Wtedy w końcu zrozumiała...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Nie trudną całość, którą próbo­wał jej przekazać, lecz coś, co dla niej było ważniejsze: źródło jego bólu, tego spojrzenia jego ciemnych oczu.
- A Tigana jest twoim domem - rzekła. To nie było pytanie. Ona to wiedziała.
Bardzo spokojnie skinął głową. Zdała sobie sprawę, że wciąż trzyma ją za rękę.
- Tigana to mój dom - powtórzył. - Ludzie nazywają ją te­raz Dolnym Corte.
Milczała przez długą chwilę, intensywnie myśląc. Wreszcie się odezwała:
- Musisz o tym porozmawiać z Denarem, zanim zabierze nas stąd poranek. Być może on coś wie o takich sprawach, być może będzie w stanie ci pomóc. Będzie chciał to zrobić.
Coś zamigotało w jego twarzy.
- Dobrze - powiedział. - Pomówię z nim, zanim odejdę. Oboje zamilkli. “Zanim odejdę”. Elena jak najdalej odsuwa­ła od siebie tę myśl. Poczuła, że ma sucho w ustach i że serce nadal mocno jej bije, prawie tak, jak podczas walki. Baerd nie poruszył się. Wyglądał tak młodo. Powiedział, że ma piętna­ście lat. Odwróciła wzrok, znów straciwszy pewność siebie, i zobaczyła, że wszędzie wokół nich wzgórze jest pokryte dy­wanem białych kwiatów.
- Spójrz! - powiedziała z zachwytem i zdumieniem w głosie. Rozejrzał się i na jego twarzy pojawił się serdeczny uśmiech.
- To ty je ze sobą przyniosłaś - powiedział.
Na polu zboża po wschodniej stronie rzeki śpiewało już tyl­ko kilka głosów. Elena wiedziała, co to oznacza. Była to pierw­sza z wiosennych Nocy Żaru. Początek roku, cyklu siewu i zbio­rów. Dzisiaj wygrali wojnę Żaru. Wiedziała, co miało miejsce między mężczyznami i kobietami na tamtym polu. Zdawało się, że gwiazdy zniżyły się i są niemal tak blisko jak otaczające ich kwiaty.
Przełknęła ślinę, zebrała się na odwagę i powiedziała:
- Jeszcze inne rzeczy zmieniły się tej nocy. Tutaj.
- Wiem - rzekł miękko Baerd.
Wtedy w końcu poruszył się i ukląkł przed nią wśród mło­dych białych kwiatów. Puścił jej rękę, lecz tylko po to, by obie­ma dłońmi ująć jej twarz. Zrobił to tak delikatnie, jakby się bał, że może ją swym dotykiem zgnieść. Ponad gwałtownie przybierającymi na sile uderzeniami własnego pulsu Elena usłyszała, jak Baerd raz jeden szepcze jej imię niczym modli­twę i zanim dotknął ustami jej warg, zdążyła odpowiedzieć jego pełnym imieniem niby darem.
Potem już nie mogła mówić, ponieważ zawładnęło nią pożą­danie, które porwało ją niczym olbrzymia, rozpędzona fala kawałek drewna czy odłamek kory. Był z nią jednak Baerd. Byli razem w tym miejscu, a po chwili leżeli nadzy wśród do­piero co rozkwitłych białych kwiatów.
Kiedy Elena przyciągała go ku sobie, czując przeraźliwą tę­sknotę i bolesną czułość, spojrzała przez chwilę nad jego ra­mieniem na krążące na nieboskłonie jasne gwiazdy Nocy Żaru. Przyszła jej do głowy cudowna i radosna myśl, że każdy z tych diamentów ma swoją nazwę.
Wtedy zmienił się rytm ruchów Baerda, rozgorzało jej pożą­danie, a wszystkie myśli rozproszyły się niby rozsypany mię­dzy tymi gwiazdami pył. Przesunęła głowę, żeby jej usta mog­ły odnaleźć jego wargi, i objęła go ramionami, przytrzymując w sobie; zamknęła oczy i wraz z nim dała się ponieść tej wez­branej fali w początek wiosny.
Rozdział 12
Zimno i odrętwienie zesztywniałego ciała obudziły Devina ja­kąś godzinę przed wschodem słońca. Dopiero po chwili przypo­mniał sobie, gdzie się znajduje. Rozmasował szyję i wsłuchał się w dobiegający spod koców cichy oddech Catriany. Na jego twarzy pojawił się grymas.
To dziwne, pomyślał, kręcąc na boki głową, by pozbyć się bólu, jak kilka zaledwie godzin w miękkim fotelu może przy­prawić człowieka o gorsze męki niż cała noc na zimnej ziemi.
Czuł się jednak zdumiewająco rześko, zważywszy na to, jak spędził noc oraz że nie spał więcej niż jakieś trzy godziny. Zastanawiał się, czy nie wrócić do własnego łóżka, lecz miał przeczucie, że tej nocy nie będzie już mógł zasnąć. Postanowił zejść do kuchni i namówić kogoś ze służby, by przyrządzono mu dzbanek khavu.
Wyszedł z pokoju, cicho zamykając drzwi. Robił to w takim skupieniu, że kiedy zobaczył obserwującego go spod swoich drzwi Alessana, niemal podskoczył.
Książę podszedł do niego, unosząc brwi.
Devin energicznie potrząsnął głową.
- Tylko rozmawialiśmy. Spałem w fotelu. Odgniotłem sobie od tego szyję.
- Oczywiście - mruknął Alessan.
- Nie, naprawdę - powiedział z naciskiem Devin.
- Oczywiście - powtórzył Alessan i uśmiechnął się. - Wie­rzę ci. Gdybyś spróbował czegoś więcej, usłyszałbym krzyki, najprawdopodobniej twoje, z powodu jakiejś niemiłej rany.
- Całkiem możliwe - zgodził się Devin. Odeszli spod drzwi Catriany.
- A jak Alienor?
Devin poczuł, że się czerwieni.
- Jak...? - zaczął, po czym stopniowo zdał sobie sprawę ze stanu swego ubrania i rozbawionego spojrzenia Alessana.
- Interesująca - stwierdził. Alessan znów się uśmiechnął.
- Chodź ze mną na dół i pomóż mi rozwiązać pewien pro­blem. I tak muszę się przed wyjazdem napić khavu.
- Właśnie szedłem do kuchni. Daj mi dwie minuty na prze­branie się.
- Niezły pomysł - mruknął Alessan, przyglądając się podar­tej koszuli Devina. - Spotkamy się na dole.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.