strażników i Karandów, Darshivanie skoncentrują się wyłącznie na nas. - To prawda. Sądzisz, że wiedzą, że tu jesteśmy? - Zandramas na pewno, a chyba nie będzie ukrywała takiej wiadomości przed swoimi żołnierzami. Jutro późnym rankiem prawdopodobnie natraficie na śnieg. Dobrze by było pomyśleć, w jaki sposób zatrzeć ślady. - Rozejrzał się dokoła. - Gdzie twój wilk? - spytał Gariona. - Poluje i szuka śladów swego stada. - Zaraz, zaraz - odezwał się cicho Belgarath upewniając się, że Ce’Nedra nie usłyszy jego słów. - Wilk powiedział Garionowi, że na tym terenie poluje jakieś duże zwierzę. Pol wybierze się dziś w nocy na zwiad, lecz nie zaszkodzi, żebyś i ty trochę jutro powęszył. Nie jestem w nastroju do niespodzianek. - Zobaczę co da się zrobić. Sadi i Velvet siedzieli z drugiej strony ogniska. Ustawili przy nim małą glinianą butelkę i próbowali wywabić Zith i jej potomstwo podsuwając pod otwór naczynia kawałki sera. - Szkoda, że nie mamy mleka - odezwał się kontraltem Sadi. - Mleko jest wyśmienite dla małych węży. Wzmacnia ich zęby. - Postaram się nie zapomnieć - powiedziała Velvet. - Czy planujesz zrobić karierę jako piastunka węży, margrabino? - To miłe, małe stworzonka - odparła. - Są czyste i ciche. Nie jedzą zbyt dużo. Poza tym, okazują się niezwykle pożyteczne w nagłych wypadkach. Uśmiechnął się do niej tkliwie. - Jeszcze zrobimy z ciebie Nyissankę, Liselle. - Ja do tego ręki nie przyłożę - mruknął posępnie Silk do Gariona.
|
WÄ…tki
|