Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
– Nie wiedziałem o tym. – Trudno się dziwić. Byłeś wtedy malutki. – Giles poruszył się niespokojnie, jakby walczył z wybuchem emocji. – Byłeś taki podobny do mamy. Nie chodzi nawet o wygląd, tylko o język i urok. Twoja energia zachwycała każdego, kto cię poznał, choć często zachowywałeś się jak dziecko diabła. Oburzałem się, kiedy uchodziły ci figle, za które ja dostałbym porządne rózgi. – Ponieważ ojciec mnie nienawidził, postanowiłem dać mu powód – sucho wyznał Robin. – Był ze mnie lepszy rozrabiaka niż posłuszny syn. Giles wzruszył ramionami. – Przeceniasz kwestię posłuszeństwa. Moje zdolności były ojcu przydatne, ale nigdy nie byłem dość dobry, choć bardzo się starałem. – Dlaczego mówisz o tym po tylu latach? – zdziwił się Robin. – Czego ode mnie oczekujesz? Giles popatrzył na swoją dużą dłoń. Wyglądał przy tym dziwnie bezbronnie. Odezwał się po bardzo długiej przerwie. – To może zabrzmi dziecinnie, przypuszczam jednak, że chciałem się przekonać, że... że naprawdę coś dla ciebie znaczę. Jesteś jedyną bliską mi osobą. Próbowałem być dobrym bratem, ale ponieważ ty zawsze wybierałeś własną drogę, niewiele mogłem ci pomóc. Ani z ojcem, ani ze szkołą, ani, oczywiście, wtedy, kiedy podjąłeś tę niedorzeczną decyzję, żeby w tak młodym wieku zająć się jednym z najniebezpieczniejszych fachów na ziemi. Robin zmarszczył brwi. – Oczywiście, że wiele dla mnie znaczysz. Powinieneś o tym wiedzieć. Na pewno pamiętasz, jak za tobą łaziłem, kiedy tylko wracałeś ze szkoły. Byłeś taki cierpliwy. Pragnąłem desperacko być taki jak ty. To było frustrujące, kiedy w końcu się przekonałem, że to niemożliwe. Po prostu jesteśmy inni. – To prawda – przyznał Giles, nadal wpatrując się w dłoń. – Ale to nie oznacza, że mi na tobie nie zależy – dodał Robin. – Byłeś dla mnie ojcem bardziej niż nasz szacowny rodzic. To co wiem o honorze, dyscyplinie i szacunku, nauczyłem się od ciebie. – Westchnął. – Myślę, że jeden z powodów, dla których zostałem szpiegiem, to to, iż chciałem, żebyś był ze mnie dumny. To prawda, że ta praca jest poniżająca, ale walka przeciw takiemu potworowi jak Bonaparte była ważną sprawą. Bardzo mnie bolał twój brak akceptacji dla tego co robię, ale nie mogłem się wycofać. Giles podniósł na brata oczy. – Nigdy nie pogardzałem tym, co robisz. W rzeczywistości byłem ogromnie dumny z twojej odwagi i sprytu. Robin uniósł brwi w zdziwieniu. – Naprawdę? Kiedy się kłóciliśmy, zawsze dotyczyło to mojej pracy. To czuło się w twoich listach, a do wybuchu doszło w czasie naszej ostatniej kłótni cztery lata temu. Giles odwrócił wzrok. – Przepraszam za tamtą noc, ale martwiłem się o ciebie. Wyglądałeś, jakbyś był bliski załamania nerwowego. Pomyślałem, że czas, żeby Anglia walczyła bez ciebie. – Nie byłem wtedy w najlepszej formie – przyznał Robin. – Ale powrót do spokojnego życia w Wolverhampton doprowadziłby mnie do szaleństwa. Wtedy lepiej dla mnie było zająć się pracą i ryzykować. – Jak powiedziałeś, bardzo się różniliśmy. Dla mnie Wolverhampton było zawsze schronieniem i miejscem odpoczynku. Znowu zapadła długa cisza. – Po śmierci matki w Wolverhampton nie było zbyt wiele miłości – odezwał się w końcu Robin. – Ojciec rozpaczał, a gniew zatruwał nas wszystkich. Nie śmiałem cię o nic prosić, bo się bałem, że zabraknie ci cierpliwości. Giles uśmiechnął się smutno. – Czułem się bardzo podobnie. Wiedziałem, że jeśli uczynię coś, co mogłoby bardziej napiąć nasze stosunki, odlecisz jak motyl i nigdy nie wrócisz. Robin z trudem przełknął ślinę. W tej chwili był bardziej bezbronny niż gdy przeszukiwał bibliotekę Napoleona. – Byłeś zbawieniem mojego dzieciństwa, Giles. Jesteś jednym z dwojga, nie, z trojga ludzi, za których oddałbym życie. Żałuję, że nie powiedziałem ci tego wcześniej. Tak mi przykro, że choć przez sekundę myślałeś, że mi na tobie nie zależy. Giles ukrył twarz w dłoniach. Kiedy opuścił ręce, w oczach lśniły mu łzy. – Bracia winni się kochać, ale sądziłem, że w naszym przypadku większość tych uczuć żywię ja. Giles miał rację, bracia powinni się kochać i oni się kochali. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę, prawie po trzydziestu trzech latach. To było takie proste. Bez słowa wyciągnął dłoń do Gilesa. Ten pochwycił ją skwapliwie. Teraz wreszcie Robin poczuł, że wrócił do domu. Puścił dłoń brata i powiedział: – Ta rozmowa powinna się odbyć już wiele lat temu – powiedział. – Mimo to dziwię się, dlaczego akurat teraz, w samym środku przyjęcia? Giles roześmiał się z zakłopotaniem. – Kiedy zauważyłem, jak zauroczyłeś Desdemonę, na powierzchnię wyszły wszystkie braterskie uprzedzenia. Nie przeszkadza mi, kiedy uwodzisz inne kobiety, ale ona jest dla mnie ważna. – Uwierz mi, że nie masz się czego obawiać. Cała nasza rozmowa dotyczyła ciebie. Ta kobieta wyobraża sobie, że potrafisz chodzić po wodzie. Nie wyprowadzałem jej z błędu. Domyślałem się, że masz w stosunku do niej jakieś plany i nadzieje. – To prawda – uśmiechnął się Giles. – Chyba pójdę teraz jej poszukać. Jestem szczęśliwszy, kiedy jest przy mnie. Robin doskonale go rozumiał. Rozmowa z bratem była bardzo cenna, choć bardzo spóźniona, ale czuł się, jakby przepuszczono go przez maszynę oczyszczającą. Bardziej niż czegokolwiek na świecie potrzebował teraz Maxie. 32 Robin znalazł Maxie rozmawiającą z lordem Michelem Kenyonem, wysokim mężczyzną o orzechowych włosach i twardych rysach doświadczonego wojownika. Maxie spojrzała na Robina ze złośliwym błyskiem w oku. – Lord Michael opowiadał mi, że spotkał cię w Hiszpanii. Kiedy trochę go nacisnęłam, wspomniał, że udawałeś tam irlandzkiego księdza. Robin przewrócił oczami.
|
Wątki
|