też swoje kufry z rzeczami...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Musiano je tu przynieść, kiedy witali się na schodach.
Zerknęła w lustro i zobaczyła, jak bardzo zmizerniała przez te kilka dni podróży.
Wciąż się sobie przyglądając, zaczęła się rozbierać. Suknia spadła na podłogę niby krę-
pująca ruchy łupina i Weronika ujrzała swoje nagie, białe ciało. Postanowiła się umyć
i dotyk chłodnej, pachnącej wody sprawiał jej rozkosz, był jak pieszczota nieobecnego
kochanka.
W czasie niezwykle wystawnej kolacji, na którą podano wiele potraw z ryb oraz
kilka rodzajów sałatek i ciast, panowie rozmawiali o polityce, a zwłaszcza o eksodusie
hugenotów. Weronika nie słuchała. Przyglądała się potrawom, które wydały jej się pra-
wie czarodziejskie, a potem jej uwagę przyciągnął lokaj, Murzyn usługujący przy kola-
cji. Po raz pierwszy widziała z bliska człowieka o czarnej skórze. Przez moment jej ręka
i ręka służącego znalazły się obok siebie na tle białego jak śnieg obrusu. Weronika miała
wrażenie, że jej dłoń istnieje tylko połowicznie, zaledwie ubiega się o istnienie. Zerknęła
ukradkiem na całą postać Murzyna. Kamlotowe spodnie i białe jedwabne pończochy
ciasno opinały umięśnione nogi. Wyglądał jak jeden z posągów w parku — chłodny
i majestatyczny, piękno wcielone.
38
39 Spojrzenie Weroniki przechwycił Markiz; poczuła się jak skarcona nazbyt ciekaw-
ska dziewczynka. Uświadomiła sobie, że zupełnie nie słyszała, o czym mówiono przy
stole.
— Kiedy wrócimy do Francji, być może serio zajmę się polityką — oświadczył
Markiz, kończąc swoje wywody.
— Jak pani znajduje mój dom? — zwrócił się do Weroniki pan de Chevillon. — Czy
jest pani zadowolona z pokoju?
Weronika całkiem szczerze wyraziła swój zachwyt dla pałacu, gobelinów, pokoju
i parku. Wszystko jej się tutaj podobało.
— Jeżeli tak się pani podobają moje włości, to chętnie pokażę pani coś szczególne-
go. Wszystkim — dodał — ale dopiero po kolacji.
Pierwszy Burling dał znak, że posiłek skończony, prosząc wszystkich o pozwolenie
„powąchania tytoniu”, jak mówił o zażyciu tabaki. Chevillon zaś wstał, wziął świecznik
i oświetlił ścianę, która do tej pory pozostawała w mroku.
Płomień świec ukazał rozległy krajobraz i burzowe chmury ponad horyzontem.
Wydawało się, że światło otworzyło jakieś ukryte w ścianie okno, przez które widać
zmierzch i zbliżającą się nocną burzę. Z lewej strony patrzącego, na pierwszym planie,
była grota. Jej wnętrze kryło się w ciemności. Przed wejściem do jaskini stała smukła,
zwiewna kobieta w jasnej sukni. Miała nadzwyczaj bladą cerę i wyglądała, jakby spała,
albo tak, jak wyglądają lunatycy: półprzymknięte oczy, twarz spokojna, lecz bez szcze-
gólnego wyrazu. Kobieta w delikatnej dłoni trzymała sznurek czy też raczej nić, do któ-
rej przywiązany był leżący u jej stóp smok. Może miał być straszny, ale w jego pozie
i wyglądzie, w posłusznym schyleniu głowy było coś, co pozwalało patrzeć na niego ra-
czej jak na psa. Mimo że miał pazury, błoniaste skrzydła i wielki kolczasty ogon, był
smokiem tylko z nazwy. W rzeczywistości przypominał domowe, nawet trochę ułomne
zwierzę. Także nić, która wiązała go z ręką kobiety, nie kojarzyła się z symbolem niewo-
li, lecz raczej z więzami posłuszeństwa, dobrowolnego oddania się i podporządkowania.
Z prawej strony obrazu, gdzie przedstawiono gęsty las, nadjeżdża właśnie rycerz. Siedzi
na ogromnym białym koniu, a podniesiony szyszak odsłania tylko jego młodą, ale za-
ciętą twarz. Oczy pełne gniewu, nie zarośnięte jeszcze policzki. Młodzieniec podnosi
włócznię i przebija gardło smoka. Krople ciemnoczerwonej krwi spływają na piasek.
Smok w agonii próbuje jeszcze rozpostrzeć skrzydła i wtedy widać, że są na nich krop-
ki, niby u wielkiej biedronki.
Obraz sprawiał wrażenie jakby niedokończonego. Wydawało się, że przedstawiona
scena nie może się skończyć w taki sposób, że gdzieś obok istnieje jej dalszy ciąg. Przez
tę niepełność i brak rozwiązania, które można by było zaakceptować, obraz wywierał
wstrząsające wrażenie.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.