Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Jest ich trochę; głównie traperzy, poszukiwacze złota i im podobni. - Zakath uśmiechnął się słabo. - Prawdę mówiąc, myślę, że ich profesja to tylko pretekst. Niektórzy ludzie po prostu wolą samotność. - To wymarzone miejsce. Cesarz Mallorei zmienił się znacznie od czasu, gdy opuścili enklawę Ateski na brzegu rzeki Magan. Wyszczuplał znacznie, a z jego oczu zniknął martwy wyraz. Jechał ostrożnie, podobnie jak Garion i reszta, bacznie obserwując otoczenie. W Zakacie nie nastąpiła jednak tylko zewnętrzna przemiana. Cesarz należał do łudzi zadumanych, nawet melancholijnych, popadających często w głęboką depresję, lecz zawsze kierujących się ambicją. Garion nierzadko odczuwał, że malloreańska ambicja i widoczna żądza władzy nie wynikały tak bardzo z jakiejś wewnętrznej potrzeby tkwiącej w tym człowieku, lecz były sposobem nieustannego sprawdzania samego siebie, a prawdopodobnie na głębszym poziomie wywodziły się z dążenia do samounicestwienia. Często zdawało się, że Zakath rzucił samego siebie oraz wszelkie zasoby swego imperium do wprost niemożliwej do wygrania walki, potajemnie licząc na to, że w końcu napotka kogoś, kto okaże się dość silny, by go zabić, a co za tym idzie, wyswobodzić od ciężaru życia, który stał się dla niego nie do zniesienia. Ten okres należał już do przeszłości. Spotkanie Cyradis na brzegu rzeki Magan odmieniło go. Świat, który do tej pory wydawał mu się płaski i zjełczały, nabrał nowego kolorytu. Czasami Garionowi wydawało się, że dostrzega na obliczu przyjaciela słaby blask nadziei, jaka nigdy wcześniej nie gościła na twarzy cesarza. Na szerokim zakręcie Garion dostrzegł wilczycę, którą znalazł onegdaj w martwym darshivańskim lesie. Siedziała cierpliwie, najwyraźniej ich oczekując. Zachowanie zwierzęcia coraz bardziej zdumiewało Gariona. Teraz, kiedy okaleczona łapa wygoiła się zupełnie, wilczyca czasem przepadała gdzieś w pobliskich lasach w poszukiwaniu stada, lecz zawsze wracała, wyraźnie nie przejmując się faktem, że nie udało jej się zlokalizować swych towarzyszy. Przebywanie z nowymi przyjaciółmi zdawało się napawać ją szczególnym zadowoleniem. Póki przemierzali lasy i niezamieszkałe górskie tereny, jej szczególne zachowanie nie sprawiało żadnych kłopotów, lecz wiedzieli, że nie zawsze będą wędrowali przez dzicz, a pojawienie się nieoswojonego i nerwowego wilka na zatłoczonej ulicy sporego miasta z pewnością przyciągnęłoby uwagę jego mieszkańców. - Co u ciebie, mała siostro? - spytał grzecznie Garion językiem wilków. - Dobrze - odparła. - Znalazłaś ślady swego stada? - Dookoła dużo wilków, lecz nie należą do mego stada. Zostanę jeszcze z wami. Gdzie moje młode? Garion spojrzał przez ramię na niewielki, dwukołowy pojazd toczący się z tyłu. - Siedzi koło mojej partnerki w tej rzeczy z okrągłymi stopami. Wilczyca westchnęła. - Jeśli dalej będzie tak siedział, niedługo zapomni, jak się biega, nie mówiąc już o polowaniu - stwierdziła z dezaprobatą - a jeśli twoja partnerka dalej będzie go tak karmiła, szczenię rozepchnie sobie brzuch i nie przetrwa później chudego okresu, kiedy jest mało jedzenia. - Porozmawiam z nią. - Posłucha? - Prawdopodobnie nie, ale mimo wszystko porozmawiam z nią. Ona bardzo lubi małego i cieszy się, kiedy ma go przy sobie. - Wkrótce powinnam nauczyć go polować. - Tak, wiem. Wytłumaczę to mojej partnerce. - Jestem wdzięczna. - Przerwała rozglądając się uważnie. - Miejcie się na baczności - ostrzegła. - Mieszka tu pewne stworzenie. Poczułam kilka razy jego zapach. Jest dość duży. - Jak duży? - Większy niż ta bestia, na której siedzisz. - Spojrzała wymownie na Chretienne. Wielkiego szarego ogiera mniej już denerwowała obecność znajomej wilczycy, lecz Garion podejrzewał, że wolałby, żeby nie podchodziła aż tak blisko. - Powiadomię przewodnika stada - obiecał Garion. Z jakiejś przyczyny wilczyca unikała Belgaratha. Garion domyślał się, że jej zachowanie mogło wynikać z jakiegoś nie znanego mu punktu wilczej etykiety. - Będę szukała dalej - powiedziała stając na cztery łapy. - Może natrafię na bestię, a wtedy dowiemy się co zacz. - Umilkła. - Jej zapach mówi mi, że jest niebezpieczna. Żywi się wieloma rzeczami, nawet takimi, których my byśmy się wystrzegali. - Po tych słowach odwróciła się i zagłębiła w las poruszając się szybko i bezszelestnie. - To niesłychane - zauważył Zakath. - Słyszałem już wcześniej, jak ludzie rozmawiali ze zwierzętami, ale nigdy ich językiem. - Taka rodzinna osobliwość. - Garion uśmiechnął się. - Z początku również nie mogłem uwierzyć. Ptaki ciągle przylatywały, aby porozmawiać z Polgarą, zwykle o swoich jajkach. Ptaki uwielbiają rozprawiać o jajkach. Czasami są dość głupawe. Wilki są dużo bardziej dostojne. - Przerwał na chwilę. - Nie musisz się chwalić cioci Pol, że ci o tym mówiłem - dodał. - Strach, Garionie? - roześmiał się Zakath. - Ostrożność - poprawił Garion. - Muszę porozmawiać z Belgarathem. Miej oczy otwarte. Wilczyca twierdzi, że czai się tu jakieś zwierzę. Mówi, że jest większe od konia i do tego bardzo niebezpieczne. Sugerowała, że to ludojad. - Jak wygląda? - Nie wie. Wywęszyła bestię i widziała jej ślady. - Będę uważał. - Dobrze. - Garion odwrócił się i pojechał w kierunku rozmawiających Belgaratha i Polgary. - Durnik potrzebuje wieży w Vale - mówił Belgarath. - Nie rozumiem po co, ojcze - odparła Polgara. - Wszyscy uczniowie Aldura mają wieże, Pol. To zwyczaj.
|
WÄ…tki
|