Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Niemało tu eksperymentowano podczas mojej nieobecności - zamyśliłsię Sam. - A pamiętasz te dwa pakunki, które tu przynieśliśmy? Były tamurządzenia przekładając na język słów zapis fal mózgowych. Ciekawe, kiedyprzestały działać? - Posłuchaj mnie, drogi krajanie - zaczął Jan. - Może pamiętasz takiegosmarkacza wątpliwego pochodzenia imieniem Jama? Łobuz z rodzaju tych,które zawsze wcinają generatory... pewnego dnia któryś w końcu wybuchłi chłopak został tak ciężko poparzony, że musiał sobie zmienić ciało... dostałciało pięćdziesięcioletnie, choć miał zaledwie szesnaście lat. Pamiętasz, jakzawsze lubił bawić się bronią? Jak zawsze rozbierał na części wszystko, co sięruszało, a małe zwierzątka poddawał ,,sekcjom", tak że nazwaliśmy goz powodu tych zamiłowań “bogiem śmierci"? - Tak - kiwnął głową Sam. - Pamiętam go. On jeszcze żyje? - Można to i w ten sposób określić - roześmiał się Jan. - Teraz jednak“bóg śmierci" to nie tylko jego przezwisko, lecz tytuł. Jama jest rzeczywiścieBogiem Śmierci. Wystarczyło, że udoskonalił nieco studia, którym oddawał sięczterdzieści lat temu... deikraci trzymali tę wiadomość w ścisłej tajemnicy aż docałkiem niedawna. Teraz już się o tym nie mówi. Słyszałem na przykład, żeJama wymyślił parę zabawnych urządzeń, które pozostają na służbie bogów...na przykład coś, co nazywa się “mechaniczna kobra", a co jest zdolnezarejestrować encefalogram na odległość mili, wystarczy że podniesie i rozłożyswój kaptur. Może wyłowić z tłumu kogo chce, niezależnie od ciała, które ówktoś przybierze. Na razie nikt jeszcze nie wynalazł antidotum na jej jad... czterysekundy i po wszystkim. Albo ogniste berło, chłoszczące Księżyc przez trzy dni,gdy Pan Agni stał u brzegów i falował wody morza. Wiem też, że Jama właśniekuje coś w rodzaju ognistego rydwanu dla Pana Siwy... - Och... - westchął Sam. - l co? Ciągle jeszcze zamierzasz poddać się próbie? - Nie lękam się - odparł. - Powiedz mi jednak, czy te maszyny domodlitwy... jedną z nich widziałem przed chwilą na placu... są bardzopowszechne w użytku? - Tak - potwierdził Jan. - Po raz pierwszy użyto ich dwa lata temu,a wymyślił je pewnej nocy młody Leonardo, siedząc nad szklaneczką somy.Teraz, ponieważ idea karmy i reinkarnacji przeżywa swój renesans, więcej jest 51 tych maszyn niż poborców podatków. Ale też nic dziwnego, bo nigdy jeszczemodlitwa nie była tak potrzebna jak dzisiaj. W przededniu swych sześć-dziesiątych urodzin każdy mieszczuch wędruje do kliniki, prowadzonej przezkościół, do którego należy, zaś tam porównuje się konto modlitw z kontem, gdziezapisywane są grzechy. Wynik tego badania, podobnie jak wiek, płeć i stanzdrowia ciała, które chcę przybrać, decydują o rodzaju kasty, do którejdelikwent zostaje zaliczony. Właściwie nic w tym zdrożnego. Sprawa zupełnieczysta. - Gdy o mnie chodzi... - zaczął Sam - to i tak wiem, że nie przejdę tejpróby, nawet gdyby moje konto modlitw pękało w szwach. Wpadnę, gdy tylkospojrzą na moje grzechy. - Co za rodzaj grzechów popełniłeś? - Jeszcze ich nie popełniłem, ale wkrótce popełnię, l mimo, że jeszcze niepopełnione, są już zapisane w moim umyśle od chwili, gdy postanowiłem jepopełnić. - Zamierzasz przeciwstawić się bogom? - Tak. - W jaki sposób? - Tego jeszcze nie wiem. Ale zacznę od tego, że najpierw wejdę w kontaktz nimi. Kto tam rządzi? - Trudno mi powiedzieć - gospodarz wzruszył ramonami. - Wiadomo, żewszystkim kręci Trimurti, czyli trójca złożona z Brahmy, Wisznu i Siwy. Któryz nich trzech jest najważniejszy, nie wiem. Jedni mówią, że Brahma... - Kim tak naprawdę oni są? Jan potrząsnął głową. - Skąd mógłbym to wiedzieć? Co pokolenie przyjmująinne ciała. Wszyscy używają imion bogów.Sam podniósł się. - Wrócę później, albo przyślę po ciebie kogoś. - Mam nadzieję... Jeszcze drinka? Sam odmówił gestem ręki. - l znowu muszą się stać Siddharthą, muszępospieszyć się do oberży Hawkany i niezwłocznie oznajmić, że mam prag-nienie odwiedzić Świątynię. Jeśli nasi dawni przyjaciele są teraz bogami, tomuszą jakoś porozumiewać się ze swymi kapłanami. Siddharthą idzie sięmodlić. - Niech ci chociaż nie przyjdzie do głowy wspomnieć mnie w tychmodlitwach - powiedział Jan, wychylając kolejnego drinka. - Nie jestempewien, czy przeżyłbym boską wizytację tu, u siebie w domu. Sam roześmiał się. - Przecież nie są wszechmogący. - Mam nadzieję - mruknął gospodarz. - Obawiam się jednak, że dzień,gdy się to stanie faktem, jest już niedaleko. - Dobrych wiatrów, Janie. - Skaal. Po drodze do Świątyni Brahmy książę Siddharthą zatrzymał się na ulicyKowali. Pół godziny później wyszedł ze sklepu w towarzystwie Strake'a oraztrzech dworzan i miał tak zadowolony wyraz twarzy, jak gdyby otrzymał wizję 52 tego, co miało się zdarzyć. Pięciu mężczyzn przeszło przez centrum miasta, ażw końcu stanęli przed wysoką, ogromną Świątynią Stworzyciela. Nie zważając na natrętne spojrzenia ludzi, wyczekujących na swoją kolejkędo automodłów (jak powszechnie zwano popularne urządzenia), książę ruszyłw górę schodów, prowadzących do głównego wejścia, gdzie miał go oczekiwaćnajwyższy kapłan, któremu zaanonsował swą wizytę odpowiednio wcześniej. Siddharthą oraz jego ludzie weszli do środka, lecz zanim mogli się zwrócićwprost do kapłana, złożyli hołd bóstwu, czyniąc głęboki ukłon w stronę głównejkomnaty, jak kazał zwyczaj. Po czym Strake i trzech dworzan wycofało się, byzachować pełne szacunku dystans, zaś książę złożył w ręce kapłana nabitąsakiewkę i odezwał się niskim głosem: - Chcę mówić z Bogiem. Kapłan zmierzył go ostrym spojrzeniem, lecz w jego słowach nie dało sięwyczuć najmniejszego wzruszenia. - świętynia jest otwarta dla wszystkich,Panie Siddhartho - odezwał się z namaszczeniem. - Każdy, kto ma takieżyczenie, może tutaj pozostawać w łączności z Niebem tak długo, jak tylkochce. - Prawdę mówiąc, nie to miałem na myśli - przerwał mu książę.- Myślałem o czymś bardziej osobistym niż składanie ofiar czy klepanie litanii. - Nie jestem pewien, czy nadążam za twymi myślami, Panie - skłonił siękapłan.
|
Wątki
|