Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- A puenta? - Jasne, Cingle, zaraz będzie: czy naprawdę myślisz, że potrzebuję twojej pomocy, żeby go wsadzić? Cingle zaczęła stukać obcasem w podłogę, szukając jakiegoś wyjścia. - To czego ode mnie chcecie? - Pomocy. - W czym? - Powiedz prawdę - rzekła Loren. - Tylko o to proszę. Hunter już tak jakby był skazany. Kiedy wpadnie w tryby machiny sprawiedliwości - jako były więzień - no cóż, wiesz, jak to działa. Wiedziała. Matt się załamie. Dostanie szału, jeśli znów go zamkną, jeśli stanie się to, czego najbardziej się obawiał. Loren przysunęła się do niej. - Jeśli wiesz o czymś, co mogłoby mu pomóc - podsunęła - najwyższy czas, żeby to powiedzieć. Cingle zastanawiała się. Prawie wierzyła tej małej, ale wiedziała, że nie powinna. Właśnie tego chciała Muse, gdy odgrywała jednocześnie rolę dobrego i złego policjanta. Chryste, nawet amator rozszyfrowałby tę grę, a ona prawie była gotowa się na to nabrać. Kluczowe słowo: prawie. Cingle zdała sobie jednak sprawę, że kiedy zajrzą do jej służbowego komputera, zaczną się problemy. Ostatnimi plikami, które przeglądała, były te ze zdjęciami z telefonu komórkowego Matta. Zdjęcia ofiary morderstwa. Film z zamordowanym i żoną Matta Huntera. Gwóźdź do trumny każdego byłego więźnia. Jak przypomniała inspektor Muse, już mieli dosyć dowodów. Te zdjęcia dostarczą im coś więcej: motyw. Ponadto powinna martwić się o własną karierę. To zaczęło się jako przysługa dla przyjaciela, zwyczajna sprawa. Jak daleko była gotowa się posunąć? Co poświęcić? A jeśli Matt nie miał nic wspólnego z morderstwem Charlesa Talleya, czy współpraca z prokuraturą nie pomogłaby ujawnić prawdy? Cingle usiadła. - Ma mi pani coś do powiedzenia? - Chcę wezwać mojego prawnika - powiedziała Cingle. - Potem powiem pani wszystko, co wiem. 38 - O nic pani nie oskarżyłam - powiedziała Loren. Cingle założyła ręce na piersi. - Nie bawmy się w słowne gierki, dobrze? Zażądałam adwokata. Koniec wywiadu. Kropka. - Skoro tak pani mówi. - Mówię. Proszę przynieść mi telefon. - Ma pani prawo zadzwonić do adwokata. - Właśnie do niego zamierzam zadzwonić. Loren zastanowiła się. Nie chciała, żeby Cingle ostrzegła Huntera. - Ma pani coś przeciwko temu, że wykręcę numer za panią? - Jeśli pani chce - odparła Cingle. - Ale będzie mi potrzebna również książka telefoniczna. - Nie zna pani na pamięć numeru telefonu swojego adwokata? - Nie, przykro mi. Zajęło to następnych pięć minut. Loren wybrała numer i wręczyła jej telefon. Zawsze mogła później przejrzeć rejestr rozmów i sprawdzić, czy Cingle ukradkiem nie zadzwoniła jeszcze gdzieś. Wyłączyła mikrofon i poszła do Pokoju obok. Cingle, pamiętając o kamerze w kącie, odwróciła się plecami do obiektywu, na wypadek gdyby ktoś chciał czytać z ruchu jej warg. Loren zaczęła wydzwaniać. Najpierw połączyła się z policjantem czekającym przed domem Hunterów w Irvington. Poinformował ją, że Matt i Olivia jeszcze nie wrócili. Loren wiedziała, że to zła wiadomość. Rozpoczęła ciche poszukiwania, ponieważ nie chciała wszczynać alarmu. Powinna zdobyć nakaz wglądu w ostatnie operacje przeprowadzone za pomocą kart kredytowych Matta i Olivii Hunterów. Jeśli uciekli, to zapewne będą musieli pobrać pieniądze z bankomatu albo wystawić czek w motelu. Na ekranie monitora zobaczyła, że Cingle skończyła rozmawiać. Cingle podniosła komórkę do kamery i dała znak, żeby ktoś włączył mikrofon. Loren to zrobiła. - Tak? - Mój adwokat jest już w drodze. - Więc niech pani siedzi spokojnie. Loren wyłączyła interkom. Usiadła. Zaczęła odczuwać zmęczenie. Zbliżała się do granicy wytrzymałości. Potrzebowała odpoczynku, inaczej przestanie trzeźwo myśleć. Adwokat Cingle nie dotrze tu wcześniej niż za pół godziny. Splotła ręce na piersi, położyła nogi na biurku i zamknęła oczy, mając nadzieję, że zdrzemnie się kilka minut przed przybyciem prawnika. Zadzwonił jej telefon komórkowy. Ocknęła się i przyłożyła go do ucha. Dzwonił Ed Steinberg. - Cześć. - Cześć - zdołała wykrztusić. - Prywatny detektyw powiedziała coś? - Jeszcze nie. Czeka na swojego prawnika. - Niech czeka. Niech oboje poczekają. - Dlaczego, coś się stało? - Federalni, Loren. - Co z nimi? - Spotkamy się z nimi za pół godziny. - Z kim konkretnie? - Joan Thurston. To sprawiło, że opuściła nogi na podłogę. - Prokurator federalny? - We własnej osobie. I z jakimś agentem specjalnym Nevady. Mamy spotkać się z nimi w biurze Thurston, żeby porozmawiać o twojej fałszywej zakonnicy. Loren sprawdziła godzinę. - Jest czwarta rano. - Dzięki za informację. - Nie, chciałam powiedzieć, że jestem zdziwiona, że o tej porze dzwoniłeś do Joan Thurston. - Nie musiałem - odparł Steinberg. - To ona zadzwoniła do mnie. 39 Ed Steinberg przyszedł, spojrzał na Loren i pokręcił głową. Rozprostowały jej się spocone włosy. Wprawdzie już wyschły, ale i tak wyglądała okropnie. - Wyglądasz jak coś, co kiedyś zostawiłem na dnie mojej szafki w sali gimnastycznej - podsumował Steinberg. - Dzięki za komplement. Wymownie pokazał rękami. - Nie mogłabyś... sam nie wiem... zrobić czegoś ze swoimi włosami? - A co, jesteśmy w klubie samotnych serc? - Najwidoczniej nie. Biuro prokuratora okręgowego znajdowało się zaledwie o trzy przecznice od siedziby prokuratora federalnego. Weszli przez dobrze strzeżony, prywatny, podziemny garaż. O tej porze stało na nim zaledwie kilka samochodów. Winda wywiozła ich na siódme piętro. Napis na szkle głosił: PROKURATOR FEDERALNY STANU NEW JERSEY JOAN THURSTON PROKURATOR FEDERALNY
|
Wątki
|