Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
60 Jeden rys charakterystyczny: kiedy w XVIII w. wznawiano te sztukę, tytuł Rogacz z uroje- nia (Cocu imaginaire) brzmiał uszom ówczesnych dam zbyt brutalnie: zmieniono go na Sga- narel, czyli fałszywe obawy albo Sganarel, czyli mąż, który mniema się być oszukanym. Sprawdziło się powiedzenie Moliera w Krytyce „Szkoły żon” o tych wykwintnisiach, „u któ- rych z całej osoby uszy o wiele wstydliwsze są niż reszta”. Sganarel miał olbrzymie powodzenie: ktoś z publiczności nauczył się ze słuchania tej ko- medii na pamięć i s p r z e d a ł ją księgarni: daremnie Molier protestował, nic nie pomogło, wydano sztukę drukiem wbrew jego woli. Takie były stosunki wydawnicze w XVII w.; nie narzekajmy tedy zbytnio na dzisiejsze. Taka już natura człowieka, że woli być królem niż lokajem, woli dawać kije niż brać kije, nawet na scenie. Woli zwłaszcza być smętnym kochankiem niż komicznym i oszukiwanym mężem. Nieraz to możemy obserwować, iż urodzeni komicy palą się do ról „szlachetnych”, do których nie mają talentu ani warunków. Zdaje się, że bawienie ludzi sobą zostawia w du- szy jakiś osad smutku i upokorzenia. Tak i Molier: w początkach swej kariery aktorskiej cią- gle rwie się do ról heroicznych i wciąż poklask lub milcząca krytyka publiczności spychają go do farsy, do Maskarylów i Sganarelów. Do tego u Moliera aktor podszyty był autorem, który również pragnął się wznieść ponad poziom bawiciela. Nie mamy dziś pojęcia, jaka przepaść – co do stanowiska, co do uważania ogółu – istniała wówczas między pisarzem komicznym a np. autorem tragedii. Wreszcie – i to był może wzgląd najważniejszy – Molier w uciesznych swoich figlach nie wypowiadał całego siebie; to, co dawał, to była ledwie cząstka jego ludz- kiej istoty; ta r e s z t a burzyła się i żądała dla siebie wyrazu. Widzieliśmy poprzednio nieśmiałość Moliera w posuwaniu się naprzód: bierze zazwyczaj gotowy wzór i jeżeli zeń wyrasta, to na wpół mimo woli, siłą swego talentu. Tak i teraz: chcąc napisać sztukę w „wyższym rodzaju”, obmyśla k o m e d i ę h e r o i c z n ą , który to typ komedii był wówczas bardzo w modzie i wędrował do Francji z Hiszpanii, często nie wprost, ale przez Włochy. Treść do swego Don Garcji (prawdopodobnie hiszpańskiego pochodzenia, jako że Hiszpania jest ojczyzną tej posępnej zazdrości) wziął też Molier z komedii włoskiej Andrzeja Cicognini40*: Le gelosie fortunate del principe Rodrigo. Sztukę swoją pisał Molier od dłuższego czasu z niezwykłą starannością, a jaką przywiązywał do niej wagę, świadczy to, iż była ona jedyną, którą zamyślił wydać drukiem, i postarał się o „przywilej” w tym celu na ośm miesięcy naprzód. Żałosne niepowodzenie sztuki kazało mu poniechać tego zamiaru. Wśród tego młodą trupę aktorską spotkał przykry wypadek, ujawniając bezceremonial- ność, z jaką obchodzono się z „komediantami”. Intendent budynków królewskich, nie uprze- dzając Moliera, przystąpił do zburzenia teatrzyku Petit-Bourbon, tak iż trupa została nagle bez dachu. Konkurenci chcieli wyzyskać to położenie, odciągając korzystnymi propozycjami po- szczególne siły; ale aktorzy przywiązani do swego dyrektora oparli się; grywano prywatnie, robiono wycieczki, podczas gdy dzięki faworowi królewskiemu gotowała się nowa siedziba dla teatru Moliera w Palais-Royal. Na otwarcie nowej sali przeznaczał Molier Don Garcję. Ta zupełna „klapa”, jedyna w karierze Moliera, czyni tę sztukę, która byłaby nam zresztą obojętna, niemal interesującą. Przyjrzyjmy się tej komedii: czy w istocie jest taka najgorsza?
|
Wątki
|