Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
— Eva? — zapytał Sandy. — Owszem. Znana także jako Leah Pires. Przynajmniej takie nazwisko figurowało w podrobionym paszporcie — odparł Cutter, bez przerwy patrząc na Lanigana. — Gdzie ona teraz jest? — spytał oszołomiony Patrick. — W areszcie w Miami. Patrick odwrócił się i ruszył wzdłuż stołu. Pobyt w żadnym areszcie nie nale- żał do przyjemności, a już szczególnie w Miami. — Czy można się z nią skontaktować telefonicznie? — zapytał Sandy. — Nie. — Ma przecież prawo zadzwonić do adwokata. — Nikt jej go nie odmawia. — W takim razie proszę mi podać numer. — Nie tak szybko. — Cutter wciąż patrzył na Lanigana, mimo że rozmawiał z McDermottem. — Bardzo jej się śpieszyło. Nie miała bagażu, tylko małą torbę podróżną. Zamierzała się wymknąć do Brazylii i zostawić pana na lodzie. — Dość tego — rzucił Patrick. — Proszę nas zostawić samych — dodał Sandy. — Chciałem jedynie przekazać tę wiadomość — mruknął z uśmiechem Cutter i wyszedł z sali. 242 Patrick usiadł przy stole i zaczął sobie delikatnie masować skronie. W chwili pojawienia się agenta FBI rozbolała go głowa, teraz zaś miał wrażenie, że lada moment rozpęknie się na kawałki. Wraz z Evą dziesiątki razy uzgadniali plan postępowania na wypadek jego ujęcia. Uznali za najważniejsze to, aby Eva pozostawała w ukryciu i na wszelkie sposoby pomagała Sandy’emu. Dopuszczali możliwość schwytania jej przez zbirów Stephano i Aricii, co stanowiłoby prawdziwą katastrofę. Zatrzymanie przez FBI było zdecydowanie mniej groźne, ale i tak przysparzało wielu kłopotów. Pocieszające było jedynie to, że Eva jest bezpieczna. W ogóle nie brali pod uwagę czwartej możliwości, czyli jej powrotu do Brazylii i pozostawienia go na łasce losu. W coś takiego Patrick nigdy by nie uwierzył. Sandy zaczął szybko zgarniać papiery ze stołu. — O której się z nią rozstałeś? — zapytał Lanigan. — Około ósmej. Była w doskonałym nastroju, o tym mogę cię zapewnić. — Nie wspominała, że wybiera się do Miami czy Brazylii? — Skądże! Odniosłem wrażenie, iż chciałaby odpocząć przez kilka dni w tam- tym domku letniskowym. Wynajęła go na miesiąc z góry. — W takim razie musiała się czegoś przestraszyć, bo z jakiego innego powodu zdecydowałaby się wyruszyć z miasta? — Nie wiem. — Znajdź jakiegoś adwokata w Miami, Sandy. I to jak najszybciej. — Mam kilku znajomych. — Eva musi być śmiertelnie przerażona. Rozdział 30 Było już po osiemnastej, a więc Havarac siedział zapewne w kasynie, przy stoliku do gry w oczko, popijał darmową whisky i wodził spojrzeniem za ko- bietami. Bez przerwy krążyły plotki o jego astronomicznych długach karcianych. Natomiast Rapley z pewnością tkwił w swojej domowej pustelni, jakby uważał, że zdoła się w niej schronić przed całym światem. Sekretarki i aplikanci także wynieśli się już z biura, toteż Doug Vitrano zamknął drzwi wejściowe na klucz i wrócił do gabinetu na tyłach kamienicy, najładniejszego i największego, gdzie czekał Charlie Bogan. Był bez marynarki, w koszuli z podwiniętymi rękawami. Lanigan zdołał założyć podsłuch w każdym pomieszczeniu oprócz tego jed- nego, co szef kancelarii wielokrotnie wytykał wspólnikom podczas kłótni, jakie wywołało zniknięcie pieniędzy. Wychodząc z gabinetu, Bogan zawsze zamykał drzwi na zasuwkę, podczas gdy jego koledzy zaniedbywali tak elementarne środ-ki ostrożności i to się na nich zemściło. Dotyczyło to zwłaszcza Vitrano, któ- ry telefonicznie załatwiał wszelkie sprawy finansowe z Dunlapem, umożliwiając w ten sposób Laniganowi ułożenie szczegółowego planu przechwycenia pienię- dzy. Przed czterema laty kłótnie na tym tle omal nie skończyły się bijatyką. Lecz mimo swojej przezorności nawet Bogan przyznawał otwarcie, że nie po- dejrzewał istnienia instalacji podsłuchowej we własnym biurze. Przecież gdyby tak było, z pewnością ostrzegłby lekkomyślnych kolegów. Utrzymanie tajemnicy nie wymagało wszak wielkiego zachodu, wystarczyło jedynie za każdym razem zamykać drzwi na klucz i nie dawać go nikomu, pilnować nawet sprzątaczki podczas robienia porządków. A Bogan nie tylko wiele zawdzięczał wrodzonej ostroż- ności, mógł także mówić o szczęściu. W końcu wszystkie najważniejsze rozmowy były prowadzone właśnie w jego gabinecie. Vitrano wszedł do pokoju, zamknął drzwi i opadł ciężko na obity skórą fotel przy biurku. — Rozmawiałem dziś rano z senatorem — rzekł Bogan. — Zadzwonił do mnie do domu. Jego matka i ojciec starszego o dziesięć lat senatora byli rodzeństwem. — Jak się miewa? — spytał Vitrano. 244 — Rzekłbym, że jest w podłym nastroju. Pytał, co nowego w sprawie Lanigana, musiałem mu więc wszystko zrelacjonować. Wciąż nie wiadomo, gdzie są
|
Wątki
|