– Musiałeś być zdezorientowany...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

– Wracałem do domu, czując się jak w transie. Tata nic nie zauważył, po wizytach u Mary zawsze był w świetnym humorze. Potem za każdym razem, kiedy tam jeździliśmy, ona częstowała mnie mlekiem i ciastkami, a ja przypominałem sobie jej zdjęcia, zaczynało mi się kręcić w głowie, byłem pewien, że coś po mnie widać. Ale nikt nic nie zauważał i kiedy tylko Pete i ja zostawaliśmy sam na sam, wyciągał skrzynkę i zaczynał od nowa. Mówił o swojej matce jak o kawałku mięsa. To było dla mnie tym bardziej dziwne, że bardzo starała się być dla mnie miła. Uściski, mleko i ciastka.
– Matczyna.
– Jak telewizyjna mama, ona nawet wyglądała jak telewizyjna mama. Widziałem ją a potem, po dziesięciu minutach, oglądałem ją z trzema facetami, a Pete zaczynał się oblizywać i dotykać. Teraz wiem, że lubił mnie szokować. Ale dalej chodziłem z nim do garażu. – Mrugnięcie. – Któregoś dnia dotknął mnie, gdy pokazywał mi zdjęcie. Odskoczyłem, a on się zaśmiał, powiedział, że tylko żartował, i nie jest pedałem. Potem rozpiął rozporek i zaczął się onanizować. – Kyle mocno podrapał się po głowie. – Nigdy nikomu o tym nie mówiłem. Może gdybym powiedział, Pete trafiłby do jakiegoś specjalisty.
– Z tego, co słyszałem o jego matce – oznajmiłem – nie liczyłbym na nią.
– Wiem, wiem... Taty gust co do kobiet... ale wciąż...
– Nie do ciebie należało naprawianie tego, co tam się działo, Kyle.
– Nie? – Zaśmiał się. – A więc dlaczego teraz o tym rozmawiamy?
Niech pan nie odpowiada, rozumiem... Chodzi mi chyba o to, że cokolwiek zrobił Pete, od początku nie miał żadnych szans.
– Zawsze można wybierać – powiedział Milo.
– Zawsze? Nie umiem nawet ogarnąć własnych obliczeń, a co dopiero ludzkiej natury.
– Witamy w prawdziwym życiu – rzuciłem. – Co sprawiło, że w końcu poprosiłeś, żeby tam nie wracać?
– Wydarzyło się coś jeszcze... o Jezu, dobrze... To była niedziela, długi weekend, dzień prezydenta, coś w tym rodzaju. Jak zwykle mama wybrała się na narty, a ja z tatą siedzieliśmy w domu. Pojechał do Mary, ale tym razem poszli razem coś zjeść. Bałem się zostać sam na sam z Pete’em, ale tata nie zwracał na mnie uwagi. Pete od razu zobaczył, że jestem spięty, powiedział: „Hej, stary, przepraszam, jeżeli cię zbrzydziłem, ale mam ci do pokazania coś super. Coś innego”. – Zgarbił się. – Ulżyło mi. Był taki rozentuzjazmowany.
– Nie bałeś się nigdy, że coś ci zrobi?
– Bałem się tak, jak człowiek, gdy bawi się w chowanego i wie, że ktoś może się ukryć tuż za rogiem. Ale nie, nie licząc tego jednego razu, nigdy mnie nie dotykał i zawsze był przyjazny. Czułem natomiast złość, że nie spędzamy czasu z tatą. Że nie robię normalnych rzeczy, jak syn z ojcem; nie mówcie mu tego, zawsze się starał, na ile mógł. Jego tata nim poniewierał, ale mój nigdy mi nic takiego nie zrobił.
Głęboki oddech.
– A więc Pete był ożywiony – podsunąłem.
– Trzymaj się tematu, Kyle. – Stuknął się w czoło. – Wracamy do garażu. Tą „inną rzeczą” było kolejne pudło, pełne taśm z nagraniami. Pete powiedział, że to pirackie nagrania, które nauczył się sklejać ze sobą i robić w ten sposób własną muzykę... Pokazał mi żyletki, którymi to robił, strasznie niechlujna robota. Potem puścił te domowej roboty kasety na magnetofonie. Coś okropnego, same trzaski i szumy, i strzępy słów bez sensu. Ale to i tak było o wiele lepsze niż oglądanie zdjęć, więc powiedziałem mu, że to fajne. Ucieszył się, porzucaliśmy trochę do kosza, poszliśmy do domu, zjedliśmy płatki kukurydziane z mlekiem. Pete napił się wina i próbował też namówić mnie, ale odmówiłem. Nie nalegał, nigdy z niczym nie nalegał. Poszedłem z nim z powrotem do garażu jak grzeczny szczeniak, a on od razu podszedł do lodówki, którą tam trzymali. Zawsze była zamknięta na łańcuch, ale teraz łańcuch zniknął. Wyglądała, jakby nikt jej od dawna nie czyścił. W środku znajdowała się tylko duża, przezroczysta foliowa torba, a w niej coś, co wyglądało na kawały surowego mięsa. Śmierdziało strasznie, chociaż było zamknięte w torbie. Zatkałem nos, zacząłem się krztusić. Pete się zaśmiał, rozłożył na podłodze brezent, taki jasny, niebieski, ogrodniczy, i wywalił na niego zawartość torby. – Kyle zrobił się biały. Złapał się ręką za brzuch. – Nawet teraz to niewiarygodne... Czasami się zastanawiam, czy mi się to nie przyśniło.
Minęło kilka chwil. Kyle wciągnął powietrze.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.