X


29 Nieraz ja, Panie, przez muru szczelinę, Gdy wzrok nie może, to myślą wypłynę...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

A myśl do mojej rodziny mię niesie,
W raj mej zagrody cichy i uroczy;
Och, za tym rajem dusza moja rwie się, Och, za tym rajem tęsknią moje oczy!

A wszakże, Panie, w Twojej leży mocy Wyrwać mię z więzów i z tej strasznej nocy -
Lecz jeśli sądzisz, że moje męczarnie Ojczystą sprawę w stanie są popierać Mocniej niż życie prześlizgane marnie, O Panie, Panie! - ja tu chcę umierać!
30
VIII MODLITWA OJCA PRZY
CHRZCIE SYNA

Czarny kir biorę, dziecka jasne skronie Żałobnym znakiem pokutnika słonię,
Krzyż mu podkładam, z którym będzie chodził; I tak go niosę w świątyni przedsienia, Bo oto w ziemi Twego potępienia
Nowy niewolnik się zrodził.

Jam ojcem, Panie! a nad jego głową
Wylewam skrycie łzę heraklitową ,
Godzę go wcześnie z życia jego treścią, O! bo kto wyjdzie z krainy żałoby,
Kto dzieckiem ujrzy ofiar świeże groby, Ten już żyć musi - boleścią!

Gdybym mógł, Panie! ja bym mu za młodu Wyporał serce, co jest na kształt wrzodu, A będzie chodził swobodnie, choć luźnie, Bo ci szczęśliwi tylko w swym żywocie, Co zapomnieli o sercu i cnocie...
O Panie, Panie! ja bluźnię!!

O Panie, Panie! ciężka Twoja kara,
Kiedy tak w duszę wkrada się niewiara, Że nawet ojciec niemowlę nią wita.
31
W skrusze i żalu przed Tobą upadam, Chciałbym się modlić, a sercem nie władam...
Ciemno mi! Panie, już świta!

Oto ja Tobie przynoszę na ręku
To dziecię moje, co jest pełne jęku
I jakiejś wielkiej, tajemniczej trwogi -
Syn to człowieczy, a półanioł boski
Zleciał na ziemię i jest pełen troski, Bo nie zna miejsca ni drogi.

Więc mu krzyż Pański kładę do prawicy, Garść z naszej ziemi rzucam do chrzcielnicy, Imię tej ziemi na piersi mu piszę
I oko jego obracam na słońce -
Dwóch krzywych szabel skrzyżowałem końce, Na szablach dziecię kołyszę!

Chrzest się dopełnia! O Panie, o Panie!
Niechaj to dziecię w przyszłości powstanie Obrońcą wiary, bohaterem, mężem,
Za słońcem prawdy niechaj się kieruje, Niech swą ojczyznę nad życie miłuje, Niech ją wywalcza orężem!

Gdy ślubem ducha z Tobą się zaręczy, Niech śmiało stąpa przy wiary poręczy, Drogą, co przepaść ma tylko lub ciernie...
O Panie, dziecię miej moje na pieczy, 32
Dozwól, niech ono cierniem się kaleczy, Lecz od przepaści chroń wiernie.

Strzeż go, by obcym nie kłaniał się bogom, Niech Tobie służy, a nie Twoim wrogom, Im niech nienawiść i zemstę przysięże; Niech nie zna szczęścia ni snu, ni pokoju, Pokąd nie będzie zwycięzcą lub w boju Z męczeńską chwałą nie lęże.

Oto go Tobie składam na ofiarę
Za wolność mojej ojczyzny, za wiarę, Chociaż Twych sądów nie mogę ja dociec; Wysłuchaj, Panie, to moje wołanie,
Bo świętszych modłów już nie ma, o Panie, Jak kiedy modli się - ojciec!
33
X. ZA ZBŁĄKANYCH

1
Maleje, Panie, maleje Twój naród,
Widomej śmierci osłabia go zaród,
Duch jego siły z ciałem się rozprzęża, Toć łatwiej u nas o karła - niż męża!

Niby nas wiele, a jakżeż nas mało!
Wszystko się w inną stronę rozleciało, Twojego głosu prawie nikt nie słucha, Pękły ogniwa - nie stało łańcucha!

Lud nasz, o Paniel co wichrzy się spodem.
Dotąd się jeszcze nie nazwał narodem, Jak liść jesienny zgromadzony w lesie, Tam on ulata, gdzie go wiatr uniesie.

Do obosiecznych podobny on mieczy,
Kto nim zamachnie, wprzód siebie kaleczy, A straszne jego i śmiertelne cięcia, Bo on ma siłę, choć siłę zwierzęcia.

I jak łódź długo więziona w przystani.
Zerwawszy łańcuch, buja po otchłani
I skał nie pomna ukrytych pod wodą,
Zgubną swawolę nazywa swobodą,
34

Tak lud nasz wybiegł w bezdroża manowców, A więc Ty, Panie, coś strażą wędrowców, Tę łódź błądzącą do brzegu nakieruj, My jej wioślarzem, a Ty, Panie, steruj!

2
Inni znów, ślepą trapieni bojaźnią,
Wrogu hołdują, z wrogiem się przyjaźnią, Jadem powolnym krąży w nich zepsucie, Pycha w nich piątrzy, a trawią ich chucie.

Jeśli się skruszą, to sercem niecałem, Jeśli się zerwą, to krótkim zapałem, Niezdolni wznieść się do żadnej ofiary; Popchnięci, w przyszłość idą, lecz bez wiary!

Słabe to duchy! marne samoluby!
Syny to ciała, frymarki, rachuby,
U nich to wielkie, co stoi przed twarzą, To tylko ciężkie, co na dłoni zważą.

Kiedy ich matka z grobu wstaje wskrześnie, Oni wołają: Za wcześnie! za wcześnie!
I każą biednej aż do jutra czekać,
A sami będą przed jutrem uciekać.

O Panie! oni jeszcze nie zgubieni,
Ale niełaską Twoją nawiedzeni,
35
O Panie! otchnij ich potęgą słowa, A jeszcze życiem tryśnie pierś jałowa.

3
Tyś wielki, Panie! za Twoim rozkazem, Co było miękkim, staje się żelazem,
Co było ślepym, to przewidzą nagle,
Co było niskim, puszcza skrzydeł żagle.

Tyś wielki, Panie! na ruch Twego palca, Zgubną moc swoją traci jad padalca,
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.