Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Wiesz,
zastanawiam się, którą pięść wolałby Farad'n? "O co mu chodzi? - zastanawiała się Jessika. - Ród Corrinów może przetrawić słowną sieczkę i połknąć ten argument!" - Więc sądzisz, że kapłani nie pozwolą Ghanimie wyjść za Farad'na? - zaryzykowała Jessika, chcąc zbadać reakcję Idaho. - Pozwolą jej? Na Boga! Kapłani pozwolą Alii na wszystko, co zarządzi. Sama mogłaby wyjść za Farad'na. "Czy tu właśnie zarzuca przynętę?" - zastanawiała się Jessika. - Nie, pani - kontynuował Idaho. - To nie jest problem. Ludzie w Imperium nie potrafiliby odróżnić rządów Atrydów od władzy Bestii Rabbana. Dziesiątki ofiar umierają codziennie w lochach Arrakin. Opuściłem Diunę, bo już ani godziny dłużej nie mogłem wspierać mym ramieniem Atrydów. Rozumiesz, co mówię? Imperium Atrydów zdradziło księcia i twego syna. Kochałem Alię, ale ona poszła jedną drogą, a ja drugą. Jeżeli będzie to konieczne, doradzę Farad'nowi, żeby przyjął rękę Ghanimy - lub Alii - na własnych warunkach! "Aach, urządził to przedstawienie po to tylko, by z honorem wycofać się ze służby Atrydów" - pomyślała Jessika. Pozostawały jednak inne kwestie, które poruszył. Czy nie wiedział, że działa na jej korzyść? Zmarszczyła brwi. - Wiesz, że szpiedzy słuchają każdego twojego słowa, czyż nie? - Szpiedzy? - zachichotał. - Owszem, słuchają. Ja również bym słuchał na ich miejscu. Wiele nocy spędziłem sam na pustyni i przekonałem się, że Fremeni mówią prawdę. Na pustyni, zwłaszcza w nocy, nachodzą człowieka niebezpieczne, złe myśli. - Czy to tam słyszałeś, jak Fremeni nas wyklinają? - Tak, w al-Ourouba. Na polecenie Kaznodziei przyłączyłem się do buntowników, pani. Nazywamy się sami "Zarr Sadus", tymi, którzy odmawiają podporządkowania się kapłanom. Przybyłem tu, by oficjalnie oświadczyć Atrydom, że przeszedłem na obce terytorium. Jessika obserwowała go, starając się znaleźć jakieś szczegóły, które wskazywały, że kłamie, bądź ukrywa prawdziwe plany. Czy naprawdę mógł przejść na stronę Farad'na? Wyrecytowała w myśli maksymę zakonu: "W ludzkich sprawach nic nie jest trwałe, wszystko obraca się po spirali, zatacza koła i znika". Jeżeli Idaho rzeczywiście porzucił służbę u Atrydów, znalazłoby wytłumaczenie jego obecne zachowanie. Zatoczył krąg i oddalał się. Musiała wziąć to pod uwagę. Gorączkowo rozmyślając, eliminowała warianty rozwoju wydarzeń. Uświadomiła sobie, że może będzie musiała go zabić. Plan, na którym opierała swe nadzieje, był tak delikatny, że nie mogła dopuścić, by cokolwiek go zakłóciło. Cokolwiek. A słowa Idaho sugerowały, że on go zna. Oceniła ich wzajemne położenie i tak się ustawiła, by zyskać dogodniejszą pozycję do ataku. "Ale dlaczego podkreślił, że wypełnia polecenie Kaznodziei?" - Zawsze uważałam, że normujący wpływ faufreluches jest filarem naszej siły - powiedziała. Niech się dziwi, dlaczego przeniosła dyskusję na system podziału klasowego. - Rada Landsraadu wysokich rodów, regionalne Sysselraady zasługują na... - Nie zmieniaj tematu - rzekł Idaho. Jakże przejrzyste były jej uniki! Czy dlatego, że straciła zdolność ukrywania prawdziwych intencji, czy może ostatecznie wyłamała się z bariery szkolenia Bene Gesserit? Zdecydował, że raczej ta druga ewentualność. Lecz jeszcze coś dziwiło go w zachowaniu lady Jessiki: zmiana, której ulegała w miarę upływu lat. Smuciło go to w taki sam sposób, w jaki przyjmował wprowadzanie drobnych nowości w obyczaje Fremenów. Odejście pustyni było procesem, którego nie dało się opisać, tak jak nie dało się opisać przemian zachodzących wewnątrz lady Jessiki. Jessika wpatrywała się w Idaho, nie starając się ukryć zaskoczenia. Naprawdę potrafił ją przejrzeć tak łatwo? - Nie zabijesz mnie - powiedział. Użył fremeńskiego powiedzenia będącego ostrzeżeniem: "Nie rzucaj swej krwi na mój nóż". Nagle zdał sobie sprawę, jak bardzo zaakceptował obyczaje planety, która udzieliła mu schronienia w drugim życiu. - Myślę, że lepiej byłoby, gdybyś już poszedł - stwierdziła. - Nie wyjdę, zanim nie przyjmiesz mojej rezygnacji. - Przyjmuję! - odparła krótko. Potrzebowała czasu na przemyślenie nowej sytuacji. Idaho oddalał się tyłem, dopóki nie poczuł za sobą drzwi. Ukłonił się. - Raz jeszcze nazywam cię swoją panią. Ostatni raz. Doradzę Farad'nowi, by odesłał cię na Wallach, szybko i po cichu, przy pierwszej nadarzającej się okazji. Jesteś zbyt niebezpieczną zabawką, choć nie sądzę, żeby cię tak traktował. Pracujesz dla zakonu, nie dla Atrydów. Zastanawiam się nawet, czy kiedykolwiek działałaś dla dobra Atrydów. Wy, czarownice, poruszacie się zbyt skrycie i w zbyt wielkiej ciemności, by zwykli śmiertelnicy mogli kiedykol- wiek wam ufać. - No, no, ghola uważa się za zwykłego śmiertelnika! - odparowała.
|
Wątki
|