Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
– To długa historia. – Leandros sie˛ us´miechna˛ł. Jego us´miech mo´wił: ,,pragne˛ cie˛ i wiem, z˙e ty tez˙ mnie pragniesz, ale musimy zaczekac´’’. – Bardziej ci sie˛ spodoba, jesĺi Eve sama ci ja˛ opowie. Isabel sie˛ zamysĺiła, mysĺała o Eve. Mimo osten- tacyjnego przywia˛zania do wszystkiego co angiel- skie Eve była wielbiona przez grecka˛ rodzine˛, ktoŕa nigdy nie zaakceptowała jej matki. – Kochaja˛ mnie – powiedziała jej kiedysÉve – poniewaz˙ w moich z˙yłach płynie ich krew, chociaz˙ lubie˛ ich draz˙nic´, udaja˛c, z˙e tak nie jest. Ale moja˛ biedna˛mame˛ zawsze traktowali z goŕy. Na szcze˛sćie pierwszych dziesie˛cĺat mojego z˙ycia spe˛dzilis´my w Londynie i kochana rodzinka nijak nie mogła mieszacśie˛ w małz˙enśtwo rodzico´w. Kiedy po ich s´mierci przyjechałam do dziadka, wszyscy mi wspo´łczuli. Pewnie dlatego tak mnie rozpusćili. Ale nie mysĺ sobie, z˙e nie wiem, jak potrafia˛ człowieka potraktowac´. Zro´b mi te˛ przyjemnosćí nie pozwoĺ im wygrac´. W konću jednak wygrali. Wprawdzie dziadek Eve zawsze był miły dla Isabel, ale ona jakosńie mogła uwierzyc´ w szczerosć´ jego intencji. W konću był rodzonym bratem matki Leandrosa. – Kto jest jej me˛z˙em? – spytała Isabel. – Ktoŕysź greckich arystokrato´w? – Eve miałaby zrobic´ to, czego sobie z˙yczy 80 MICHELLE REID Theron? – Leandros sie˛ us´miechna˛ł. – Nigdy w z˙yciu! Wyszła za ma˛zża angielskiego wielkoluda. Nazywa sieĘthan Hayes i obawiam sie˛, z˙e nigdy nie zdoła wyjsćź szoku. – Kto? Theron? – spytała zdezorientowana Isa- bel. – Nie, Ethan Hayes. Skre˛cili w brame˛ prowadza˛ca do budynku, ktoŕy kiedysńazywała swoim domem. Dom nie był tak duz˙y jak dom Herakleideso´w czy Petronadeso´w, ale takz˙e okazały. Leandros kupił go zaraz po ich sĺubie. Miał nadzieje˛, z˙e w spokoju, z dala od rodziny zdołaja˛ opanowac´ problemy, z ktoŕymi juz˙ wtedy sie˛ borykali. Jego matka sie˛ obraziła, stwierdziła, z˙e to nie po grecku i z˙e jesĺi Isabel nie z˙yczy sobie mieszkacź rodzina˛, to ona moz˙e sie˛ wyprowadzic´... Ze wszystkim były problemy... – westchne˛ła Isabel. Leandros takz˙e miał ochote˛ westchna˛c´. Przypo- mniał sobie, jak kupował ten dom. To była desperac-ka pro´ba załatania w ciszy i spokoju pe˛knie˛c´, ktoŕe pojawiły sie˛ w ich zwia˛zku. Jeden z jego przyjacio´ł odnowił dom, z˙eby Isabel mogła przyjechacńa gotowe, z˙eby miała niespodzianke˛, a ona weszła, rozejrzała sie˛ po tym domu i własćiwie nic ponad to. Nie miała tu nic do roboty. Leandros poniewczasie zdał sobie sprawe˛, z˙e urza˛dzenie domu przez kogosóbcego było kolejnym policzkiem wymierzonym jego z˙onie przez grecka˛ społecznosć´. Jakby nie KLEJNOTY DLA ISABEL 81 wierzyli, z˙e ona sama potrafi zmienic´ ten budynek w przytulny dom. Pewnie dlatego to miejsce nigdy nie stało sie˛ rodzinnym domem. Było tylko nowa˛sceneria˛kło´tni, taka˛, w