Agir jednakże nigdy nie gościł Asów w swoim zamku...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Pewnego dnia wreszcie, kiedy jedna z uczt w Asgardzie dobiegała końca, Thor o grzmiącym głosie, gdy nadmiar trunków rozwiązał mu język, począł naigrawać się z gościa.
- Agirze! - zawołał. - Winieneś nam wiele uczt na swoim zamku! Kiedyż zaczniesz odpłacać gościnnością za gościnność, z jaką cię przyjmujemy?
Tępy, stary olbrzym obraził się za te drwinki, od razu znalazł wymówkę i zemstę.
- Nie ośmieliłem się dotąd zaprosić szlachetnych Asów do mojej ubogiej siedziby - oświadczył - gdyż lękałem się, że nie będę mógł godnie ich przyjąć. Wprawdzie jedzenia by nie zbrakło, jest go więcej, niż dla was potrzeba, ale niestety nie mam kotła dość wielkiego, żeby uwarzyć piwa czy miodu jednocześnie dla wszystkich Asów... bo wiem przecie, jak bardzo lubisz pić, wielki Thorze. Ale już teraz zapraszam was wszystkich, abyście po żniwach przyszli na moją wyspę Hlesey ucztować, jeżeli tylko uda wam
się zdobyć odpowiednio duży kocioł... Obawiam się jednak, że można by go znaleźć tylko wśród olbrzymów w Jotunheimie.
- Wiem, gdzie jest taki kocioł - mówił z wolna Tyr, jednoręki bóg wojny. - Ojciec mojej matki, olbrzym Hymir, ma bardzo wiele kotłów w swoim zamku, który znajduje się daleko na wschód od rzeki Elivagar. Jeden z nich jest na milę głęboki, a taką ma szerokość, że stojąc z jednej' strony nie widzi się przeciwnej.
- Zdobędę ten kocioł, jeżeli da się to zrobić siłą lub podstępem! - zawołał Thor.
- A ja pójdę z tobą - zgłosił się Tyr - bo beze mnie olbrzym Hymir nie przyjąłby cię miło.
Zatem dwóch Asów wyruszyło w drogę wozem Thora zaprzęgniętym w dwa kozły. Grzmot ryczał i błyskawice sypały się spod kół, gdy pędzili po niebie w potężnej chmurze burzowej, aż znaleźli się poza zatoką śniegu z deszczem na krańcach niebios, na ponurej krawędzi Jotunheimu, w pobliżu siedziby Hymira.
W ostatnim domu w Midgardzie zostawili wóz i dalej szli pieszo przez nagie skały, wspinali się po zboczach mrocznych wąwozów, aż stanęli przed ogromnym kamiennym dworzyszczem Hymira, niedaleko lodowatych wód oceanu.
We drzwiach spotkała ich żona Hymira, straszliwa olbrzymka o dziewięciuset głowach. Chciała schwytać obu Asów i Thor zaczął wymachiwać Mjollnirem, golów nim uderzyć, kiedy ukazała się druga olbrzymka, ładna i miła, o włosach lśniących jak złoto.
- Stój! - zawołała. - To mój syn, Tyr, którego zrodziłam wszechojcu Odinowi w zaraniu czasów.
Posłyszawszy to, stara olbrzymka utyskując zawróciła w mroki zamku, a matka Tyra posadziła dwóch Asów przy ogniu.
- Muszę was ukryć, zanim wróci Hymir - ostrzegała. - Jest dziki i nieuprzejmy dla gości. Nim ochłonie z gniewu, będziecie bezpieczni pod tym kotłem, tutaj. Z pewnością złość jego prędko minie, skoro się dowie, że jednym z gości jest jego wnuk, Tyr.
Wkrótce dobiegło ich z oddali powolne i ciężkie stąpanie, więc Thor i Tyr wśliznęli się pod jeden z kotłów, stojący za kamiennym słupem koło schodów.
Kiedy Hymir wchodził wielkimi krokami do domu, lodowe sople na jego brodzie podzwaniały uderzając o siebie.
- Witaj, ojcze Hymirze! - zawołała matka Tyra. - Proszę, nie gniewaj się, ale mamy gości, którzy przebyli długą drogę, żeby nas odwiedzić i pożyczyć twój wielki kocioł do warzenia piwa. Jednym z nich jest mój syn, Tyr, którego dawno pragnąłeś widzieć, a wraz z nim, w spokoju ł przyjaźni, przyszedł jego brat przyrodni, przyjaciel ludzki, który się nazywa Thor.
- Thor zabójca olbrzymów! - ryknął Hymir i zajrzał w ciemny kąt, gdzie kryli się dwaj A sowie.
Rzucił tam tak ostre spojrzenie, że słup kamienny rozpękł się na dwoje, a znajdująca się pod nim belka spadła na ziemię i złamała się. Z półki nad nią stoczyło się osiem ogromnych kotłów, siedem z nich potłukło się w kawałki, a tylko jeden używany do warzenia piwa pozostał cały.
Blask ognia oświetlił obu Asów, Hymir nieprzychylnym wzrokiem spoglądał na Thora, przez którego owdowiało tyle olbrzymek, a który teraz zjawił się w jego zamku. Ale minął już pierwszy poryw jego złości i olbrzym uznał, że mądrze postąpi, przyjaźnie witając Asów.
Wybrał więc trzy woły, zabił je i piekl w ogniu, częstując tymczasem gości słodkim miodem i dobrym, w domu warzonym piwem.
Zdziwił się jednak, gdy Thor zjadł sam dwa woły, a tylko jednego pozostawił dla reszty biesiadników.
- Musimy przygotować na jutro obfitszą ucztę - mruknął. - Inaczej wszyscy z wyjątkiem Thora będziemy głodni.
Nazajutrz wcześnie rano Hymir wstał i poszedł na brzeg morza, ciągnąc za sobą łódź. Miał zamiar złapać na śniadanie parę wielorybów obawiając się, że Asowie mogliby zjeść jeszcze więcej wołów.
Na brzegu morza przyłączył się do niego Thor.
- Pozwól mi wiosłować i płynąć z tobą - prosił. - Chciałbym zobaczyć, czy potrafię łowić potwory morskie.
- Nie sądzę, żebyś mógł mi się przydać w czasie połowu - zauważył pogardliwie Hymir. - Twoja drobna postać przemawia przeciw tobie, a z pewnością zziębniesz, jeżeli będziemy na morzu tak długo, jak to mam we zwyczaju.
- Rzeczywiście! - wrzasnął Thor. rozwścieczony zniewagą, - A ja myślę, że to raczej ty pierwszy poprosisz, żeby wracać.
- No cóż, płyń, jeżeli musisz - warknął Hymir. - Ale sam znajdź sobie przynętę.
- Nie sprawi mi to trudności - zawołał Thor i przeskoczywszy mur opasujący pastwisko schwytał największego i najdzikszego wołu, wielkie czarne zwierzę, zwane ryczącym pod niebiosa, i jednym ruchem dłoni ukręcił mu łeb.
Olbrzym zmarszczył się na ten widok i mruknął coś do siebie powątpiewająco, gdyż przeraziła go siła Thora, choć nie chciał się do tego przyznać nawet przed sobą.
Wsiedli więc do łodzi, Hymir odepchnął ją od brzegu, a Thor siadł przy rufie, chwycił parę wioseł i wiosłował tak silnie, że olbrzym coraz bardziej się niepokoił.
Dotarli wkrótce do miejsca obfitującego w ryby, gdzie Hymir miał zwyczaj rzucać kotwicę i łowić płaszczki.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.