– Nie chcemy więcej wodzów jak jednego!...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
.. Wercyngetoryks! Wercyngetoryks! Syn Cel-
tila! Gergowia!
I właśnie kiedy Litawik podniósłszy się zaproponował, by zasięgnąć zdania ludu, co prze-
widuje prawo kraju w wypadkach, jeśli senat nie może dojść do zgody, a Eporedoryks, Kot i
inni sprzeciwiali się temu – nagle głos tłumu rozległ się znacznie bliżej, tuż koło nas. Okazało
się, że masy przerwały kordon. Wkrótce ujrzeliśmy to wzburzone morze głów ludzkich,
wspinające się jak gdyby w przypływie na zbocza naszego pagórka, za chwilę zaś zalało nas
ono ze wszystkich stron i zostaliśmy niemal ogłuszeni okrzykami:
– Wercyngetoryks! Wercyngetoryks! Nie dzielić władzy! Jedna jest Galia i niech będzie
jeden wódz tylko! Wercyngetoryks! Wercyngetoryks! Syn Celtila! Gergowia! Gergowia!
„Złote naszyjniki” Eduów nie były w stanie dojść do słowa. Gdy tylko który z nich po-
wstawał ze swego miejsca, aby zabrać głos, zaraz wznosił się dokoła dziki wrzask:
– Wercyngetoryks! Wercyngetoryks! Nie trzeba innego! Syn Celtila! Wercyngetoryks!...
Siadali więc z powrotem, czyniąc gest zniechęcenia. W końcu zmuszeni byli ustąpić i je-
den po drugim dali ręką znak zgody.
– Brawo! Brawo! – przyklasnął lud dookoła Pagórka Rady. – Lecz trzeba teraz, Pen-
tiernie, aby nasze „naszyjniki złote” dały ci zakładników! Nie ufaj im, synu Celtila!
Gdy zaś senatorowie wahali się jeszcze, kamienie ze świstem poczęły przelatywać nad ich
głowami. Zgodzili się więc i na danie zakładników. Wercyngetoryks wówczas podniósł się po
raz drugi i w krótkich a uprzejmych słowach podziękował ludowi i starszyźnie. Następnie
uprzedził jednych i drugich, że prawdopodobnie ciężkie ofiary będą z ich strony konieczne.
Czy są zdecydowani dla ogłodzenia legionów poświęcić, być może, swoje wioski i miasta na
pastwę płomieni, tak jak się to stało w kraju Biturygów?
– Tak! tak! – wołał lud. – Oddajemy wszystko na twe rozkazy, nasze mienie i życie, byle-
by tylko Italczyków wygnać za Alpy!
Wieczorem dnia tego ujrzeliśmy z naszego obozu na równinie zbocza i szczyty góry Bi-
brakte – bo ta góra ma parę szczytów – świecące gwiazdami ogni jak strop niebieski. Dla
uczczenia tego dnia uroczystego najbiedniejsi nawet z mieszkańców Bibrakte postawili w
oknach swych mieszkań choć po parę zapalonych lampek.
125
Rozdział XI
BITWA NAD VINGEANNE
Wercyngetoryks polecił kilku naczelnikom udać się z oddziałami piechoty i konnicy do
pogranicznych ludów: Sekwanów, Segasjonów, Allobrogów, Helwetów i innych. Mieli oni
wzniecić tam bunt przeciwko Rzymowi i skłonić owe plemiona, by przyłączyły się do spra-
wy, a w razie potrzeby – zmusić do tego. Mieliśmy jednak nadzieję, że wszystkie te ludy cel-
tyckie usłyszawszy nasz okrzyk wojenny nadbiegną z ochotą same i połączą się z nami. Nie-
miłą było też dla nas niespodzianką, iż tam, gdzieśmy się spodziewali wyciągniętych do nas
przyjaźnie ramion bratnich, powitań w języku pokrewnym, poczciwych brodatych i wąsatych
modą galijską twarzy – widzieliśmy twarze wygolone, obelżywe słowa w języku latyńskim,
bramy miast zamknięte przed nami i zamiast uczty gościnnej dostawaliśmy nieraz chmarę
strzał na powitanie. „Jak to?... Byliż to bracia nasi?!... Chyba zamieniono nam ich u mamki!”
– mówiliśmy pomiędzy sobą w przykrym zdumieniu. Co prawda, to Rzym był im „mamką”
coś już około stu pięćdziesięciu lat. Toteż Allobrogowie, jak gdyby zapomniawszy o okru-
cieństwach popełnianych u nich niezbyt dawno jeszcze przez prefekta Fontejusza, przeszko-
dzili nam przeprawić się przez Rodan, aby zanieść zarzewie powstania w Alpy; a i Helweci
zachowywali się względem nas opornie. Bądź co bądź jednak Cezar i Labienus byli zamknię-
ci na Yonnie pierścieniem powstania wszystkich otaczających ich ludów i z tej całej obszer-
nej Galii, na której podbój Cezar siedem lat poświęcił, nie posiadali właściwie nic więcej,
jeno ziemię pokrytą ich obozami i udeptaną sandałami ich żołnierzy. Z kraju Eduów nie
otrzymywali ani worka zboża, z Prowincji – ani jednego rekruta. Wówczas Cezar powziął
zamysł zbrodniczy. Jego wysłańcy poczęli przebiegać ziemie zamieszkane przez szczepy
germańskie – te same, które jego miecz zdziesiątkował tak niedawno, w których wioski niósł
rzeź i zarzewie pożarów aż poza Ren – najmując tam wojowników. A jeszcze się chwalił na
zebraniu w Samarobriva, że wybawia Galię od najazdów germańskich! Teraz zaś sam ich
szczuł na nas.
Ci Germanie nie mają serca. Nie pamiętają nawet swych własnych krzywd i zniewag i gdy
się im tylko obiecuje złoto i łupy wojenne, gotowi są zapomnieć wszystko. Między tymi na-
jemnikami zza Renu byli tacy, którzy nosili jeszcze na twarzach blizny pochodzące od mie-
czów rzymskich. Lecz Cezar wskazał im nasze bogate wioski nad Yonną, Saoną i Rodanem –
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.