ktoŕej nikt nie podsłuchiwał. Leandros nadal za długo pracował, prawie nie miał czasu dla Isabel, a ona nadal co rano uciekała od niego ta˛ słoneczna˛ droga˛ i nigdy nie obejrzała sie˛ za siebie. Jakby nic a nic jej nie obchodził. Dopiero teraz, kiedy siedzieli w aucie, wspomina- ja˛c niewesoła˛ przeszłosć´, zdał sobie sprawe˛, z˙e to była demonstracja. Isabel specjalnie wstawała skoro s´wit i szła gdziesźe swoim najlepszym przyjacielem, aparatem fotograficznym. Musiała wiedziec´, z˙e Leandros wolałby spe˛dzicŕanek na pogawe˛dce przy sńiadaniu albo na czyms´ jeszcze przyjemniejszym. Rzadko tez˙ bywała w domu w porze sjesty. A kiedy po dniu pracy wracał do domu około po´łnocy, Isabel juz˙ spała kamiennym snem. Jesĺi ja˛ obudził, war-czała na niego. Jej najwie˛kszym grzechem był upoŕ, podczas gdy on grzeszył całkowita˛ niewraz˙liwosćia˛ na jej samotnosć´. Zastanawiaja˛ce było takz˙e (ale o tym tez˙ dopiero teraz pomysĺał), z˙e po odejsćiu Isabel nie wroćił do rodzinnego domu. A potem, po roku spe˛dzonym samotnie, na dobre wyjechał z Aten. Czyz˙by juz˙ wtedy miał nadzieje˛, z˙e ona jednak wroći? Wysiadł z auta i pomo´gł wysia˛sćÍsabel. Jej długie nogi obcia˛gnie˛te jedwabiem lsńiły 82 MICHELLE REID w słonecznym blasku. Leandros zerkna˛ł ukradkiem na koronkowe obramowanie ponćzoch, nim obcia˛g- ne˛ła sukienke˛. Była oszałamiaja˛co pie˛kna. Stała przed nim z ta˛ burza˛ lsńia˛cych włoso´w spływaja˛ca˛ na ramiona, z pie˛knym ciałem emanuja˛cym wrodzona˛ zmysłowosćia˛. Nogi miała tak długie, z˙e nawet mnich nie oparłby sie˛ che˛ci popatrzenia, a Leandros przeciez˙ nie był mnichem. Niestety, nie dane mu było długo kontemplowacúrody własnej z˙ony. Ka˛tem oka dostrzegł znajomy samocho´d, zaparkowany w cieniu drzewa. Jeszcze tylko jej tu brakowało! – pomysĺał ziryto- wany. I to akurat teraz! ROZDZIAŁ SZO ŚTY Isabel nigdy nie czuła sie˛ tu jak w domu. Była samotna, smutna i kompletnie pozbawiona własnej osobowosći. Czasami wre˛cz czuła, jakby sie˛ kur- czyła. Z kuchni wyszła Greczynka w sŕednim wieku, nerwowo us´miechała sie˛ do Isabel. – To jest Alice, nasza gospodyni – przedstawił ja˛ Leandros. A o Isabel powiedział, z˙e to jego z˙ona. Ciekawe, co sie˛ stało z Agnes, pomysĺała Isabel, z ta˛ zimna˛ ryba˛, ktoŕa˛ jego matka ustanowiła tutaj gospodynia˛. – Herete, Alice – powiedziała Isabel z us´miechem. – Ciesze˛ sie˛, z˙e cie˛ poznałam. – Witam pania˛ – odparła grzecznie gospodyni. – Pani gosćie czekaja˛ na tarasie. Czy mam podac´ herbate˛? Isabel dziwnie sie˛ poczuła, kiedy zwroćono sie˛ do niej, a nie do Leandrosa. Agnes konsultowała z nim kaz˙de polecenie, nawet takie jak to, czy podac´ herbate˛. – Tak, bardzo prosze˛ – odparła, zirytowana, z˙e 84 MICHELLE REID w jej głosie słychac´ drz˙enie. – Gdzie sie˛ podziała Agnes? – spytała, gdy Alice wyszła do kuchni. – Odeszła zaraz po twoim wyjez´dzie – odparł
|
Wątki
|