poda wam krzesło, pomówi z wami grzecznie – aż do chwili, kiedy zaczniecie mówić o pie- niądzach...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
A gdy wspomnicie o pieniądzach, twarz jego zmienia się nie do poznania. Joel
przymyka lewe oko, wciąga prawy policzek, jak człowiek dotknięty paraliżem. Aż litość bie-
rze, gdy się patrzy na niego.
O czym to mówilisimy? Aha! Przyszła więc delegacja do Joela Taszkiera i rzecze:
– Dzień dobry, reb Joel!
– Dzień dobry! Siadajcie! Co słychać nowego?
– Przyszliśmy prosić was o datek.
Zamknęło się jedno oko Joela i zapadł jeden policzek.
– Datek? Nagle, wśród białego dnia – datek?
A na to Frojka, ponieważ był najśmielszy:
– Trzeba coś ofiarować, reb Joel! Niewątpliwie słyszałeś już o tym? Całe miasteczko, nie
daj Boże, spłonęło. Drażnów...
– Co mówicie? Drażnów spalony? Istne nieszczęście! Ulokowałem tam tyle pieniędzy!

11 C a d y k – dosł.: człowiek sprawiedliwy; w ludowej gwarze: uosobienie wszelkich cnót.
44
Jął mu tedy Frojka tłumaczyć, że jego klientów to nie dotyczy, że spłonął tylko dobytek
najuboższej ludności. Ale szkoda słów, skoro tamten nie słucha. Biega po pokoju jak opętany
i w kółko powtarza:
– Ach, ja nieszczęsny! Czeka mnie nędza! Nie mówcie teraz do mnie! Zabiliście mnie tą
wiadomością! Nie przeżyję tego ciosu!
Czekamy, czekamy... Potem wstajemy, żegnamy się:
– Do widzenia, reb Joel!
Gdyśmy opuścili mieszkanie bogacza, rzekł do nas Frojka Szajgec:
– Słuchajcie, Żydzi! Jakem Froim Kac, przysięgam wam, że wyciągnę z tego sknery setkę
rubli na pogorzelców.
– Co mówisz, Froimku, oszalałeś?
– Nie oszalałem, a pieniądze wam przyniosę. Znacie mnie – jestem Frojka Kac.
Niech i tak będzie...
Posłuchaj pan dalej.
W kilka dni później jechał nasz bogacz do Tołczyna na jarmark, a jego lokator Kompanie-
wicz jechał również tym samym pociągiem i nawet w tym samym wagonie. Rozmowa, gwar,
jak zwykle w pociągu. Joel Taszkier siedział przy oknie, w kąciku, i zerkał jednym okiem do
świętej księgi.
Cóż on ma wspólnego z tymi pasażerami? A szczególnie z tym hultajem Kompaniewi-
czem, którego golonej gęby nienawidzi... A właśnie, jakby na złość, usiadł ów Kompaniewicz
naprzeciw niego i milczy. „Mój Boże – myśli Joel. – Jak pozbyć się tego heretyka? Przejść do
drugiej klasy? Szkoda pieniędzy. Pozostać i patrzeć na tę zakazaną mordę i bękarcie śle-
pia?...”
Na szczęście, Bóg zdziałał cud i na pierwszej stacji zesłał mu znajomego, a był nim Froim
Szajgec. Joel Taszkier odetchnął swobodniej, jakby wlazł w nową skórę. Można będzie poga-
dać z człowiekiem.
– Dokąd to jedziecie?
– A wy dokąd?
I potoczyła się rozmowa. O czym? To i owo, i tamto. W końcu przeszli na ulubiony temat
Joela: dzieci w dzisiejszych czasach. Puste głowy, rozpustne dziewczęta, samowola. Froim
Szajgec odgrzewał stare historie: o tym, jak to czyjaś synowa uciekła z oficerem, jak pewien
młodzieniec w dwóch miastach pojął dwie żony. O chłopcu, który nie chciał wkładać tefilin12,
a gdy ojciec go ukarał – pobił rodzonego ojca.
– Słyszeliście? Zbił własnego ojca!
W wagonie powstał gwar: wszyscy byli oburzeni, a najwięcej – Joel Taszkier.
– Tak, tak, sprawdziły się moje słowa! Powiedziałem! Rozprzężenie obyczajów! Dzieci
żydowskie nie chcą się modlić! Nie chcą nakładać tefilin...
– Mniejsza o tefilin – odezwał się nagle Kompaniewicz, który dotychczas milczał. – Tefi-
lin mogą sobie nakładać lub nie, jak im się żywnie podoba. Ale nie o to chodzi. Bardziej mi
zależy na cyces. To mnie szczególnie oburza, że nasza młodzież wcale ich nie nosi. Przyzna-
ję, że z tefilin ma się więcej kłopotu. Trzeba je nakładać i zdejmować. Ale cóż to szkodzi no-
sić cyces gdzieś tam pod koszulą?
Tymi słowy przemówił ów bezbożnik Kompaniewicz, a powiedział to tak spokojnie i po-
woli, że Joel Taszkier osłupiał ze zdumienia. Gdyby w tej chwili uderzył piorun lub pociąg się
wykoleił, byłby mniej zaskoczony. Cóż to? Czy nadeszły czasy Mesjasza? Ten świniożerca
mówi o cyces?!
I Taszkier odezwał się nie do Kompaniewicza, lecz do Frojki:

12 Tefilin – rzemyki z dwoma skórzanymi pudełeczkami zawierającymi fragmenty z Tory,
przytwierdzane przez modlących się Żydów do czoła i do lewego ramienia.
45
– Jak ci się podoba ten cadyk? Cha, cha, cha... On też mówi o cyces?...
– A dlaczego nie? – odparł Froim udając, że nie zrozumiał, o co chodzi. – Czy ten pan nie
jest Żydem?...
Joela Taszkiera ogarnęła złość. Po pierwsze, co to za „pan”, a po drugie, z jakiej racji uwa-
żać Kompaniewicza za Żyda? Ładny mi Żyd! Żyd, co nastawia samowar w sobotę, Żyd, co
spożywa gotowane potrawy mięsne w postny dzień! Żyd nie bielący nawet naczyń na Pesach!
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.