Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Tutaj zaczęła liczyć swoją zdobycz: stałem o dziesięć kroków od niej. Pieniędzy miała w ręce sporo; widocznie żebrała od samego rana. Zacisnąwszy je w dłoni, przeszła przez ulicę i weszła do sklepiku. Podszedłem do drzwi sklepu, otwartych na oścież, i patrzyłem, co ona tam będzie robić.
Zobaczyłem, że położyła na ladę pieniądze i że podano jej filiżankę, zwyczajną filiżankę do herbaty, bardzo podobną do tej, którą rano rozbiła, aby pokazać mnie i Ichmieniewowi, jaka ona jest zła. Filiżanka kosztowała może piętnaście kopiejek albo nawet mniej. Kupiec zawinął ją w papier, zawiązał i podał Nelly, która pośpiesznie z miną zadowoloną wyszła ze sklepiku. - Nelly! - zawołałem, gdy zrównała się ze mną. - Nelly! Zadrżała i spojrzała na mnie, filiżanka wypadła jej z rąk, 988 upadła na bruk i rozbiła się. Nelly była blada, lecz spojrzawszy na mnie i upewniwszy się, że wszystko widziałem i wiem, nagle zaczerwieniła się; ten rumieniec był wyrazem wstydu dręczącego, nie do zniesienia. Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem do domu; droga była niedaleka. Szliśmy bez słowa. Wszedłszy do mieszkania, usiadłem; Nelly stała przede mną, zamyślona i zmieszana, blada jak poprzednio, ze spuszczonymi oczami. Nie mogła na mnie patrzeć. - Nelly, chodziłaś po prośbie! - Tak - szepnęła, bardziej jeszcze pochylając głowę. - Chciałaś nazbierać pieniędzy, aby odkupić rozbitą filiżankę? - Tak... - Czy ja ci robiłem wymówki, czy ci wymyślałem za tę filiżankę? Czy ty nie widzisz, Nelly, ile zła, zadufanego w sobie zła, jest w twoim postępku? Czy to ładnie? Czy ci naprawdę nie wstyd? Naprawdę?.... - Wstyd mi... - szepnęła głosem ledwie dosłyszalnym i łezka potoczyła się po jej policzku. Spojrzała na mnie, łzy trysnęły z jej oczu, przytuliła się do mnie mocno. W tej samej chwili wpadła Aleksandra Siemionowna. - Co? Jest w domu? Znowu? Ach, Nelly, Nelly, co ty wyprawiasz? No, dobrze, że przynajmniej jesteś... Gdzie pan ją znalazł, Iwanie Pietrowiczu? Dałem oczyma znak Aleksandrze Siemionownie, aby nie rozpytywała zanadto; zrozumiała mnie. Czule pożegnałem się z Nelly, która ciągle jeszcze gorzko płakała, i uprosiłem poczciwą Aleksandrę Siemionownę, aby posiedziała przy niej aż do mego powrotu, a sam pobiegłem do Nataszy. Śpieszyłem się bardzo, będąc i tak spóźniony. Tego wieczora rozstrzygał się nasz los, mieliśmy mówić o wielu sprawach, lecz mimo to zdołałem wtrącić słówko o Nelly i opowiedziałem całe zdarzenie ze wszystkimi szczegółami. Opowiadanie moje zainteresowało, a nawet wzruszyło Nataszę. - Wiesz co, Wania - powiedziała po namyśle - zdaje mi się, że ona ciebie kocha. - Co... Jak to? - zapytałem, zdziwiony. - To jest początek miłości, miłości kobiecej... 989 - Co też ty opowiadasz! Przecież to dziecko! - Które wkrótce będzie miało czternaście lat. Ta jej zawziętość pochodzi stąd, że ty nie rozumiesz jej miłości, a ona najpewniej też nie rozumie siebie; zawziętość, która ma w sobie wiele cech dzieciństwa, ale jest zarazem poważna, dręcząca. Co najważniejsze, to jej zazdrość o ciebie ze względu na mnie. Ty mnie tak kochasz, że z pewnością w domu również myślisz i mówisz tylko o mnie, a na nią zwracasz mało uwagi. Zauważyła to i to ją dotknęło. Może chce z tobą mówić, chciałaby otworzyć przed tobą serce, nie potrafi, wstydzi się, sama siebie nie rozumie, czeka sposobności, a ty zamiast żeby jej dać tę sposobność, oddalasz się od niej, uciekasz do mnie, i nawet podczas jej choroby pozostawiałeś ją samą całymi dniami. Płacze z tego powodu; brak jej ciebie, a najbardziej ją boli, że ty tego nie widzisz. Choćby teraz, w takiej chwili zostawiłeś ją samą dla mnie. Jutro będzie chora z tego powodu. I jak tyś mógł ją zostawić? Idź do niej prędko... - Nie opuściłbym jej, gdyby... - Ach tak, prosiłam sama, byś przyszedł. Ale teraz idź. - Pójdę, lecz ma się rozumieć nic a nic temu nie wierzę. - Dlatego, że to niezwykłe... przypomnij sobie jej historię, zdaj sobie sprawę ze wszystkiego, a zrozumiesz. Ona dojrzewała inaczej niż ja czy ty. Wróciłem mimo to późno. Aleksandra Siemionowna opowiedziała mi, że Nelly znowu bardzo płakała "i płacząc usnęła", jak wtedy. "A teraz to ja już pójdę sobie, Iwanie Pietrowiczu, jak kazał Filip Filipycz. Czeka na mnie, biedaczek." Podziękowałem i siadłem u wezgłowia Nelly. Samemu było mi ciężko, że mogłem opuścić ją w takiej chwili. Aż do późnej nocy siedziałem nad nią, zamyślony... Były to trudne chwile. Lecz trzeba opowiedzieć, co się stało w ciągu tych dwóch tygodni. ROZDZIAŁ PIĄTY Po pamiętnym dla mnie wieczorze, spędzonym z księciem w restauracji B., przez kilka dni z rzędu byłem w strachu o Nataszę. "Czym jej groził ten przeklęty książę i w jaki 990
|
WÄ…tki
|