Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
– Uważaj na siebie. Uśmiechnął się słabo. – Postaram się. Miał ochotę pójść się przejść, posiedzieć chwilę na Błoniach i wszystko przemyśleć, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że mają teraz zakaz opuszczania zamku. Wiedział, że restrykcje są uzasadnione. Nie było sensu narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. – I jak tam, Potter, twoja niunia? Wczorajszy spacer się udał? – Czego chcesz, Malfoy? – Och, widzę, że wracamy do zwyczajowych uprzejmości. – Blondyn zrobił kpiącą minę. – McGonagall chce, bym uczył resztę uczniów tego, czego my uczyliśmy się przez wakacje – odrzekł w odpowiedzi Harry, nie do końca rozumiejąc, dlaczego ignoruje zaczepkę i zamiast tego zwierza się chłopakowi. – To chyba rozsądne, nie? – Nawet jeśli zaskoczył tym Malfoya, ten nie dał tego po sobie poznać. – Ale co ja mogę? – Rzeczywiście, idealna postawa przyszłego zwycięzcy. Harry zachmurzył się. Takie żarty go nie bawiły. W najmniejszym stopniu. – To nie jest śmieszne! Przecież byłem tylko uczniem na tym kursie. Sam sobie nie poradzę. To idiotyczne. Czy nie miał z kim rozmawiać, jak akurat z Malfoyem?! – Przecież nikt nie wymaga od ciebie cudów. Masz tylko przekazać to, co sam już wiesz. - Głos chłopaka był spokojny i rzeczowy. W głowie Harry’ego pojawił się pewien pomysł. – A może ty mi pomożesz? Malfoy zatrzymał się na środku korytarza i spojrzał na niego jak na tańczącego hipogryfa. – Ty jednak jesteś nienormalny, Potter. Kompletnie. – Nie wiem, o co ci chodzi – obruszył się Harry, który poczuł się urażony taką reakcją kolegi. Czy zaproponował coś złego? Ostatecznie ostatnio jakoś się dogadywali. Chyba mogliby razem poprowadzić te zajęcia? – To posłuchaj sam siebie. Mamy razem prowadzić zajęcia? I niby kto na nie przyjdzie? – Gryfoni, którzy ufają mnie, Ślizgoni, którzy ufają tobie... – Albo raczej nikt, bo Gryfoni nie ufają mnie, a Ślizgoni tobie – przerwał mu chłopak z odrobiną goryczy. Przez chwilę żaden z nich się nie odezwał. Harry usiłował sobie wyobrazić takie spotkanie i musiał przyznać, że prawdopodobnie Malfoy ma rację. Nie był w stanie przekonać nawet swoich przyjaciół, jaką więc miał szansę na przekonanie innych uczniów? I to po tym, co sam opowiadał przed końcem roku... – Widzę, że coś do ciebie dotarło, matołku. – Uśmiechnął się złośliwie Ślizgon. Harry miał ochotę prychnąć, ale się powstrzymał. – A skoro tak – ciągnął dalej Malfoy – to pozwól, że uświadomię ci jeszcze jedną przeszkodę w realizacji twojego cudownego pomysłu resocjalizacji śmierciożerców. Nie tylko żaden Gryfon ani inny uczeń nie będący Ślizgonem nie będzie chciał uczyć się od Draco Malfoya, śmierciojada… Harry mimowolnie się wzdrygnął. – No co, Potter? Ja nie mam problemów z nazywaniem rzeczy po imieniu. Wydawało mi się, że ty też nie. – Daj mi spokój – warknął rozdrażniony. Malfoy uśmiechnął się kwaśno, ale kontynuował: – A więc nie tylko oni. Problem też nie polegałby jedynie na tym, że żaden Ślizgon nie chciałby przebywać w jednym pomieszczeniu z zarozumiałym Potterem i jego nierozłącznymi, wnerwiającymi przyjaciółmi… – Więc na czym polegałby problem? – przerwał zniecierpliwiony Harry. – Na tobie. – Słucham?! – Na tobie – powtórzył Malfoy z wyraźną satysfakcją. – Myślisz, że nie widziałem, jak na nas patrzysz? Jak zachowywałeś się w czasie uczty powitalnej? – Nie wiem, o co ci chodzi... ja... – Wiesz, wiesz. Wytrzymałbyś to krócej, niż myślisz. Nie potrafiłbyś uwolnić się od myśli, że uczysz ich po to, by cię zdradzili. Właściwie nie jestem pewien, czy poradzisz sobie nawet z grupą nie skażoną Ślizgonami... – Brednie – wycedził, ale w jego głosie zabrakło przekonania. Jakim cudem Malfoy odgadł tak łatwo to, co czuł i co zatruwało go od środka? – Oczywiście. W końcu wiesz najlepiej. Ale skoro już tu jesteśmy może wpadniesz na herbatkę? Chociaż ton Ślizgona wydawał się obrzydliwie ironiczny, to Harry ze zdumieniem stwierdził, że rzeczywiście stoją tuż pod wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu. – Chyba nie byłbym zbyt mile widzianym gościem – zauważył. – To ja cię zapraszam. Reszta nie ma nic do gadania. Harry spojrzał z zaciekawieniem na chłopaka. Teraz nie miał już pewności, czy to faktyczna propozycja czy kpina. – Nowy porządek – mruknął hasło Malfoy i stanął w drzwiach. – Mam wejść? – zapytał zdezorientowany Harry. – Kiedy wczoraj przybiegłeś się tu wypłakać ze zdjęciem, to wszystko było okej, a teraz nagle masz jakieś opory? – W głosie chłopaka zabrzmiała jakaś ostra nuta i Harry przyjrzał mu się uważniej. O co chodziło Malfoyowi? Jeszcze niedawno pomyślałby, że coś knuje, a teraz? Ale ten już uśmiechał się jakoś dziwnie i wyciągnął do niego rękę, pociągając lekko za szatę. – Chodź, chcę zobaczyć miny ich wszystkich, kiedy zaprowadzę cię do mojego dormitorium. Zszokowany Harry dał się poprowadzić. Kiedy weszli do pokoju wspólnego, zapanowała w nim grobowa cisza, a wszystkie spojrzenia skierowały się na nich. – Draco? – zapytał niepewnie Zabini. – W porządku, Blaise. Ktoś jest w naszym dormitorium? Chłopak zaprzeczył ruchem głowy. Widać nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. – Świetnie. Niech nikt mi nie przeszkadza. Dopiero kiedy od czujnych spojrzeń Ślizgonów odgrodziły ich drzwi, Harry zdał sobie sprawę, że cały czas wstrzymywał oddech i z ulgą wypuścił powietrze. Malfoy roześmiał się wesoło. – Powiedz, że nie było warto! – Co? – Zobaczyć ich miny! – A, to… – mruknął Harry, który czuł, że ten eksperyment zrobił na nim równie duże wrażenie, co na kolegach Malfoya. Spojrzał na chłopaka i również się roześmiał. Rzeczywiście zobaczyć szok na twarzy Ślizgonów – bezcenne. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Specjalne zezwolenie – I jak? Smakuje ci herbatka? – zapytał Malfoy z diabelskim uśmiechem. Właśnie tak, z diabelskim, pomyślał Harry, krztusząc się podanym napojem. – To Ognista?! – zawołał. Malfoy pogardliwie wydął wargi. – To likier cyprysowy, specjalność rodziny. – Czy likier nie powinien być z założenia słodki? – Chciał wiedzieć Harry, przyglądając się krytycznie podanemu mu napojowi.
|
WÄ…tki
|