X


Oddział tona wyruszył o świcie wyznaczonego dnia...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Czekała ich długa, czterodniowa podróż, chociaż mieli się poruszać szybko i korzystać z górskich szlaków znanych tylko obrońcom Krainy Szafiru.
Murdock westchnął, kiedy stracili obóz z oczu. Czas zapowiadał się wprawdzie spokojny, ale komendant bał się najbliższych dni, wiedząc, ile bólu ta wyprawa kosztuje Luroca.
Zdrowie nie pozwalało I Loranowi na taką podróż. Będzie cierpieć, nawet gdyby ładna pogoda utrzymywała się przez cały czas. Gdyby pogoda się załamała, grozić mu będzie prawdziwe niebezpieczeństwo.
Ross zacisnął usta. Nie skończy się na tych czterech dniach. Obrady, choćby nawet przebiegały w serdecznej atmosferze, będąmęczące, a potem trzeba będzie wracać. Mógł mieć tylko nadzieję, że to wszystko razem nie nadszarpnie i tak już słabego zdrowia tona.
Z obawy o starszego człowieka poprosił Gordona, żeby im towarzyszył. Gdyby coś się stało, jeden dobry uzdrowiciel wart będzie dziesięciu wojowników.
Poza tym chciał go mieć przy sobie. Ross zawsze się denerwował, kiedy zmuszano go do uczestniczenia w takich naradach, choć zdarzało się to raczej rzadko. Było zbyt wielkie prawdopodobieństwo, że popełni jakiś błąd i czymś się zdradzi, a tym razem możliwość omyłki była nawet większa, bo w naradzie miał wziąć udział wysokiej rangi najemnik. Potrzebował od Gordona moralnego i praktycznego wsparcia. Grupę uzupełniało dwunastu szeregowych wojowników. Trzej przywódcy mogliby pokonać tę trasę sami, bo nie była trudna dla ludzi, którzy ją znali, a szansa na spotkanie z wrogiem była znikoma, ale ton uznał, że lepiej jechać z eskortą, jak nakazywał obyczaj. Skoro zacięta wojna ma się już ku końcowi, tym bardziej trzeba zwracać uwagę na niuanse polityczne.
 
Mimo obaw żywionych przez Terran podróż na południe odbyła się bez kłopotów i incydentów.
Luroc znosił ból bez skargi. Choć gdy każdego wieczoru zdejmowano go z wierzchowca był blady, następnego ranka najwyraźniej wracały mu siły i energia.
Ze względu na wpływ, jaki forsowna jazda wywierała na tona, postanowiono przerwać podróż wcześniej i spędzić czwartą noc : w górach, zamiast od razu spieszyć do obozu konfederatów. Uznano bowiem, że lepiej pokazać sojusznikom wypoczętego władcę.
Kiedy wyruszyli, słońce było już dość wysoko. Ani Murdock, ani I Loran nie mieli ochoty niepotrzebnie straszyć wysuniętych placówek wartowniczych, chociaż przybycie innych tonów i ich wysokich rangą dowódców musiało być dla żołnierzy znakiem, że szykuje się jakaś ważna konferencja.
Strażnicy byli naprawdę zaskoczeni, widząc wojowników z Krainy Szafiru zbliżających się do ich górskiej warowni. Natychmiast byli gotowi do walki, ale ponieważ znali już zieleń i brąz ubiorów noszonych przez partyzantów, a ton I Loran często bywał w ich obozie, rozpoznali go bez trudu. Uprzejmie powitali władcę i jego eskortę i przepuścili ich bez zwłoki.
Wojownicy Krainy Szafiru po raz pierwszy, odkąd opuścili górski obóz, zaniepokoili się o swoje bezpieczeństwo. Jakkolwiek takie spotkanie należało do rzadkości, wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, jak łatwo jakiś śmiały oddział mógłby przebić się przez posterunki, a żaden z nich nie życzyłby sobie teraz starcia z wojownikami Dworu Kondora, ponieważ mieli do wypełnienia tak ważną misję, a ze sobą człowieka niezdolnego ani do walki, ani do szybkiej ucieczki.
Na razie nie było niebezpieczeństwa. Przeszli przez główne pikiety, potem przez linię wartowników pilnujących samego obozu i znaleźli się w samym środku armii Południa.
Widok zapierał dech w piersiach zarówno wojownikom Krainy Szafiru, jak i agentom czasu.
Równe szeregi namiotów ciągnęły się poza linię horyzontu tej górskiej krainy. Wokół roiło się od żołnierzy i zwierząt, wszędzie leżały stosy ekwipunku. Liczba wojsk i obfitość zapasów były tym bardziej zaskakujące, że zgromadzono tu tylko część sił konfederacji: straż tylną, siły porządkowe, oddziały, które wróciły z frontu na krótki odpoczynek, gwardię przyboczną wodza i — teraz, w związku z naradą — oddziały nadciągających do obozu tonów.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.