«Tak

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Kiedy byłem dzieckiem, bardzo lubiłem rośliny, i mama uczyła mnie, jak o nie dbać... Teraz staję się ponownie dzieckiem u Twego boku, Matko, i odnajduję moje dawne zdolności. Aby Ci sprawić przyjemność... Ty jesteś dla mnie taka dobra!...» – odpowiada Judasz, nie przerywając pracy.
Wprawnie umieszcza rośliny w najlepszych miejscach. Podchodzi, żeby włożyć korzonki blisko żywopłotu z kwiatów kwitnących nocą. Nie wiem, czy to konwalie czy inne kwiatki.
«Tu będzie im dobrze – mówi, ubijając motyczką warstwę ziemi na włożonych w nią korzeniach – Nie potrzebują wiele słońca. Sługa Eleazara nie chciał mi ich dać, lecz tak przy tym obstawałem, że się zgodził.»
«To jaśmin indyjski. Józefowi też nie chcieli go dać. Ale wykonał dla nich bezpłatnie prace, aby Mi go przynieść. Nie przestawał kwitnąć.»
«Gotowe, Matko. Podleję je i wszystko będzie dobrze».
Podlewa rośliny, a potem myje ręce w źródle. Maryja patrzy na niego, tak innego niż Jej Syn, a także tak różniącego się od Judasza z niektórych burzliwych chwil. Obserwuje go bacznie, rozmyśla, podchodzi, kładzie mu rękę na ramieniu i pyta łagodnie:
«Lepiej się czujesz, Judaszu? To znaczy – w twoim duchu.»
«O! Matko! Tak, o wiele lepiej! Jestem spokojny, widzisz to. Znajduję przyjemność i ratunek w pokornych rzeczach i w moim pobycie przy Tobie. Nie powinienem wychodzić z tego pokoju, z tego skupienia. Tu... jakże daleki jest świat od tego domu!...»
Judasz patrzy na ogród, na drzewa, na mały dom... Kończy:
«Ale gdybym tu pozostał, nigdy nie byłbym apostołem. A ja chcę nim być...»
«Jednak, wierz w to, lepiej byłoby dla ciebie być sprawiedliwą duszą niż niesprawiedliwym apostołem. Jeśli widzisz, że kontakt ze światem cię niepokoi, jeśli zauważasz, że pochwały i wyrazy czci, jakie otrzymuje apostoł, szkodzą ci, zrezygnuj z tego, Judaszu. Lepiej dla ciebie, żebyś był prostym wiernym u boku Mego Jezusa niż grzesznym apostołem.»
Judasz spuszcza głowę, zamyślony. Maryja zostawia go w tym rozmyślaniu. Wraca do domu, do Swoich zajęć. Judasz pozostaje przez chwilę w bezruchu, potem przechadza się tam i z powrotem w [roślinnym] tunelu. Ma skrzyżowane ramiona, spuszczoną głowę. Zastanawia się, rozmyśla i zaczyna sam ze sobą rozmawiać, gestykulując, całkiem sam... Niezrozumiały monolog. Jednak gestykuluje jak człowiek, którego myśli bardzo się różnią jedna od drugiej. Zdaje się błagać i odpychać... albo żali się, albo przeklina coś. Przechodzi od wyglądu kogoś, kto zadaje pytania, do [wyglądu] człowieka zatrwożonego, zaniepokojonego – aż do przyjęcia wyrazu twarzy ze swoich najgorszych chwil, z którym zatrzymuje się gwałtownie pośrodku ścieżki. Pozostaje tak przez chwilę z obliczem prawdziwego demona... A potem podnosi ręce do twarzy i ucieka między pnie oliwek, z dala od wzroku Maryi. Płacze z twarzą ukrytą w dłoniach, aż się uspokaja i pozostaje tak, siedząc z plecami opartymi o oliwkę, jakby ogłuszony...
...To już nie jest poranek, lecz zmierzch silnego zachodu [słońca]. W Nazarecie otwierają się drzwi domów, zamknięte przez cały dzień z powodu straszliwego letniego upału – upału dziennego i to w dodatku na Wschodzie. Kobiety, mężczyźni, dzieci wychodzą do ogrodów lub na ulice jeszcze ciepłe, choć nie ma już słońca. Szukają powietrza lub idą do źródła, lub do zabaw, do rozmów – w oczekiwaniu na wieczerzę. Wielkie powitania, pogaduszki, wybuchy śmiechu i okrzyki – pośród kobiet, mężczyzn, dzieci...
Judasz także wychodzi i z miedzianymi konwiami idzie w stronę źródła. Nazarejczycy dostrzegają go i określają go jego przydomkiem: “uczeń ze Świątyni”. A słowa te, dochodząc do uszu Judasza, brzmią mu jak muzyka. On przechodzi pozdrawiając grzecznie, lecz powściągliwie, co – jeśli nie jest jeszcze pysznym poczuciem wyższości – to jest mu bardzo bliskie.
«Jesteś bardzo dobry dla Maryi, Judaszu» – mówi mu brodaty Nazarejczyk.
«Ona zasługuje na to i na jeszcze więcej. To naprawdę wielka niewiasta w Izraelu. Jesteście szczęśliwi, mając Ją za mieszkankę.»
Pochwała nazarejskiej niewiasty bardzo podoba się Nazarejczykom. Jeden drugiemu powtarza to, co powiedział Judasz, który dochodzi w tym czasie do źródła. Czeka na swą kolej i okazuje grzeczność do tego stopnia, że nawet zanosi konwie niskiej staruszki, która bez końca go błogosławi. Nabiera też wody dla dwóch niewiast, którym przeszkadzają niemowlęta, trzymane w ramionach. Uchylając nieco zasłony, szepczą:
«Bóg ci odpłaci.»
«Miłość bliźniego jest pierwszym obowiązkiem przyjaciela Jezusa» – mówi kłaniając się Iskariota, który napełnia konwie, żeby powrócić do domu.
W drodze powrotnej zatrzymuje go przewodniczący nazarejskiej synagogi i inni, którzy zapraszają go, żeby przemówił w najbliższy szabat.
«Od dwóch tygodni jesteś z nami, a nie dałeś nam innych pouczeń, prócz wielkiej grzeczności wobec nas wszystkich» – mówi skarżąc się przewodniczący synagogi, z którym są inni z okolicznej starszyzny.
«Skoro nie podoba się wam słuchanie słów waszego największego Syna, to czy kiedykolwiek może się wam spodobać słowo Jego ucznia, tym bardziej, że jest on Judejczykiem?» – odpowiada Judasz.
«Twoje podejrzenie jest niesłuszne i zasmuca nas. Nasze zaproszenie jest szczere. Ty jesteś uczniem i Judejczykiem, to prawda. Ale jesteś ze Świątyni. Ty zatem możesz mówić, bo w Świątyni jest nauka. Syn Józefa jest tylko cieślą...»
«Ależ to Mesjasz!»
«On tak mówi, On... Ale czy to jest prawda? Czy nie jest to Jego majaczenie?»
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.