- Cóz tedy zazywalismy? - spytalem...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Jakaz to substancja pozwolila nam osiagnac odmienny stan swiadomosci? Jakiz to preparat przeniósl nas do krainy marzen? A moze po prostu pilismy bez umiaru cieplawy gin and tonic ?
- Ja? - zarumienila sie. - Ja niczego nie pilam... To znaczy, tylko jeden, jeden maciupenki lyczek... No, moze dwa... Lub trzy... Ale na buteleczce byla przeciez karteczka z napisem:
"Wypij mnie". To w zaden sposób nie moglo mi zaszkodzic.
- Zupelnie jakbym slyszal Janis Joplin .
- Slucham?
- Niewazne.
- Miales mi powiedziec, jak masz na imie.
- Chester. Do uslug.
- Chester lezy w hrabstwie Cheshire - oznajmila dumnie. - Uczylam sie o tym niedawno w szkole. Jestes wiec Kotem z Cheshire! A jak mi usluzysz? Zrobisz mi cos przyjemnego?
- Nie zrobie ci niczego nieprzyjemnego - usmiechnalem sie, szczerzac zeby i ostatecznie decydujac, ze jednak zostawie ja do dyspozycji Mab i Les Coeur s. - Potraktuj to jako usluge. I nie licz na wiecej. Do widzenia.
- Hmmm... - zawahala sie. - Dobrze, zaraz sobie pójde... Ale wpierw... Powiedz mi, co robisz na drzewie?
- Leze w hrabstwie Cheshire. Do widzenia.
- Ale ja... Ja nie wiem, jak stad wyjsc.
- Chodzilo mi wylacznie o to, bys sie oddalila - wyjasnilem. - Bo jezeli chodzi o wychodzenie, to daremny trud, Alicjo Liddell. Stad nie da sie wyjsc.
- Slucham?
- Stad nie da sie wyjsc, glupiutka. Nalezalo spojrzec na rewers karteczki na buteleczce.
- Nieprawda.
Machnalem zwisajacym z konara ogonem, co u nas, kotów, odpowiada wzruszeniu ramionami.
- Nieprawda - powtórzyla zadziornie. - Pospaceruje tu, a potem wróce do domu. Musze. Chodze do szkoly, nie moge opuszczac lekcji. Poza tym, mama tesknilaby za mna. I Dina. Dina to moja kotka. Mówilam ci o tym? Do widzenia, Kocie z Cheshire. Czy bylbys jeszcze laskaw powiedziec mi, dokad prowadzi ta drózka? Dokad trafie, gdy nia pójde? Czy ktos tam mieszka?
- Tam - wskazalem nieznacznym ruchem glowy - mieszka Archibald Haigha , dla przyjaciól Archie. Jest bardziej szalony niz marcowy zajac. Dlatego mówimy na niego: Marcowy Zajac.
Tam zas mieszka Bertrand Russell Hatta , który jest szalony jak kapelusznik. Dlatego tez mówimy na niego: Kapelusznik . Obaj, jak sie juz zapewne domyslilas, sa oblakani.
- Ale ja nie mam ochoty spotykac oblakanych ani furiatów.
- Wszyscy tu jestesmy oblakani. Ja jestem oblakany. Ty jestes oblakana.
- Ja? Nieprawda! Dlaczego tak mówisz?
- Gdybys nie byla oblakana - wyjasnilem, troche juz znudzony - nie trafilabys tutaj.
- Mówisz samymi zagadkami... - zaczela, a oczy rozszerzyly sie jej nagle. - Ejze... Co sie z toba dzieje? Kocie z Cheshire! Nie znikaj! Nie znikaj, prosze!
- Drogie dziecko - powiedzialem lagodnie. - To nie ja znikam, to twój mózg przestaje funkcjonowac, przestaje byc zdolny nawet do delirycznego majaczenia. Ustaja czynnosci. Innymi slowy...
Nie dokonczylem. Nie moglem jakos zdobyc sie na to, by dokonczyc. By uswiadomic jej, ze umiera.
- Widze cie znowu! - zawolala triumfalnie. - Znowu jestes. Nie rób tego wiecej. Nie znikaj tak nagle. To okropne. W glowie sie od tego kreci.
- Wiem.
- Musze juz isc. Do widzenia, Kocie z Cheshire.
- Zegnaj, Alicjo Liddell.
* * *

Uprzedze fakty. Nie poleniuchowalem juz sobie tego dnia. Wyczmucony ze snu i wyrwany z blogiego letargu nie bylem juz w stanie odbudowac w sobie poprzedniego nastroju. Cóz, na psy schodzi ten swiat. Zadnych wzgledów i zadnego szacunku nie okazuje sie juz spiacym lub odpoczywajacym kotom. Gdzie te czasy, gdy prorok Mahomet , chcac wstac i isc do meczetu, a nie chcac budzic kotki uspionej w rekawie jego szaty, ucial rekaw nozem. Nikt z was, zaloze sie o kazde pieniadze, nie zdobylby sie na równie szlachetny czyn. Dlatego tez nie przypuszczam, by komukolwiek z was udalo sie zostac prorokiem, chocby jak rok dlugi biegal z Mekki do Mediny i z powrotem. Cóz, jak Mahomet kotu, tak kot Mahomet owi.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.