Idąc szybko dotarli po dłuższym czasie do gór, wznoszących się niedaleko granicy z Jotunheimem...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Gdy przechadzali się tam wśród dolin i sosnowych lasów, napotkali młodzieńca o miłej powierzchowności i łotrowskim spojrzeniu iskrzących się oczu.
- Bądźcie pozdrowieni, Odinie i Honirze, potężni Asowie, synowie Bora i Bestli! - zawołał ów młodzieniec.
Odin zmarszczył czoło i odpowiedział surowo:
- Jakże to być może, młodzieńcze, że wiesz, kim jesteśmy, i znasz nasze imiona? Muszą tkwić w tym chyba jakieś czary olbrzymów.
- Nie ma w tym żadnych czarów - odparł nieznajomy. - Jestem bowiem waszym kuzynem, nazywam się Loki. Krew olbrzymów krąży, to prawda, w moich żyłach, ale płynie także i w waszych, o ile mi wiadomo. Przecież ojcem Bestli był olbrzym Bolthorn, a jego brat Bergelmir był ojcem Farbautego, mego ojca... Pozwólcie więc, kuzynowie, abym wędrował razem z wami i dowiódł, że jestem godzien stanąć u boku Asów w ich walce ze złymi olbrzymami, mieszkającymi w Jotunheimie.
Tak więc Loki wędrował z Odinem i Honirem, pomagając im w ich pracach. I wkrótce pokazał, że może się przydać strażnikom Asgardu, bo wielce był przebiegły i chytry. Jeśli kiedykolwiek stanęły przed nimi trudności, zawsze znajdował na nie jakiś sposób. Umiał także, podobnie jak Odin, przybierać jaką zechciał postać.
Jednego dnia wszakże zetknął się z silą większą niż jego własna i okazało się, że bynajmniej nie jest wolny od zła, cechującego olbrzymów.
Wędrował z Odinem i Honirem przez góry i pustkowia, gdzie trudno było znaleźć coś do jedzenia. Ale kiedy zeszli do samotnej doliny, ujrzeli pasące się tam stado bydła.
Jedną sztukę zabili i zręczny Loki wzniecił ogień pocierając o siebie dwa suche patyczki, a potem zabrał się do gotowania solidnego obiadu.
Po pewnym czasie pomyślał, że pieczeń musi już być gotowa, zdjął więc rożen z ognia i miał zamiar odkroić potężny kawał mięsiwa, kiedy ku swemu zdumieniu spostrzegł, że jest zupełnie surowe.
Umieścił je blisko największego żaru i pozostawił tam jeszcze na pól godziny.
Czas ten dobiegał już końca, kiedy Honir zawołał:
- Z pewnością do tej pory wół się już upiekł! Gdzież twoja zwykła zaradność, Loki?
Wtedy Loki opowiedział im, co zaszło.
- Myślę, że jest w tym coś dziwnego - zakończył. - Może więc zechcecie obaj przyjrzeć się temu ogniowi, póki się smaży na nim mięso, i mięsu, gdy już je zdejmę z ognia.
Rozrzucił ogień i zdjął wołowinę.
- Patrzcie! - zawołał...-- Jest tak samo surowe, jak zaraz po zabiciu wołu! A przecież wisiało nad ogniem prawie dwie godziny!
Dwaj Asowie przyjrzeli się mięsu i stwierdzili, że Loki ma zupełną rację.
- Muszą tu działać złe czary - zawyrokował Odin.
- Cha! cha! cha! - zaskrzeczał jakiś glos na drzewie nad nimi. - Nic upieczecie mięsa bez mojej pomocy.
Zdumieni podnieśli wzrok i ujrzeli wielkiego orła.
- A więc, czy nam pomożesz? - zapytał Loki, który pierwszy ochłonął ze zdumienia.
- Tak, pomogę! - krzyknął orzeł. - Ale musicie przyrzec, że gdy mięso będzie gotowe, pozwolicie mi zjeść, ile zechcę, nim sami zaczniecie.
Asowie zgodzili się, bo byli bardzo głodni, a wówczas orzeł nadleciał i machając skrzydłami wzniecił potężny ogień.
Kiedy Loki rozgarnął płonące gałęzie i zajął mięso ze szpikulca, było doskonale upieczone.
- Teraz ja wezmę swoją porcję - zaskrzeczał orzeł - a potem wy będziecie mogli zacząć jeść. To mówiąc zagarnął dla siebie .cztery udźce, szynkę, comber i łopatki.
- Dość! - wrzasnął Loki i aż podskoczył z wściekłości. - Zabrałeś wiele więcej, niż ci się należy, a nam zostawiłeś za mało. Ja sam zjadłbym tę resztkę.
Orzeł nie zwracał na niego uwagi, tylko siedział łykając wołowinę i chichocząc cicho. Wtedy Loki zupełnie stracił panowanie nad sobą. Porwał za leżącą w pobliżu gałąź i uderzył nią orła, krzycząc:
- Oddaj nam trochę mięsa, ty łakoma bestio!
Orzeł natychmiast wzbił się w powietrze i odfrunął. Ale gałąź przylgnęła do jego piór, do gałęzi przylepił się Loki. Mimo usilnych starań nie mógł się odkleić.
Orzeł obniżył lot, kiedy zbliżyli się do zbocza góry, i wlókł Lokego po ostrych odłamkach skał, po drzewach, tarni i jeżynach, aż nieszczęśnik znalazł się w opłakanym stanie. Zdawało mu się, że lada chwila jego ramiona wyłamią się ze stawów.
Zaczął więc błagać orła, aby mu nie zabierał życia, obiecując dać w zamian wszystko, czego zażąda.
- Wyprowadź z Asgardu Idun z jej koszykiem jabłek, a zabiorę cię z powrotem do twoich przyjaciół i oddam ci twój obiad odpowiedział orzeł. Oburzony Loki odmówił.
- Nie mógłbym tego zrobić, nawet choćbym chciał - zakończył. - Nie należę do Asów i wątpię, czy mnie kiedykolwiek wpuszczą do Asgardu.
- W takim razie będę cię wlókł z jednego krańca Midgardu w drugi - wrzasnął wściekle orzeł. - Wiedz, że jestem Thjazi, olbrzym burzy, i to, co dotychczas zrobiłem z tobą, jest niczym w porównaniu z tym, co potrafię!
Kiedy usłyszał to Loki, spadło na niego przerażenie i natychmiast przyrzekł, że postara się wyprowadzić Idun z koszeni jabłek poza granicę Asgardu.
Wtedy Thjazi zaniósł jeńca z powrotem do Odina i Honira, którzy wciąż czekali przy ogniu, odczepił od niego gałąź i oddal zgłodniałym Asom dwa udźce wołu.
Loki nie zdradziÅ‚ swym towarzyszom, za jakÄ… cenÄ™ zostaÅ‚ uwolniony, i nawet nie powiedziaÅ‚, że orzeÅ‚ byÅ‚ w rzeczywistoÅ›ci olbrzymem burzy. OÅ›wiadczyÅ‚ tylko, że spotkaÅ‚a go sÅ‚uszna kara za uderzenie orÅ‚a – do którego dodaÅ‚, należy zabity przez nich wół - że orzeÅ‚ mu przebaczyÅ‚ i zwróciÅ‚ część miÄ™sa jako rekompensatÄ™ za jego cierpienie.
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….