Pamiętaj o myszach...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
.. pamiętaj o myszach...
Zirytowany potrząsnął głową, jakby ta nagła i zbijająca z tropu myśl była natrętną muchą latającą mu koło nosa. Pamiętaj o myszach... pamiętaj o myszach... Nie miał zielonego pojęcia, co to może oznaczać. Przypomniał sobie jednak, że to samo dokuczliwe i dziwnie natarczywe zdanie powtarzało się w jego świadomości minionej nocy. Niejasno podejrzewał, że w gruncie rzeczy wie, co kryje się pod hasłem „myszy”, ale tę wiedzę wtłoczył w głębiny nieświadomości, gdyż była dla niego zbyt straszna. Jednakże gdy starał się skoncentrować na tym zagadnieniu i usilnie dojść prawdy, nie wychodziło mu. Stawał się natomiast coraz bardziej sfrustrowany, wstrząśnięty i zdezorientowany. Odłożył na stolik stetoskop, ale nie wziął ciśnieniomierza. Nie miał już cierpliwości – ani sprawności w palcach – by podwinąć rękaw koszuli, zawiązać gumę wokół przedramienia, obsługiwać gruszkowatą pompkę i jednocześnie trzymać skalę z wynikami. Próbował tego minionej nocy, ale z powodu swej niezręczności zaraz dostał szału. Nie wziął także oftalmoskopu do zbadania oczu, gdyż w tym celu trzeba by iść do łazienki i użyć lustra. A on nie zniósłby teraz swojego widoku: szara skóra, mętne oczy, rozluźnione mięśnie twarzy – wszystko to sprawiało, że musiał wyglądać jak... prawie trup.
Stronice kieszonkowego notatnika były w większości nie zapisane, ale nie podjąłby się obecnie dopisywania nowych obserwacji procesu zdrowienia. Po pierwsze, stwierdził, że nie może kontrolować się dłużej niż przez kilka minut, a przecież trzeba pisać zrozumiale i czytelnie. Po drugie, widok niedbałych gryzmołów zamiast starannego i ładnego pisma, którym szczycił się dotąd, na pewno znów wzbudziłby w nim zwierzęcą wściekłość.
Pamiętaj o myszach, o myszach tłukących się o ściany klatek, goniących własne ogony, pamiętaj o myszach... pamiętaj o myszach...
Eric podniósł do skroni obie ręce, jakby poprzez fizyczny ucisk chciał przytłumić nie chciane i niezrozumiałe myśli. Potem wygrzebał się z łóżka i stanął na nogi. Musiał oddać mocz, a potem coś zjeść. To były pozytywne objawy, dowód na to, że żyje – a przynajmniej nie umarł całkowicie. Z tych dwóch prostych fizjologicznych potrzeb zaczerpnął odwagi.
Ruszył w stronę łazienki, ale gdy w rogu pokoju pojawiły się ognie, natychmiast się zatrzymał. Nie były to prawdziwe płomienie, lecz ognie cieniste. Krwistoczerwone jęzory o srebrzystych zakończeniach trzaskały łakomie, pożerając cienie, z których wyrastały, ale nie dawały żadnego światła. Eric zmrużył piekące oczy i stwierdził po raz kolejny, że coś ciągnęło go do tych płomieni, do patrzenia na nie i że wśród nich pojawiały się jakieś dziwne formy. Te zaś zwijały się i... machały do niego...
Choć tych cienistych ogni bał się niewypowiedzianie, to jednak jakaś część jego jestestwa, przewrotnie i niezrozumiale, kusiła go, by wszedł w nie i przeszedł, tak jak przechodzi się przez otwarte drzwi, i zobaczył, co znajduje się za nimi.
Nie!
Gdy poczuł, że owe ciągoty przechodzą w silną żądzę, zdecydowanym ruchem odwrócił się od ognia i stał tak, balansując na granicy strachu i dezorientacji, dwóch stanów, które wobec jego słabej kondycji fizycznej szybko przerodziły się w gniew, ten zaś w furię. Wszystko zdawało się prowadzić do furii, jak gdyby stanowiła ona ostateczny i nieuchronny ekstrakt pozostałych emocji. Obok krzesła, w zasięgu ręki Erica, stała na podłodze mosiężno-cynowa duża lampa, o kloszu z rżniętego kryształu. Chwycił ją oburącz, podniósł wysoko nad głowę i rzucił. Klosz uderzył w ścianę i błyszczące odłamki kryształu rozprysnęły się wokół jak kostki lodu. Metalowy stojak trafił w krawędź pomalowanego na biało kredensu. Z brzękiem odbił się i upadł na podłogę.
Ogarnęła do żądza niszczenia. Było w niej coś z ponurej intensywności sadystycznych orgii seksualnych. Jej wspaniała siła przypominała siłę orgazmu. Za życia Eric był obsesyjnym „budowniczym”, dążył do tworzenia imperiów, zachłannie otaczał się wszelkimi dobrami. Po śmierci natomiast pojawił się w nim duch destrukcji, ciągnący go w stronę niszczenia dobytku z równą pasją, z jaką niegdyś go gromadził.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.