Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
* * * Sephrenia zgodziła się z opinią lekarzy Sarabiana. Talen nie odniósł poważniejszych obrażeń. Był cały potłuczony i posiniaczony, na czole wyrósł mu wielki guz - pamiątka po spotkaniu z twardym konarem, które pozbawiło go przytomności. Czarodziejka zapewniła ich, że oprócz bólu głowy nic gorszego mu nie grozi. Jednakże księżniczka Danae nie miała nastroju do pocieszeń. Cały czas stała przy łóżku, wydając z siebie ciche okrzyki za każdym razem, gdy leżący bez czucia chłopak poruszył się albo jęknął. W końcu Sparhawk zabrał ją stamtąd i zaniósł do sypialni. W okolicy wciąż przebywali ludzie, którzy nie powinni oglądać cudów. - Sytuacja wymknęła ci się spod kontroli, prawda, Aphrael? -spytał zdenerwowaną boginię-dziecko. - O czym ty mówisz? - Musiałaś mieszać się do nie swoich spraw, próbując naprawić rzeczy, które z czasem naprawiłyby się same, gdybyś : wiła je w spokoju, i przez to o mało nie doszło do śmierci Talena. - To nie moja wina, że spadł z tego drzewa. - A czyja? - Wiedział, że, logicznie rzecz biorąc, zachowuje się okropnie niesprawiedliwie, uważał jednak, iż może nadszedł czas, by wścibska mała bogini zastanowiła się nad swoim postępowaniem. - Za bardzo się wtrącasz, Aphrael - oznajmił. -Ludzie muszą sami kierować swoim życiem i popełniać błędy. Zazwyczaj umiemy je naprawić, jeśli dasz nam po temu sposobność. W gruncie rzeczy wszystko sprowadza się do jednego: fakt, że potrafisz coś zrobić, nie zawsze znaczy, że powinnaś. Radziłbym, abyś to przemyślała. Przez drugą chwilę przyglądała mu się bez słowa, po czym nagle wybuchnęła płaczem. * * * - Łucznicy Tikumego niewątpliwie się przydadzą - powiedział Vanion do Sparhawka nieco później, gdy obaj stali na blankach. - Ulath ma rację co do trolli. Zdecydowanie należy je nieco powstrzymać, zanim przejdzie się do bezpośredniej walki. - A pomysł Khalada z kuszami też nie jest najgorszy. - Zgadza się. Dziękujmy Bogu, że zabrałeś go ze sobą. -Mistrz zakonu ściągnął usta. - Kiedy wrócicie do Cimmury, chciałbym, abyś osobiście zajął się szkoleniem Khalada, Spar-hawku. Upewnij się, że oprócz zasad walki będzie też pobierał lekcje polityki, dyplomacji i prawa kościelnego. Mam wrażenie, iż może zajść w naszym zakonie bardzo wysoko, i chcę mieć pewność, że będzie gotów do zajęcia każdego stanowiska. - Nawet twojego? - Zdarzały się już dziwniejsze rzeczy. Sparhawk przypomniał sobie poranny wykład Vaniona o rybach. - Czy poczyniłeś już jakieś postępy z Sephrenia? - spytał. - Odzywamy się do siebie, jeśli o to ci chodziło. - Niezupenie. Czemu nie usiądziesz z nią i nie pomówisz o czymś istotniejszym niż pogoda, ile ptaków mieści się na gałęzi, czy też jakie gatunki ryb mogą żyć w fosie? Vanion spojrzał na niego ostro. - Może byś się tak zajął własnymi sprawami? - To jest moja sprawa, Vanionie. Sephrenia nie potrafi normalnie żyć, póki między wami istnieje przepaść, ty zresztą także nie. Potrzebuję was obojga, a nie mogę liczyć na to, że sami rozwiążecie swój problem. - Poruszam się tak szybko, jak tylko śmiem, Sparhawku. Jeden błędny ruch może zniszczyć wszystko. - Podobnie jak brak ruchu. Ona czeka, żebyś uczynił pierwszy krok. Nie zwlekaj z tym zbyt długo. W tym momencie na górze pojawił się Stragen. - Odzyskał przytomność - zameldował. - Wciąż jest rozko-jarzony i ma kłopoty ze wzrokiem, ale przynajmniej się obudził. Twoja córka cały czas krząta się przy nim, Sparhawku. - Lubi go. - Sparhawk wzruszył ramionami. - Powtarza wszystkim, że któregoś dnia wyjdzie za niego za mąż. - Małe dziewczynki są dość dziwne, prawda? - O, tak. A Danae przewyższa pod tym względem swoje rówieśnice. '- Cieszę się, że udało mi się zastać was samych - powiedział Stragen. - Jest pewna kwestia, którą chciałbym z wami omówić, nim wspomnę o niej pozostałym. - Thalezyjczyk z roztargnieniem ściskał w dłoni dwie złote eleńskie korony, starannie przesuwając palcem wzdłuż ząbkowanych krawędzi i ważąc w palcach monety, jakby chciał sprawdzić ich ciężar. Najwyraźniej wyznanie baronowej Melidere głęboko go poruszyło. - Atak złości Zalasty okazał się nie aż tak nie przemyślany, jak sądziliśmy. Posłanie trolli do północnego Atanu było jak dotąd jego najbardziej niszczycielskim posunięciem. Oczywiście musimy na nie odpowiedzieć, uważam jednak, iż powinniśmy już zacząć się szykować na jego następny ruch. Trolle, kiedy skieruje sieje we właściwą stronę, nie potrzebują dalszej opieki, toteż Zalasta może swobodnie zająć się czymś innym, nie uważacie? - Zapewne - przytaknął Sparhawk. - Oczywiście mogę się mylić... - Ale nie sądzisz, aby tak było - dokończył ironicznie Vanion. - Jest dzisiaj jakiś przewrażliwiony - mruknął Stragen do Sparhawka. - Ma mnóstwo rzeczy na głowie. - Domyślam się, iż cokolwiek zaplanuje Zalasta, użyje do tego spiskowców, których Sarabian i Ehlana pozostawili na wolności z powodu braku wolnych cel. - Równie dobrze mógłby wezwać na pomoc armie, które Parok, Amador i Elron zebrali w zachodnim Tamuli - zaoponował Vanion. Stragen potrząsnął głową. - Armie te zorganizowano, by powstrzymać rycerzy kościoła przed lądowaniem na kontynencie, panie Vanionie, i to na wyraźny rozkaz Cyrgona. Jeśli Zalasta zaryzykuje ich użycie, będzie musiał wytłumaczyć się z tego Cyrgonowi. Nie sądzę, by był aż tak odważny. - Może masz rację - ustąpił Vanion. - W porządku, powiedzmy, że użyje podrzędnych spiskowców. Sarabian i Ehlana poczynili już starania, aby ich aresztować. - Po co w ogóle zawracać sobie tym głowę, mój panie? - Przede wszystkim - żeby ściągnąć ich z ulic. Pozostaje także fakt, iż są winni zdrady stanu. Należy ich osądzić i ukarać. - Czemu? - Dla przykładu, idioto! - wybuchnął Vanion.
|
Wątki
|