kazimierz przerwa-tetmajer, koniec epopei waterloo wyjdą na moje spotkanie; będą oni mówili o tym, czego dokonaliśmy razem...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Opowiem im
ostatnie dzieje mego życia. Oszaleją na widok mój od entuzjazmu i chwały.
Cesarz rozkazał tłumaczyć Anglikowi słowo w słowo:
„Przyszedłem usiąść przy ognisku ludu angielskiego; żądałem uczciwej gościnności, a
wbrew wszelkim prawom ziemi, odpowiedziano mi przez żelaza... Anglia wzięła na siebie
danie światu niesłychanego widowiska czterech wielkich potęg mordujących jednego czło-
wieka...
Sześć lat trzymaliście mnie na torturze tajemnej... w klatce, mnie, który przebiegałem kon-
no całą Europę... Wy skończycie jak republika wenecka, a ja, umierając na tej strasznej skale,
z dala od moich, pozbawiony wszystkiego, leguję hańbę i okropność mej śmierci panującemu
domowi Anglii!...”
W głowie cesarza, wspartej o poduszkę, przesuwać się począł obraz, jak obłok letni daleki,
ledwo widny ze śmiertelnego łoża.
Mały dom na Korsyce, jej wojny z Francuzami, szalona do Francji nienawiść...
Młodość pełna dumy, uboga aż do nędzy ostatniej... Tulon zwycięski...
Alpy i bitwy, miasta włoskie, triumfy, pustynie, Piramidy, Sfinks, Ziemia Święta, Paryż...
Olbrzymi, nadludzki, przez nikogo więcej nie przeżyty sen króla królów...
Jakież to może być prawo?
Nie jest to prawo ani bóstwa, ani przeznaczenia ─ ani bóstwo, ani los nie mogą być głupie,
jak głupim jest człowiek.
Świat widocznie toczy się kołem; koło toczy się po drodze, wykonywając swoje obroty ─
w ten sposób posuwa się byt...
Gdyby był największą z gwiazd, byłby świecił spokojnie ─ lecz był tylko jednym z ludzi ─
musiał ich wszystkich ujarzmić ─ być największym ─ wysoko, daleko nad nimi ─
bezsprzecznie, bezspornie nad nimi ─
a to jest władza.
Po co jest władza najwyższa?...
By być od ludzi najdalej...
Jest świat wyobraźni ─
jest to świat Cezara ─
cichy, olbrzymi świat nieskończonej przestrzeni, nieskończonego błękitu, na którym pała
słońce więcej złote i diamentowe
niż rzeczywiste ─
nic ciszy tej nie mąci, nic pustki tej nie plami, tylko ogromne
orły myśli Cezara pływają i krążą w tej nieskończoności, bez
piór szelestu, krzyżując się, wymijając i spotykając ze sobą ─ to są ptaki marzenia... To są
ptaki boskiej potęgi... Wysoko, daleko, królewsko nad światem ─ I dlatego grzązł but we krwi
i mięsie ludzkim po ostrogę... Jeden bóg świata siebie dla swego snu niezmiernego błękitu
i słońca diamentowego pod stopy krwawe w jego ciele ludzkim
podesłał ─
Inny bóg dla swego snu na ludzkich ciałach stanął ─ obu wiedzie Marzenie...
Jest świat Wyobraźni silniejszy, potężniejszy niż świat istotny —
i po złomach istotnego świata, łamiąc go i krusząc, po zrębach jego, krwawiąc je własnym
ciałem podartym lub krwawiąc je zwałami ciał, wstępują Oni ─ a rzeczywistość jest niczym...
Zaiste! proch jest chwała ziemi ─
Bóg szuka jej w chórach aniołów ─
i Duch Wielki szuka jej w ciszy niezmiernego błękitu pod złoto-diamentowym słońcem ─
384
gdzie wszystko staje się jednią, jednością, trwa i płynie, płynie i trwa ─
a przede wszystkim niedostępne jest dla kurzu ziemi, którym się pogardza ─
Boskie słowo: pogarda ─ ileż ono daje szczęścia, ile upojenia ─
zastąpić może rozkosz życia ─
i stać się siostrą duszy ─
nieodparte, nieobjęte, niezwalczone, dumne jak lew i wspaniałe jak kondor na niedostęp-
nym dla żadnego oddechu wierzchołku Gór Skalistych...
Ono zastąpić może moc wydartą ─
nikt nigdy nie wydrze go, pogarda przebija deski trumny, nasyp ziemi i mur grobowca...
Sen cichy, sen wieczysty ─
nad dziełem głośnym i pełnym wrzawy, grzmotu armat nawet i brzmienia trąb, on unosi
się, podobny nieśmiertelnemu bóstwu...
W głowie cesarza wichrzył się szalony obraz; oto parta przez Austriaków armia jego cofa
się spod Alp, spod Marengo... panika ją chwyta...
Cała budowa jego marzeń się wali!... Zapada się dumny sen o panowaniu nad światem...
Wszystko idzie w proch i kurz... Cała chwała zdobyta... wszystko... wszystko... Czarna ot-
chłań nicości; gorzej, zwalenia się w nicość z monumentu, otwiera się pod stopami pierwsze-
go konsula...
Ach! Ach! Rozpacz!
Łzy świerzbią mu źrenice ─
wszystko stracone...
Lecz, ach! Oto Dessaix spogląda na zegarek.
─ Ta bitwa jest przegrana, lecz jest dopiero trzecia, mamy czas wygrać drugą ─ mówi...
Jaka cudna, jaka zielona trawa, na której siedzą obydwaj...
Oto szarża ─
ach! ach! Dessaix! Kleber! Massena! Mamy ich! Naprzód! Marsz! Marsz! Zwycięstwo!...
Słońce! Słońce! Słońce! Austerlitz!...
Dźwignął się z łoża, rzucił, padł w tył...
Jeszcze słowa:
─ Głowa!... Armia!... Boże!...
Szalona burza waliła drzewa ogrodu Longwood. Wyspa Świętej Heleny zdawała się być
nawiedzona przez gniew bogów podziemnych. Ocean bił w skały wybrzeżne słupami pioru-
nującymi wody. Lecz cesarz spał już spokojny. A do matki jego biegły wyrazy:
„Powiedzcie jej, że wielki Napoleon wyzionął ducha w opłakanym stanie... pozostawiony
sobie samemu i chwale...”
Źrenice zamknęły się ─ na zimne, martwe usta cesarza wystąpił uśmiech ─ i uśmiech ten
będzie trwał do skończenia świata.
KONIEC
385
Document Outline KAZIMIERZ PRZERWA TETMAJER - KONIEC EPOPEI, WATERLOO KONIEC EPOPEI WSTĘP TOM PIERWSZY TOM DRUGI TOM TRZECI WATERLOO
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.