Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.
Zerknęła na ojca, robił wrażenie, że słucha. Przymknął oczy i lekko się uśmiechał. Ewelinie wydawało się, że w tym jego smutnym skrzywieniu ust jest nie tylko chęć ucieczki przed rzeczywistością, ale też jakaś nieuchwytna nić porozumienia, która może ją do niego doprowadzić. I nawet jeśli się za chwilę zerwie, ona znajdzie następną. Najważniejsze, że wie, gdzie jej szukać. Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych; Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem... Nagle uczuła dotknięcie jego ręki. Gładził ją delikatnie po głowie, ledwie muskając dłonią włosy. Zamilkła, przejęta tym do głębi. To był dla niej dowód. Ojciec ją rozpoznał, wie, że jest jego córką, ale nie chce tego okazywać. Może potrzebuje trochę czasu na wyjście ze swojego milczenia, z izolacji, która trwała przecież tyle lat. Poczuła żal do Susanne; gdyby tamta nie ukrywała prawdy, być może ona i ojciec odnaleźliby się już wcześniej. Odważyła się unieść głowę i spojrzeć mu w twarz. Oczy ojca miały w sobie tyle tragizmu, że nią to wstrząsnęło. Przeszło jej przez myśl, że wróciła mu pamięć i uświadomił sobie swoją sytuację, a przede wszystkim utratę żony. Przecież tak bardzo ją kochał. ,Jesteś słońcem mojego życia” - napisał w jednym z listów do niej. Nic dziwnego, że skoro to słońce zgasło, świat stracił barwy. - Tatusiu - powiedziała cicho. Po twarzy płynęły mu łzy. Ewelina zrozumiała, że w tej chwili odzyskała ojca. Przypadła do niego, płacząc. Całowała go po rękach. - Ja tak długo na ciebie czekałam... Ogarnęło ją błogie uczucie spokoju. Oto kończyła się ich wędrówka. Ojciec i córka odnaleźli się po latach błądzenia w ciemności. Skrzypnęły drzwi i do pokoju weszła Susanne. - Ciociu! - zawołała, zwracając w jej stronę t warz zalaną łzami. - Ciociu! Tatuś wyzdrowiał! Nawet się oboje popłakaliśmy. Susanne nie wydawała się poruszona tą wiadomością. Postawiła tacę na stole i podeszła do ojca Eweliny. Bezceremonialnie zawiązała mu serwetkę pod brodą. - Co ciocia robi? Czy ciocia nie słyszała... Zaczęłam czytać tatusiowi “Pana Tadeusza” i tatuś... - Tyle chciała powiedzieć naraz, że zabrakło jej słów. Patrzyła na karmiącą ojca ciotkę z narastającym oburzeniem. Dla Eweliny to było jak zamach na odzyskaną przez niego dopiero co osobowość. Przecież on wszystko już rozumiał i musiał się czuć upokorzony faktem, iż się go karmi. — Ciociu! - powiedziała z groźbą w głosie. Ciotka spojrzała na nią ze spokojem i rzekła: - Twój ojciec jest chory. Łzy są jednym z objawów tej choroby. Uśmiecha się, płacze, ale robi to mechanicznie. Ewelina spojrzała na ojca. Policzki miał jeszcze mokre od łez, ale oczy były tak samo puste jak przedtem. Poczuła się nagle oszukana. Zupełnie, jakby ktoś się zabawił jej kosztem. Kto... przecież nie ojciec... - Nie łudź się, Ewelinko - powiedziała ciotka. - To drogo kosztuje... Ewelina wybiegła bez słowa. Położyła się w swoim pokoju na łóżku i przymknęła powieki. Klęska zwaliła się na nią całym swoim ciężarem, nie czuła się na siłach, by ją unieść. Po raz pierwszy pomyślała o samobójstwie. Nie umiała sobie znaleźć miejsca w tym okrutnym świecie. Zniszczono jej dzieciństwo, pozbawiając rodziców, a teraz odebrano jej nadzieję. Gdzie się mogła schronić? Na zewnątrz wojna i źli ludzie, w domu choroba i śmierć, obecna tu stale od dnia, kiedy zabito jej matkę. Unikano rozmów na ten temat, ale pałac i jego mieszkańcy byli tą tragedią skażeni. Może dlatego stąd uciekła, chcąc zapomnieć i zatrzeć za sobą ślady. Ale los sprowadził ją z powrotem, jakby dając do zrozumienia, że od przeszłości uciec się nie da. Po co więc żyć. Nikt na nią nie czekał, nikt za nią nie tęsknił. Nikomu tak naprawdę na niej nie zależało. Ojciec nie był właściwie jej ojcem, a od czasu ucieczki do Stanisława jej i tak nie najlepsze stosunki z Susanne, popsuły się jeszcze bardziej. Żyły pod jednym dachem, a jakby w dwóch różnych światach. Odezwało się pukanie do drzwi, nic nie odpowiedziała, ale Susanne mimo to weszła. Usiadła obok niej na łóżku. - Wiem, co czujesz - rzekła. - Chciałabym ci jakoś zaoszczędzić tego, przez co sama przeszłam. Musisz się uodpornić, pogodzić z jego chorobą. Spróbuj kochać ojca takim, jaki jest teraz. - Jak mam kochać przedmiot - odpowiedziała. - To nie jest tak, Ewelinko. On żyje, tylko inaczej niż my. Jest łagodny, umie być wdzięczny za każdy przejaw serca. - Powiedziała ciocia, że to są wszystko odruchy. - Ale ludzkie.
|
Wątki
|