„Reprodukcja"

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

A gdzie problemy?
W pierwszej zasadzie przechodzi się skromnie do porządku dziennego nad tym, że już samo
powstawanie specyficznych form stanowi absolutną zagadkę; w drugiej, trzeciej i czwartej
nad niezaprzeczalną niewytłumaczalnością wymienionych procesów.
Różnorodność form materii (ożywionej czy nieożywionej) mogłaby wyjaśnić jedynie
koncepcja wszechświata pełnego niewidzialnych planów konstrukcyjnych, można
powiedzieć, szablonów dla wszelkich form i zachowań. Większość nie odważyła się posunąć
do takiej koncepcji; jednak nie Rupert Sheldrake.
Wprawdzie istniały już wyjaśnienia, ale były one niezadowalające pod względem
filozoficznym albo naukowym.
Nie wolno zapominać, że wspomniane cztery fenomeny są pojmowane w kategoriach skutku i
przyczyny. Forma nie może powstać „z niczego", system nie reguluje się „bez impulsu", a
regeneracja i reprodukcja nie następują „bez powodu".
I tu już dochodzi do gwałtownych konfliktów z przyjętymi poglądami.
Filozofowie albo zwolennicy dawniejszych dyscyplin mają ułatwione zadanie. Mówią o
sprawczych czynnikach albo siłach życiowych itd. Niczego się w ten sposób nie poddaje
rzeczywistej analizie, ale dziecku można przynajmniej nadać imię.
Naukowcy powołują się na programy genetyczne, chemiczne czy fizyczne, a więc w gruncie
rzeczy mechanistyczne, które w zasadzie działają jak programy kom-puterowe. Wynikają stąd
przy bliższym rozpatrzeniu natychmiast poważne problemy, brakuje bowiem programisty.
Jeśli przytoczyć argument, że analogia między programami genetycznymi a normalnymi
programami komputerowymi jest nietrafna, ponieważ program genetyczny można byłoby
porównać tylko z samoistnie się organizującym i odnawiającym programem komputerowym,
trudność polega na tym, że takich programów (komputerowych) nie ma. A nawet gdyby były,
to programista nie stałby się przez to zbędny. Byłby potrzebny, tylko wcześniej.
Jakkolwiek podchodzić do tego zagadnienia, to w taki czy inny sposób wszystko się
sprowadza do jednej elementarnej zasady podstawowej, której nie da się tak łatwo zbyć
mówieniem o ewolucji, programach genetycznych itd. Greccy mędrcy antyczni mieli coś
podobnego na myśli, używając terminu entelechia. Rozumie się przez to, że coś nosi swój cel
już w sobie. Nie dość na tym - jeśli normalna droga rozwoju zostaje zakłócona, to system
dąży do ostatecznego celu innymi drogami.
W przyrodzie ożywionej zasadę tę spotyka się wszędzie, trzeba tylko przyznać, że tak jest.
Przykładem są instynkty zwierząt (nie wyłączając Homo sapiens jako ssaka wszystkożernego,
który według Schopenhauera odróżnia się od reszty fauny jedynie wyprostowaną postawą i
złym charakterem). Reakcje instynktowne mogą być przekazywane za pośrednictwem
pamięci kolektywnej gatunku i prędzej czy później upowszechniają się jako wrodzony
zwyczaj całego gatunku.
Parapsycholog W. Carrington porównuje zachowanie instynktowne do tkania pajęczyny,
prowadzącego do włączenia indywiduum (w tym przypadku pająka) w szerszy system.
Jeszcze dalej idzie zoolog Alister Hardy. Jego zdaniem, wspólne wszystkim doświadczenie
spełnia funkcję uwewnętrznionego szablonu.
Jeśli doprowadzić rozumowanie do ostatecznej konsekwencji, to entelechia okazuje się,
można powiedzieć, zaprogramowanym procesem pamięci. Gatunek rozwija się zatem,
przybierając swoją ostateczną postać, ponieważ korzysta z pamięci wszystkich
wcześniejszych stadiów rozwojowych - każdej fazy ewolucji czy też rozwoju
indywidualnego.
To rzeczywiście śmiała myśl, ale nie pozbawiona sensu, choć wymagająca wyjaśnienia.
Ostatecznie jeszcze nie powiedzieliśmy, dlaczego te cztery wspomniane problemy biologii
mają tak zasadnicze znaczenie.
Rozważmy problem formy.
Z pozoru robi on niewinne wrażenie, nie widać tu żadnych sprzeczności. Wprawdzie na Ziemi
aż się roi od niezliczonych form, a reszta wszechświata z pewnością nie jest pod tym
względem uboższa, ale w czym tu właściwie problem? A konkretnie, czy ich istnienie, tak
samo jak ich różnorodność nie są dostatecznym dowodem na to, że po prostu właśnie im
udało się powstać?
Jak najbardziej, tylko jak mogło do tego dojść? Wydaje się, że zadawanie takich pytań to
dzielenie włosa na czworo. Ostatecznie dobrze znane są takie zjawiska jak dobór naturalny i
mutacje. Ich działanie wyjaśnia, w jaki sposób forma się krystalizuje przechodząc długi
łańcuch faz rozwoju i osiągając aktualnie ostateczną postać. Są to sprawy złożone, ale nie
tajemnicze.
Jeśli z tego punktu widzenia zbadamy sposób funkcjonowania fundamentalnych procesów w
dziedzinie elementarnej biologii, to ze zdumieniem przekonamy się, że nie wszystko tu jest
tak całkiem proste.
Demonstrują to poglądowo, co prawda ku frustracji biologów klasycznych, makrocząsteczki
(np. proteiny), których polipeptydowe łańcuchy (produkty rozszczepienia białkowej
przemiany materii) łączą się w skomplikowane formy trójwymiarowe.
W licznych eksperymentach doprowadzano czynnikami chemicznymi proteiny (cząsteczki
białka) do roz-winięcia się. Po ustaniu oddziaływania i przywróceniu pierwotnego środowiska
chemicznego cząsteczki te powracały do swojej normalnej struktury.
Co ciekawe, osiągały one zawsze ten sam strukturalny „el ostateczny", mimo że stany
wyjściowe i etapy pośrednie były różne.
Ten stabilny stan końcowy nie musi być jedyną możliwą strukturą minimalnej energii (tak się
określa stabilne, idealne stany równowagi, do których dążą struktury zgodnie z zasadami
termodynamiki).
Z obliczeń wynika, że istnieją niezliczone inne stadia końcowe takiego samego poziomu
energii i że są one równie prawdopodobne. Mimo to występuje zawsze tylko to jedno,
wstępnie zaprogramowane. Dziwne.
Istnieje obszerna literatura specjalistyczna poświęcona „problemowi minimum multiplum"
związanego z rozwinięciem protein.
Można by wysunąć zarzut, że taki przykład z głębin wnętrza komórki jest o wiele mniej
poglądowy niż na przykład równie tajemnicza sprawa uformowania nogi muchy albo
segmentu owocu. Zarzut ten jednak nie wytrzymuje krytyki. W rzeczywistości w przypadku
tworów prostych widać o wiele wyraźniej, niż w przypadku złożonych, zróżnicowanych
układów komórek, że nieustanna powtarzalność określonej (niekoniecznej) struktury jest
niewytłumaczalna.
Cóż więc proponuje Sheldrake, aby za jednym zamachem wyjaśnić wszystkie problemy
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.