Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Najcięższa przecież praca nie potrafiła zniweczyć starej, na wpół pogańskiej jeszcze obrzędowości. Rozpoczynał się więc rok pracy utopieniem przez dziewczęta zi-my-marzanny, słomianej kukły, przebranej w strój druhny (a rozbieranej przed topieniem). Niekiedy równocześnie chłopcy topią „marzanioka".
Wesele z odejÅ›ciem zimy weselem, aleć zaraz potem szedÅ‚ siew jarych zbóż, grochu, kopanie pod marzannÄ™. Przednówek niósÅ‚ do tego pogorszenie zwykÅ‚ej strawy chÅ‚opskiej i tak, nawet u Å›rednio zamożnych, polegajÄ…cej głównie na polewce mÄ…cznej, kaszach, rzepie i kapuÅ›cie. W marcu albo kwietniu znów trochÄ™ przerwy w pracy: Wielkanoc i te obrzÄ™dy ze starych witaÅ„ wiosny, które KoÅ›ciół uchrzeÅ›cijaniÅ‚, uÅ›wiÄ™ciÅ‚. WiÄ™c w WielkÄ… ÅšrodÄ™ palenie żuru, uderzanie w pole pÅ‚onÄ…cÄ… miotÅ‚Ä… dla zapewnienia urodzaju. W czwartek kraszono jaja. W piÄ…tek, przed Å›witem, należaÅ‚o umyć siÄ™ w potoku nie wycierajÄ…c siÄ™ po myciu. Gospodynie obmywajÄ… w rzece bydÅ‚o — i ludziom, i bydÅ‚u ta kÄ…piel ma zapewnić zdrowie. W poniedziaÅ‚ek wielkanocny za to Å›migus, czyli dyngus: chÅ‚opcy chodzÄ… po wsi, a kto, zwÅ‚aszcza dziewczyny, nie wykupi siÄ™ jajami, wÄ™dlinÄ… czy ciastem, zostaje oblany wodÄ… lub bity gaÅ‚Ä…zkami wierzbowymi. Już XIV-wieczne statuty biskupie powstajÄ… przeciw „dyngusowaniu". Zaraz po Å›wiÄ™tach, „gdy żaby rechoczÄ… lub kwitnie jabÅ‚oÅ„" (mówiÄ…c sÅ‚owami Grossera), czekaÅ‚y nowe siewy: jÄ™czmienia, prosa, lnu i jakże pracochÅ‚onne sadzenie marzanny. WiÄ™c tylko na pierwszy maj ukwiecić wejÅ›cie do chaty i ubożętoni na rozstajach postawić jadÅ‚o (gdzieniegdzie czyniono to już wczeÅ›niej, w marcu) i w pole, w pole, w pole. Jeszcze maj nie minÄ…Å‚, a już pod ozime siewy trzeba gnój wywozić i trzy razy podorywać. JeÅ›li rok mokry, trawa roÅ›nie szybko, zdarza siÄ™, że już pod koniec maja ekonom na paÅ„skie sianokosy wzywa. Tyle uciechy, że przed Zielonymi ÅšwiÄ™tami ksiÄ…dz z relikwiami pole obchodzi, bÅ‚ogosÅ‚awiÄ…c. TowarzyszÄ… mu chÅ‚opi konno, kto zaÅ› ma najÅ‚adniejszego konia, zostaje przodownikiem — czarnego barana ma upiec i wieÅ› poczÄ™stować. Potem ogryzionÄ… baraniÄ… kość wtyka siÄ™ w ziemiÄ™ na polu, aby dobrze rodziÅ‚o. Na same Zielone ÅšwiÄ…tki przypada „rochwist": wyÅ›cigi konne i pokazy zrÄ™cznoÅ›ci parobczaków, strÄ…cajÄ…cych zatkniÄ™te na żerdziach kwiaty przed domami panien. Jakże to prÄ™dko mija! Bo już czerwiec, sianokosy w peÅ‚ni, kapusta, rzepa, rzodkiew zielskiem zarosÅ‚a aż krzyczÄ… o pielÄ™gnacjÄ™, a na Å›w. Jana bywa, że i jÄ™czmieÅ„ zaczyna siÄ™ sypać. Niech siÄ™ sypie, a sobótki wieÅ› nie daruje! ZrosÅ‚a siÄ™ tak gÅ‚Ä™boko z obyczajem Å›lÄ…skim, obchodzona zarówno przez ludność polskÄ…, jak i niemieckÄ…, że wczesnore-nesansowy poeta Å›lÄ…ski Pancratius Yulturinus w swoim opisowym poemacie Panegiricus silesiacus, peÅ‚nym tÄ™sknoty za Å›lÄ…skÄ… ojczyznÄ…, na fali tej tÄ™sknoty szeroko opisuje obrzÄ™dy sobótki w Sudetach.14 Tylko z „wiankami" jest inaczej niż w innych częściach Polski. Mimo że wody pÅ‚ynÄ…cej dostatek, zwyczaj każe rzucać je do studni lub zarzucać na drzewo. Ostatnia to radość przed ciężkim okresem żniw: dojrzewajÄ… kolejno zboża ozime, później jare, najpóźniej, we wrzeÅ›niu, proso. Trzeba żąć, zwiÄ…zać, zwieźć. Przychodzi wreszcie — zazwyczaj na 15 sierpnia — symboliczny koniec żniw: żniwne, czyli dożynki. Niewiele wiemy o ich prastarej formie, jako zabawie koÅ„czÄ…cej sprzÄ™t zboża ozimego. W XVI w., jak i później, byÅ‚o to ofiarowanie wieÅ„ca panu czy ekonomowi, jeÅ›li pan we wsi nie mieszkaÅ‚, poczÄ™stunek i taÅ„ce. Ale dożynki to tylko symboliczny koniec pracy. Już na Å›w. Jakuba (25 lipca) rozpoczyna siÄ™ siew rzepy na dobrze przygotowane pole. W sierpniu idÄ… już siewy ozime, we wrzeÅ›niu zbiór prosa, wykopywanie marzanny, a po Å›w. Michale zbiór kapusty. Październik to zbiór konopi i rzodkwi, jeszcze w listopadzie podorywki pod jare zboże, aż wreszcie spadaÅ‚ pierwszy Å›nieg. Póki pora byÅ‚a ciepÅ‚a, pewne wytchnienie stanowiÅ‚a oczywiÅ›cie niedziela. WieÅ› nie lekceważyÅ‚a przedpoÅ‚udniowego nabożeÅ„stwa, tak jak współczesne miasto. Po poÅ‚udniu jednak zbierali siÄ™ mÅ‚odzi pod jakimÅ› rozÅ‚ożystym drzewem (jak to opisuje Johannes Bohemus) i taÅ„czyli przy wtórze prostych instrumentów: fujarki lub skrzypiec. Co prawda z kazalnicy grzmiaÅ‚ później ksiÄ…dz, że: „lepiej w Å›wiÄ™ta kopać lub orać niż Å›piewać i taÅ„czyć z kobietami",15 a inny Å›lÄ…ski kaznodzieja mu wtórowaÅ‚: „Chorea est circulus cuius centrum est diabolus" 16 (taniec jest koÅ‚em, w którego Å›rodku stoi diabeÅ‚). Niewiele to pomagaÅ‚o.
|
WÄ…tki
|