Minos musi mieć dziewice...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
To część planu. Moje gruczoły nie reagują w innej
sytuacji.
116 To wydało się Varowi osobliwe, nie bardziej jednak niż inne rzeczy, które widział podczas swej wędrówki.
— Co się dzieje, jeśli zajdzie pomyłka. . . jeśli ofiara nie jest dziewicą?
Minos uśmiechnął się upiornie, odsłaniając szpiczaste zęby.
— Cóż, w takim wypadku udaję się pod świątynię i, delikatnie mówiąc, pod-
noszę rwetes. Mówią potem, że miesiąc jest pechowy.
Var zaatakował resztę swego posiłku. Przypomniało mu się coś jeszcze.
— Czy słyszałeś o amazonkach? Kobietach-pszczołach?
— Tak. To fascynująca kultura. Je właśnie miałem na myśli, gdy mówiłem
o rytualnym okaleczeniu.
— Ale ich mężczyźni. . . jak oni je. . . ?
— Żaden problem. Kobiety to robią. Prosta manipulacja gruczołem krokowym
i pęcherzykami nasiennymi, by sprowokować wytrysk we właściwym momencie.
Ten sposób nie jest zbyt przyjemny dla mężczyzny, zwłaszcza jeśli ma on hemo-roidy, lub kobieta złamany paznokieć, jest jednak wystarczająco skuteczny.
Var skinął głową. Nie chciał przyznać, że nic mu to nie wyjaśniło. Nigdy nie słyszał o gruczole krokowym, a dzieci z pewnością nie poczynało się za pomocą paznokci, całych czy złamanych.
Posiłek dobiegł końca.
— Muszę z tobą walczyć — oznajmił Var.
— Z pewnością wiesz, że cię zabiję. Sądziłem, że znajdziesz, że tak po-
wiem, bardziej romantyczne rozwiązanie. Nie chciałbym mieć krwi was obojga
na swych rogach. Wędrowaliście tak długo i tak bardzo cierpieliście przez głupi przypadek, którego tak łatwo można było uniknąć.
Var spojrzał na niego. Nadal nie rozumiał.
— Ona nie odejdzie ze mną, dopóki nie spełni się ofiara — zaczął.
Minos wstał.
— Są rzeczy, których bóg nie mówi człowiekowi. Idź już, albo niechybnie
będziemy walczyć, gdyż żądza we mnie narasta.
Var wyciągnął pałki.
Minos wytrącił mu je z ręki jednym błyskawicznym ruchem.
— Jazda! Nie będę dyskutować z durniem!
Var, widząc, że sprawa jest beznadziejna, podniósł pałki i oddalił się. Tym
razem łatwo znalazł właściwy korytarz.
17
Soli wciąż stała przy skale. Var podbiegł do niej.
— Musisz iść ze mną. Nadchodzi Minos!
Nie sprawiała wrażenia zdziwionej tym, że widzi go żywego.
— Wiem. Już prawie południe.
Twarz dziewczynki była blada, a jej wargi spękane.
— On nie chce cię zabić! Ale, jeśli cię tu znajdzie, będzie musiał to zrobić.
— Tak.
Znowu się rozpłakała, jednak z wyrazu jej twarzy poznał, że nie zmieniła zdania.
— Nie zdołam go powstrzymać. Będę próbował, ale on zabije nas oboje.
— Więc odejdź! — krzyknęła gwałtownie. — Zrobiłam to, żeby uratować
twoje życie. Dlaczego chcesz to zmarnować?
— Dlaczego? — odpowiedział krzykiem. — Wolę zginąć niż pozwolić ci
umrzeć! Nie dałaś mi nic!
Przeszyła go wzrokiem. Nagle stała się spokojna.
— Sosa mówiła mi, że wszyscy mężczyźni to durnie.
Var nie widział związku. Zanim jednak zdążył się odezwać, z labiryntu dobiegł
przeciągły ryk.
— Minos! — szepnęła przerażona. — Och, Var, proszę cię, proszę, proszę,
uciekaj! Dla mnie jest już z późno.
