Wspinał się po zardzewiałych schodach na drugie piętro, przypomi-jąc sobie, jak bawił się na nich jako dziecko...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Jego ojciec żył jeszcze
edy i Barry przesiadywał tu po szkole całymi godzinami, obserwując
ładunek i załadunek kontenerów, słuchając rozmów dokerów, ucząc
ich języka, paląc ich papierosy, oglądając ich czasopisma. Było to
~downe miejsce dla chłopca, który marzył, żeby zostać gangsterem.
Teraz w magazynie panował spokój. Szedł korytarzem z brudnymi
malowanymi oknami wychodzącymi na rzekę. Echo jego kroków
osło się w olbrzymiej pustce dokoła. Na zewnątrz widać było kilka
menerów, wyraźnie nie ruszanych od lat. Czarne cadillaki wuja
ały zaparkowane koło doku. Tito, wierny szofer, polerował błotnik.
ojrzał w stronę, z której dochodził odgłos kroków, i pomachał
rry'emu.
Chociaż Barry był dość zdenerwowany, szedł powoli, starając się
wpadać w swoją wyniosłą manierę. Obie dłonie tkwiły głęboko
kieszeniach. Patrzył na rzekę przez starodawne okna. Statek udający
rowiec wiózł turystów w dół rzeki, gdzie czekały ich zapierające
h w piersiach atrakcje w postaci magazynów i być może kilku
rek. Korytarz kończył się stalowymi drzwiami. Muldanno nacisnął
ik i spojrzał prosto w kamerę nad głową. Coś trzasnęło głośno
359
i drzwi się otworzyły. Mo, były doker, dzięki któremu Barry, mając
dwanaście lat, poznał smak piwa, stał krok dalej w swoim okropnym
garniturze. Przy sobie, albo w zasięgu ręki,..miał co najmniej cztery
pistolety. Uśmiechnął się do gościa i przepuśćił go ruchem ręki. Mo
był miłym facetem, dopóki nie zobaczył Ojca chrzestnego. Od tego
czasu zaczął nosić garnitury i przestał się uśmiechać.
Barry przeszedł przez pokój, w którym stały dwa puste biurka,
i zapukał do drzwi. Wziął głęboki oddech. - Proszę - odezwał się
łagodny głos i Ostrze wszedł do gabinetu wuja.
Johnny Sulari, wysoki mężczyzna po siedemdziesiątce, starzał się
w przyjemny sposób. Nosił się prosto, poruszał zdecydowanie. Miał
małe czoło i nie łysiał; jego wspaniałe siwe włosy zaczynały się pięć
centymetrów nad linią brwi i spływały w tył błyszczącymi falami.
Johnny ubrany był jak zwykle w ciemny garnitur, ale marynarka
spoczywała na wieszaku pod oknem. Granatowy krawat wydał się
Barry'emu niebywale nudny. Czerwone szelki nosiły znak firmowy.
Johnny uśmiechnął się do Ostrza i gestem wskazał mu stary skórzany
fotel, ten sam, w którym siadywał on jako dziecko.
Johnny był dżentelmenem, jednym z ostatnich w ginącym świecie
szybko zapełnianym przez ludzi młodszych, chciwszych i okrutniej-
szych. Takich jak jego siostrzeniec. Uśmiechał się z przymusem.
Wizyta Barry'ego nie należała do towarzyskich. W ostatnich trzech
dniach odbyli więcej rozmów niż w ciągu ostatnich trzech lat.
- Złe wiadomości, Barry? - spytał wuj, z góry znając odpowiedź.
- Można tak powiedzieć. Chłopak zniknął gdzieś w Memphis.
Johnny spojrzał lodowato na siostrzeńca, który jednak, co żdarzyło
mu się może kilka razy w życiu, nie odwzajemnił spojrzenia. Zawiodły
go oczy. Zabójcze legendarne oczy Barry'ego Ostrza Muldanno
mrugały i patrzyły w dół.
- Jak mogłeś być tak głupi? - zapytał spokojnie Johnny. -
Głupi, że ukryłeś tutaj ciało. Głupi, że powiedziałeś swojemu ad-
wokatowi. Głupi, głupi, głupi.
Barry zamrugał szybciej oczami i zmienił nieco pozycję. Pokiwał
zgodnie głową, pełen skruchy.
- Potrzebuję pomocy - rzekł.
- Oczywiście, że potrzebujesz pomocy. Zrobiłeś bardzo głupią
rzecz, a teraz chcesz, żeby ktoś wyciągnął cię z tarapatów.
- Myślę, że ta sprawa dotyczy nas wszystkich.
W oczach Johnny'ego błysnął gniew, ale stary wyga umiał się
opanować. Nigdy nie tracił kontroli nad sobą.
- Doprawdy? Czy to groźba, Barry? Przychodzisz do mnie po
omoc i zaczynasz mi grozić? Czy też zamierzasz sobie pogadać?
miało, chłopcze. Jeżeli cię skażą, zabierzesz tajemnicę do grobu.
- To prawda, ale wiesz, wolałbym nie być skazany. Wciąż mamy
deszcze czas.
- Jesteś idiotą, Barry. Zawsze ci to powtarzam.
- Też tak myślę.
- Tropiłeś człowieka całymi tygodniami. Zaczaiłeś się na niego
przed brudnym małym burdelem. Wystarczyłoby, żebyś uderzył go
~v głowę, potem poczęstował kulą, oczyścił kieszenie i zostawił gdzieś
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.