Gdyby Wiktor jednak podjął decyzję...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
.. jest na górce wielki strych, z którego łatwo będzie wydzielić dla nich małe mieszkanko...
Będzie, albo nie będzie, Ludwiko Kiszczyńska. Na razie raczej nie będzie!
 
 
Emilka
 
Pudełki przywiozły psa. Mały potworek! Już go kocham. Śmieszny nieprzytomnie i bardzo milusiński. Kajtek wygrzebał go z jakiegoś cuchnącego schroniska, bo chciał, żeby choć jeden pies mógł mieć rodzinę. Dobry chłopak.
Na razie rośnie nam dworkowa rodzina, a gości jakoś nie widać. Ciekawe, czy uda nam się tą Rotmistrzówką zarobić na życie...
Zdecydowaliśmy się na nazwę Rotmistrzówka pod wpływem Olgi Skrzypek. Właściwie wtedy jeszcze „łyśmy”, a nie „liśmy”. Szukałyśmy nazwy prostej i szlachetnej. Rotmistrzówka strasznie nam się spodobała. Tylko miałyśmy wątpliwości, czy goście będą w stanie wymówić tę nazwę, zwłaszcza, że nastawiamy się w pewnej mierze na Niemców. Ale Olga opowiedziała nam o pensjonacie, w którym mieszkała w Anglii, nosił on nazwę Cwmbran - napisała nam ją, bo też nie umiała wymówić. Zdaje się, że poza rdzennymi Walijczykami nikt na świecie tego nie potrafi. Olga twierdzi, że pensjonat pękał w szwach i słynął jako „ten hotel z niemożliwą nazwą, gdzie są najlepsze łódki i najlepsza kucharka na północ od Kanału Bristolskiego”.
No więc ja życzę sobie, żeby nasz dworek słynął jako „pensjonat z niemożliwą nazwą, gdzie są najlepsze konie i najlepsze żarcie na północ od Karkonoszy”.
Najlepsze żarcie powinna, oczywiście, robić Lula... Ona się nawet poczuwa, studiuje książki kucharskie i wypróbowuje na nas różne przepisy. Najlepiej jej wychodzi jajecznica chłopska po dworsku, to znaczy tak zwany klepak z szyneczką. Mniam.
Nawiasem mówiąc, Lula nie wiedziała, że to się nazywa klepak! Jej mama mówiła po prostu „jajecznica z mąką”. A moja mówiła „klepak”. Albo nawet „klepok”.
Wczoraj, specjalnie na cześć Pudełków, zrobiłyśmy - we dwie! - męskie żarcie, czyli kotlety karkowe z kapustką młodą. Wcinali, aż im się uszy trzęsły. Zdaje się, że odkąd osierociła ich ta wątpliwa Romana, żywili się głównie zupkami w proszku.
Starsze Pudełko w ogóle nie przyjęło do wiadomości, że ja też przyłożyłam się do sukcesu dania i gapiło się z uwielbieniem na Lulę, bo widziało, jak panierowała te kotlety. Zaprawdę, przez żołądek do serca mężczyzny!
Kajtek pół kotleta skarmił pod stołem swoim kundlem nierasowym. Skarciłam go, powiedziałam, żeby się nie wygłupiał i obiecałam psisku drugie pół - pod warunkiem, że nie będziemy zwierzaka uczyć złych manier. Bo nam będzie żebrał u gości.
Kiedy się takowi pojawią.
 
 
Lula
 
Podobno marzenia się spełniają, kiedy się marzy dostatecznie intensywnie...
 
 
Emilka
 
Ha, ha, ha.
Wiktory też przyjechały!!!
Ale po porządku, żebyśmy potem wiedzieli, cośmy napisali, a czego jeszcze nie.
Trzy dni po przyjeździe Pudełków trudniłam rączki białe malowaniem artystycznym ganku i drzwi Rotmistrzówki na zielono (całą stolarkę widoczną z zewnątrz tak pomaluję). Kajtek ganiał ze swoim młodocianym kundlem po padokach i denerwował Bibułkę, bo Mysza miała ich generalnie w nosie. Lula gdzieś poszła, a babcia z Jasiem Pudełkiem omawiała na ganeczku ważne sprawy związane z prowadzeniem rozliczeń Rotmistrzówki, kiedy już ruszy. Strasznie mi przeszkadzali, ale nie chcieli przejść nigdzie indziej, bo twierdzili, że tu jest im najprzyjemniej, w świeżym zapachu farby akrylowej zieleń jodłowa. Oczywiście, Jasio zobowiązywał się do opracowania specjalnego programu komputerowego na tę okoliczność, a babcia śmiała się z niego, mówiąc, nie bez racji, że na razie wystarczyłby zeszyt w kratkę...
Zagadali się, że o bożym świecie nie wiedzieli. A ja tu patrzę - zajeżdża małe i paskudne cinquecento i całkiem spokojnie wysiada z niego mroczny przedmiot pożądania mojej kochanej Luli, czyli przystojny brunet popołudniową porą. Wiktor, malarz abstrakcyjno-toaletowy! Za nim podąża jego wytworna żona. Potem leci stuknięta seterka Niupa, aż wreszcie na końcu wyłania się nieśmiała Jagódka! Niupa natychmiast gdzieś pogoniła, potem okazało się, że wywąchała kury za domem i postanowiła wykończyć ich kurze serca, ostro nadwerężone przez małego Bezimiennego. Babcia zerwała się jak osiemnastka i zakrzyknęła gromko:
- Mówiłam! Mówiłam!
Nie wiem, co miała na myśli, bo wcale nie wyrażała pewności żadnej co do przyjazdu Łaskich. Ale babcia wiedziała swoje.
- Dzień dobry, babciu Stasiu - powiedział grzecznie Wiktor i ucałował jej ręce, po czym wziął ją w objęcia. - Nie wytrzymaliśmy - oznajmił spoza jej kołnierza. - Czy propozycja aktualna?
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.