– Zobaczmy, jak poradzą sobie tutaj – oświadczyła...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Mike usłyszał wysoki świst metalu przecinającego powietrze.
– Wraithy! – krzyknął do interkomu.
Myśliwce nadleciały nisko, obsypując obie strony wąwozu ogniem z 25-milimetrowych działek laserowych. Ziemia została momentalnie zmasakrowana, a myśliwce wzniosły się do góry, nie mogąc dostrzec zwierzyny poprzez mgłę, jaką same spowodowały.
– Pędzą nas gdzieś – zakrakał przez interkom głos Kerrigan. – Ale dokąd?
Powierzchnia pod pojazdem nagle zmieniła fakturę, z czerwonej gliny i brązowawych kawałków wyschniętego błota przekształcając się w plamiste kępki szaro-czarnego mchu.
– Plecha! – stwierdził Mike, jak tylko ją rozpoznał. – Pędzą nas na terytorium Zergów!
Kerrigan zaklęła i nacisnęła na hamulce, ale plecha pod nimi nie zapewniła wystarczającej przyczepności dla reduktorów grawitacyjnych. Motocykl stanął dęba, a potem przewrócił się okropnie na bok, orząc powierzchnię plechy niczym pianę na falach.
Mike wrzeszczał, Kerrigan krzyczała. Reporter objął ramionami pojemnik z emiterem psi, mając nadzieję, że to ochroni go przed zniszczeniem. Był pewien, że jeśli ktokolwiek może ich stąd wydostać, to będzie to porucznik.
Wtem ziemia pod nimi otworzyła się i oboje potoczyli się w ciemność.
 
* * *
Jakiś czas później Mike usłyszał głos Kerrigan, dobiegający jakby z oddali.
– Liberty?
– Urg – była to jedyna odpowiedź, na jaką zdobył się Mike. Do diabła, jeśli umie czytać w moich myślach, to niech odczyta to.
– Czy z emiterem psi wszystko w porządku?
– Ależ oczywiście. Złagodziłem jego upadek własnym ciałem.
Otworzył oczy i odkrył, że leży na miękkiej, świeżo spulchnionej ziemi. To właśnie ona musiała zatrzymać ich upadek w głąb króliczej nory.
Spojrzał do góry. W sklepieniu widniała postrzępiona dziura, musieli przedrzeć wiązania plechy. Grube włókna już zarastały wylot.
Mike splunął krwią. W czasie upadku przygryzł sobie język. Reszta jego ciała wyglądała na sponiewieraną, ale ogólnie nieuszkodzoną. Jego prochowiec był upaćkany miękką ziemią. Miał wrażenie, że poczuje stłuczenia następnego dnia.
Jeśli będę miał szczęście – pomyślał.
– Jeśli oboje będziemy mieli szczęście – odrzekła Kerrigan. Już zdążyła wstać, omiatając przestrzeń światłem z latarki umocowanej na nadgarstku. Przez ramię przewiesiła karabin.
Mike podniósł się i poczuł, że choć nie jest zraniony, to się trzęsie.
– U ciebie w porządku? – zdołał wykrztusić.
– Nie jest źle – odpowiedział duch. – Uszkodziłam swoją dumę, którą, obawiam się, bezpowrotnie straciłam. Musiałam się jej pozbyć. Jesteśmy durniami. Głupcami. Idiotami. Kretynami.
– Nikt nie spodziewał się, że konfederaci... – zaczął Mike
– Wykorzystają sytuację i teren na swoją korzyść. Dokładnie. Dlatego jesteśmy durniami. Wyszli, żeby spotkać nasz atak, a potem wepchnęli nas w miejsce, w którym nie chcemy być.
– Byłoby łatwiej, gdybyś pozwoliła mi...
– Pozwoliła ci kończyć zdania. Przykro mi. Nawyk ze zdenerwowania. Praktycznie transmitujesz swój strach, a to mnie denerwuje.
Jakby nikt w tej sytuacji nie był przestraszony – pomyślał Mike, podchodząc do szczątków Vulture’a.
– Motocykl został trafiony – powiedziała Kerrigan bez patrzenia i oczywiście miała rację. Rama była zgięta w trzech miejscach, tak że długi, smukły pojazd został zmieniony w poskręcany korkociąg. Coś ważnego zostało przebite i płyn wyciekał na ziemię.
Motocykl mimo wszystkich metalowych i ceramicznych części zniósł upadek gorzej niż Mike.
– Tędy – zakomenderowała Kerrigan, wskazując na drogę w jedną stronę korytarza.
– Masz jakąś wskazówkę dlaczego właśnie tędy?
– Nie, ale po drugiej stronie znajduje się coś dużego i źle myślącego. Ty bierzesz emiter.
Mike podniósł pojemnik z nadajnikiem i ruszył za Kerrigan. Myślał o nastroju porucznik. Po kilku minutach Kerrigan powiedziała – To sprzężenie zwrotne.
Przestań.
– Ale to prawda. Odbieram twój strach i z kolei odgrywam się na tobie. Co zwiększa twój gniew – przerwała na chwilę. – Tutaj jest coś naprawdę dziwnego. Złego. Zwykle mogę sobie poradzić z takimi rzeczami. Przez większość czasu.
Mike pomyślał o przypuszczalnym związku Zergów z telepatami, ale chwilę potem tego pożałował. Zbyt szerokie usta Kerrigan uśmiechnęły się ponuro.
– Tak. Wiem o tym. Raynor zdążył mi już przekazać swoje zgryzoty ze spotkania z Arcturusem, dziękuję ci bardzo. To wyjaśnia zainteresowanie Konfederacji telepatami. A poza tym wielu tych ostatnich zaginęło w akcji. Nawet poza jednostkami duchów.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.