Z większych kawałków drewna wycinano misy, które polerowano i dekorowano malowidłami lub rytami...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Wyplatano też kosze wszelkich kształtów i rozmiarów. Z fragmentów ciosów mamuta, a także z zębów, muszelek i kamieni o oryginalnych kształtach wyrabiano biżuterię. Rogom i kościom zwierzęcym nadawano pożądane kształty, znajdując dla nich niezliczone zastosowania: stawały się talerzami, tacami, rękojeściami noży, grotami oszczepów, narzędziami rzemieślniczymi, a nawet dziełami sztuki. Z wielką dbałością o detale rzeźbiono podobizny zwierząt, używając w tym celu różnorodnych materiałów - drewna, kości, ciosów mamucich lub kamienia. Wycinano też tradycyjne figurki donii. Zdobiono rytami i malowano nawet pochyłą ścianę abri.
Zima była porą doskonalenia talentów muzycznych. Grano na wielu instrumentach o interesujących brzmieniach, począwszy od całych zestawów perkusyjnych, a na fletach skończywszy. Zapaleńcy oddawali się tańcom, śpiewaniu pieśni i opowiadaniu niezwykłych historii. Młodzi mężczyźni z ochotą ćwiczyli się w zapasach i rzutach do celu, nie mówiąc już o uczestnictwie w grach hazardowych i wymyślnych zakładach.
Najmłodszych zachęcano do zdobywania pożytecznych umiejętności - nigdy nie brakowało chętnych do przekazywania im wiedzy; wielu Zelandonii wykazywało wręcz talent w tym kierunku. Wielce uczęszczanym szlakiem stała się ścieżka do Dolnorzecza, codziennie przemierzana przez rzemieślników - także i tych z innych Jaskiń, którzy zatrzymywali się w Dziewiątej na kilka dni.
Zelandoni uczyła chętnych posługiwania się słowami do liczenia i cierpliwie powtarzała Historie i Legendy Starszych, choć tak naprawdę nie miała zbyt wiele czasu. Leczyła przeziębienia, bóle głowy, uszu, brzucha i zębów, artretyzm i reumatyzm - szczególnie dokuczliwe o tej porze roku - a także szereg znacznie poważniejszych schorzeń. Ludzie umierali jak co roku, a ich ciała wynoszono do wydzielonych jaskiń, w których leżały aż do wiosny, gdy grunt rozmarzał, umożliwiając prawidłowy pochówek. W wyjątko845 wych przypadkach zwłoki pozostawiano w owych jaskiniach na zawsze.
Miejsce tych, który odeszli, zajmowały rodzące się dzieci. Minęło już przesilenie zimowe. Zelandoni wyjaśniła Ayli, że punkt zachodu słońca na horyzoncie znajdował się teraz w najdalej na lewo wysuniętej pozycji, aby po kilku dniach ledwie zauważalnie przesunąć się w prawo. Była to dobra okazja do świętowania - punkt zwrotny, który dodał radosnej barwy cichym dniom białej zimy.
Od tej pory słońce miało - z perspektywy obserwatora na Ziemi - co dnia przesuwać się w prawo nad zachodnim widnokręgiem, aż do momentu przesilenia letniego, kiedy po osiągnięciu maksymalnego wychylenia miało zatrzymać się na kilka dni i podjąć wędrówkę w przeciwnym kierunku. Miejsce znaczące połowę tej drogi wyznaczało datę wiosennego i jesiennego zrównania dnia z nocą. Zelandoni wskazała znachorce charakterystyczne punkty na zachodnich wzgórzach, w których słońce pojawiało się o zmierzchu w tych właśnie, najważniejszych dniach roku. Celowo używała słów do liczenia, zaznaczając je kreskami na płaskim kawałku rogu. Ayla, która uwielbiała przyswajać sobie tego typu wiedzę, słuchała jej z zapartym tchem.
W samym środku zimy, najtrudniejszej do zniesienia pory roku, śnieg przestał być atrakcją. Nawet najkrótsze wyjścia po zamrożone w dołach mięso czy drewno na opał stały się z czasem przykrym obowiązkiem. Kopce kamieni nad podziemnymi spiżarniami przymarzały często i trzeba było rozbijać je siłą. Na szczęście ukryte pod nimi warzywa i owoce w okresie najsilniejszych mrozów zostały przeniesione do dołów w głębi niszy, wyłożonych odłamkami skał. Czuwało nad nimi wiele par oczu, lecz nawet ustawiane dokoła pułapki nie chroniły ich w stu procentach przed małymi żarłocznymi gryzoniami. Zwierzęta żyły całkiem nieźle dzięki ciężkiej pracy ludzi i dzieliły z nimi przytulne, ogrzewane domostwa.
Jedną z ulubionych zabaw dziecięcych było rzucanie kamieniami w małe, zwinne szkodniki. Dorośli zachęcali swe pociechy do takich polowań. Celnie ciśnięty pocisk mógł nawet zabić nazbyt zuchwałego gryzonia. Ćwiczenie to było wartościowe nie tylko dlatego, że pomagało w chronieniu wspólnych zapasów żywności, ale także dlatego, że rozwijało w małoletnich łowcach pewność ręki, która procentowała później podczas "dorosłych" polowań. Ayla tępiła gryzonie przy użyciu procy i zanim się obejrzała, uczyła już gromadę dzieci posługiwania się swą ulubioną bronią. Wilk także miał swój udział w gnębieniu niepozornych szkodników.
Spiżarnie, które wykopano poza niszą, nie były tak bardzo narażone na inwazję gryzoni, toteż przechowywano w nich dobra tak długo, jak było to możliwe. Kiedy jednak mrozy stały się zbyt srogie, przeniesiono je pod abri. Warzywa, które raz zamarzły, spożywane były w zasadzie jedynie po ugotowaniu, podobnie jak te, które wcześniej ususzono.
Przez kilka kolejnych dni Ayla czuła niezwykły przypływ energii. Rosnący z każdym tygodniem brzuch irytował ją coraz bardziej, toteż nieraz zdarzało jej się wybuchać płaczem lub gniewem właściwie bez powodu, ku rozczarowaniu Jondalara. Dziecko było z dnia na dzień coraz aktywniejsze i często budziło ją swymi harcami w środku nocy. Coraz trudniej było jej podnieść się z wdziękiem z ziemi czy choćby zmienić pozycję. W miarę zbliżania się terminu rozwiązania czuła rosnący niepokój, który w ciągu ostatnich dni zmienił się wręcz w potrzebę rychłego porodu.
Zelandoni nie miała kłopotów z interpretacją tych objawów.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.