- Zasługi żadnej - prychnęła Matka...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Ale przyjmie mnóstwo prezentów.
Dalsza część listu brzmiała następująco:
- “Na pewno zgodzisz się, że trudno znaleźć dobrą sy­nową. Może pamiętasz moją drugą synową? Ze wstydem przyznaję, że okazała się bez serca. Dziś dała do zrozumie­nia, że piastunka Twojej córki nie powinna jej towarzy­szyć w podróży do Pekinu. Powiedziała, że jeśli ktoś zoba­czy je razem, zapamięta tylko uderzającą szpetotę piastunki, a nie rozkwitającą urodę panienki. Oświadczy­łam jej, że to nonsens. Wszakże pisząc ten list, zdaję sobie sprawę, że będzie kłopot z przyjęciem jeszcze jednej słu­żącej, ponieważ moje skarżą się, że nie mogą się pomie­ścić w jednym łóżku. Może więc lepiej będzie, jeśli pia­stunka jednak nie przyjedzie. Wybacz, nic nie poradzę na ubóstwo mojego gospodarstwa...".
Dopiero gdy skończyłam czytać, spojrzałam zmieszana na Drogą Ciocię.
- Nieważne - powiedziała na migi. - Powiem jej później, że mogę spać na podłodze.
Odwróciłam się do Matki, czekając, co ma do powie­dzenia.
- Odpisz Starej Wdowie Lau. Napisz, że wyprawię cię za tydzień. Sama bym cię zawiozła, ale jest sezon tuszu i mamy dużo pracy. Poproszę pana Weia, aby wziął cię swo­im wozem. Zawsze pierwszego jedzie do Pekinu z towarem do sklepów z lekami i za niewielką sumę zgodzi się zabrać dodatkowego pasażera.
Droga Ciocia zaczęła machać dłońmi, żeby zwrócić na siebie moją uwagę.
- Powiedz jej teraz, że nie możesz jechać sama. Kto spraw­dzi, czy to będzie dobre małżeństwo? A jeżeli ta wścibska głu­pia kuzynka próbuje cię sprzedać za bezcen rodzinie biedaków jako drugą żonę? Poproś ją, żeby to przemyślała.
Pokręciłam głową. Bałam się rozgniewać Matkę niepo­trzebnymi pytaniami i zmarnować okazję wyjazdu do Pe­kinu. Droga Ciocia pociągnęła mnie za rękaw. Nie zwróciłam na nią uwagi. Ostatnio zrobiłam tak kilka razy, co do­prowadzało ją do wściekłości. Nie umiała mówić, a Matka nie umiała czytać, więc gdy nie chciałam pośredniczyć w rozmowie, Droga Ciocia nie była w stanie się z nią poro­zumieć.
Już w naszym pokoju Droga Ciocia zaczęła mnie błagać:
- Jesteś za młoda, żeby jechać sama. To bardziej niebez­pieczne, niż ci się wydaje. Mogą cię zabić bandyci, odciąć ci głowę i nadziać na pał...
Nie odpowiadałam jej, nie kłóciłam się, nie dawałam pretekstu do dalszych wywodów. Ale tego dnia, nazajutrz i jeszcze następnego dnia jej ręce nie przestawały mnie przekonywać. Od czasu do czasu złościła się na to, co Stara Wdowa Lau napisała w liście.
- Tej kobiety nie obchodzi, co jest dla ciebie najlepsze. Wtyka nos w cudze sprawy dla pieniędzy. Niedługo będzie cuchnęła jak tyłki, które wącha.
Później Droga Ciocia wręczyła mi list, który miałam dać GaoLing, a ona miała odczytać go Matce. Skinęłam głową i gdy tylko wyszła z pokoju i znalazła się za rogiem korytarza, przeczytałam: “Poza strzelaninami i rozrucha­mi niebezpieczne są także zarazki, których wiele krąży w powietrzu lata. W Pekinie ludzie zapadają na dziwne choroby, nieznane u nas, od których LuLing mogą odpaść końce palców i nos. Na szczęście znam leki na takie przy­padłości, więc LuLing po powrocie do domu nie przywie­zie epidemii...".
Kiedy Droga Ciocia zapytała, czy oddałam list Matce, zmieniłam twarz i serce w kamień.
- Tak - skłamałam.
Droga Ciocia westchnęła z ulgą. Pierwszy raz uwierzyła w moje kłamstwo. Zastanawiałam się, cóż się w niej zmie­niło, że tym razem nie wyczuła, że nie mówię prawdy. A może to ja się zmieniłam?
W wieczór poprzedzający dzień mojego wyjazdu Droga Ciocia stanęła przede mną, trzymając w dłoni list, który wcześniej zmięłam w kulę i wcisnęłam do kieszeni spodni.
- Co to ma znaczyć? - Złapała mnie za rękę.
- Puść - zaprotestowałam. - Nie możesz mi już mówić, co mam robić.
- Wydaje ci się, że jesteś taka mądra? Wciąż jesteś głu. pim dzieckiem.
- Nie. Już cię nie potrzebuję.
- Gdybyś miała rozum, tobyś mnie potrzebowała.
- Chcesz mnie tu zatrzymać tylko po to, żeby nie stra­cić posady piastunki.
Twarz jej pociemniała, jak gdyby się zakrztusiła.
- Posady? Myślisz, że jestem tu tylko z powodu marnej posady piastunki? Aj-ja! Nie chcę żyć, jeżeli mam słuchać rze­czy, które wygaduje to dziecko!
Dyszałyśmy ze wzburzenia. Zaczęłam krzyczeć o tym, co często słyszałam od Matki i ciotek:
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.