W wylocie jaskini pojawiła się sylwetka olbrzyma. Z nozdrzy boga buchała
para.
Var rzucił się na Soli, by osłonić ją przed atakiem Minosa. Wiedział, że to nic nie da, nie zamierzał jednak jej opuścić. Przytulił Soli do siebie, choć opierała się kopiąc i rwąc jego ubranie zębami. W końcu przycisnął jej ciało do skały tak mocno, że jej rozstawione nogi kopały bezradnie powietrze za jego plecami.
Zawisała na kajdanach.
— Nie opuszczę cię — wydyszał w jej skłębione włosy. Wtedy jej opór zała-
mał się.
— Och, Var, przepraszam cię! — załkała. — Kocham cię, ty idioto.
118 Nie było czasu na zdumienie. Pocałował ją. Słyszał już tupot kopyt Minosa i świst jego oddechu.
Objęli się rozpaczliwie, doświadczając tego, co narastało przez trzy lata, skupiając wszystko w tym ostatnim momencie. Dzielili ze sobą swą miłość gwałtownie i boleśnie.
Minos nadszedł, zatrzymał się, postał przy nich przez chwilę, po czym wydał
z siebie odgłos pół wściekłości, pół śmiechu i ruszył w stronę świątyni.
Dopiero wtedy Var zrozumiał, co się stało i co bóg starał się mu oględnie
podsunąć.
Rzeczywiście okazał się durniem. Prawie.
*
*
*
Przy wtórze wrzasków dobiegających ze świątyni Var szarpał, podważał i wa-
lił kamieniami w kajdany. Metal i skała były jednak zbyt mocne.
Znalazł zardzewiały gwóźdź leżący na ziemi tuż przy wejściu do wąwozu,
wetknął go pod jedną z obrączek i znów uderzył kamieniem. Wreszcie zatrzask
puścił. Niestety, gwóźdź złamał się przy tym i Var nie mógł go wykorzystać do uwolnienia drugiej ręki Soli.
Harmider w świątyni ucichł. Po chwili wrócił Minos dźwigając pod pachami
dwa ciała. Var i Soli czekali na niego z obawą.
Bóg przystanął.
— To jest najwyższa kapłanka — oznajmił z satysfakcją potrząsając trupem
rozdartym prawie na dwie połowy. — Jeśli ktokolwiek naprawdę zasługiwał na
moje pieszczoty, to właśnie ona. Sprawiedliwość to miła rzecz.
Spojrzał na Soli, która spuściła wzrok.
— Potrzymaj to — powiedział, wręczając Varowi martwą dziewczynkę. Ten
przyjął trupa bez słowa. Ofiara była niewiele młodsza od Soli. Nie ostygła jeszcze. Kapała z niej krew. W ułożeniu jej ciała było coś nienaturalnego. Wyglądała, jakby zmiażdżono jej wnętrzności, pozostawiając tylko zewnętrzną powłokę. Var wiedział, jak niewiele brakowało, by były to zwłoki Soli.
Minos wyciągnął wolną rękę i złapał za oporne ogniwo. Mięśnie jego potęż-
nego ramienia napięły się i metal wyskoczył z kamiennej ściany, a okruchy skały rozprysnęły się na wszystkie strony. Soli była wolna.
Bóg wydobył spod swej szaty mały pakunek i wręczył Soli, wciskając go w jej
oporną dłoń.
— To podarunek — powiedział. — Nie było w tym nigdy nic osobistego, ale
cieszę się, że stałaś się niezdatna.
Soli nie odpowiedziała, zatrzymała jednak prezent. Minos zabrał z powrotem
zwłoki z rąk Vara i pomaszerował w głąb labiryntu, nucąc wesołą melodię. Miał
powody, aby się cieszyć. W tym miesiącu nie zabraknie mu jedzenia.
119 — Chodźmy stąd lepiej, zanim w świątyni się opamiętają — powiedział Var.
— Szybko.
Wziął Soli za rękę i poprowadził za sobą.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.