Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Zwyciężyła Rosalie, numer piąty. Dalsze wyniki zagłuszyła wrzawa tłumu i triumfalny ryk Har- veya. Popędził na czele swych gości do najbliższej windy, wcisnął funta windziarce i wrzasnął: "Jazda!" Tylko połowa gości zdążyła z nim wskoczyć. Stephen był wśród nich. Zjechali na dół, rozsunęły _ się drzwi i Harvey pogalopował jak rumak pełnej krwi obok barku ; z szampanem, z tyłu sektora klubowego, wpadł na padok dla zwy- . cięzców i zarzucił ramiona na szyję Rosalie, o mało nie zrzucając dżokeja. Po chwili triumfalnie prowadził Rosalie do małego białego słupka z napisem "pierwsze miejsce". Wokół tłoczył się tłum z gra- tulacj ami. Dyrektor toru, kapitan Beaumont, podszedł do Harveya i pou- ' czył go, jak się zachować podczas prezentacji. Lord Abergavenny, , przedstawiciel królowej w Ascot, towarzyszył Jej Królewskiej Moś- : ci na padok dla zwycięzców. I6_ - Zwyciężczyni gonitwy o nagrodę króla Jerzego VI i królowej Elżbiety, Rosalie, klacz pana Harveya Metcalfe'a. Harvey czuł się jak w krainie snów. Trzaskały flesze, kamery obracały się za nim, gdy szedł do królowej. Skłonił się i odebrał trofeum. Królowa, olśniewająca w sukni z turkusowego jedwabiu i takimż turbanie, które zaprojektować mógł tylko Norman Hartnell, powiedziała kilka słów, ale Harveyowi po raz pierwszy w życiu odebrało mowę. Cofnął się o krok, ponownie ukłonił i wrócił na swe miejsce wśród głośnych braw. Wrócili do loży, gdzie lał się szampan i wszyscy byli przyjaciółmi Harveya. Stephen wiedział, że teraz nie pora na żadne sztuczki. Trzeba się przyczaić i zaobserwować zachowanie Harveya w nowej sytuacji. Czekał spokojnie w kącie, póki nie opadnie fala emocji, i bacznie przyglądał się zwierzynie, na którą zastawiał wnyki. Dopiero po następnej gonitwie Harvey trochę ochłonął i Stephen zdecydował, że pora działać. Udał, że chce odejść. - Już pan idzie, profesorże? - Tak, panie Metcalfe. Muszę wrócić do Oksfordu i ocenić prace egzaminacyjne na jutro rano. - Zawsze podziwiałem was, chłopaki. Mam nadzieję, że dobrze się pan bawił? - Stephen ugryzł się w język, by nie zacytować słynnej riposty Bernarda Shawa: "Zawsze dobrze się bawię w swoim towarzystwie''. - Tak, dziękuję panu, panie Metcalfe. Zdumiewający wyczyn. Musi pan być naprawdę dumny. - No pewnie. Długo na to czekałem, ale warto było... Rod, taka szkoda, że musi pan już iść. Nie mógłby pan zostać jeszcze trochę i wziąć udział w przyjęciu, które wydaję wieczorem u "Clâridge'a"? - Bardzo bym chciał, panie Metcalfe, ale to pan musi mnie od- wiedzić w Oksfordzie i obejrzeć uniwersytet. - Bomba. Mam parę wolnych dni po Ascot i zawsze chciałem zobaczyć Oksford, ale jakoś nigdy na to nie było czasu. - W przyszłą środę uniwersytet urządza garden party. Mógłby pan zjeść ze mną kolację w kolegium we wtorek wieczorem, a na- stępnego dnia pokazałbym panu uniwersytet i poszlibyśmy na przyjęcie. - Stephen skreślił na kartce kilka wskazówek. - Fantastycznie. To będą moje najbardziej udane wakacje w Europie. Czym wraca pan do Oksfordu, profesorze? - Pociągiem. - Nie ma mowy - powiedział Harvey. - Mój Rolls-Royce jest do pana dyspozycji. Zdąży wrócić przed ostatnią gonitwą. I zanim Stephen zdążył cokolwiek powiedzieć, Harvey wezwał szofera. - Zawieź profesora Portera do Oksfordu, a potem wróć tutaj. Miłej podróży, profesorze. Cieszę się na nasze spotkanie we wtorek o ósmej wieczór. Wspaniale, że pana poznałem. - Dziękuję za cudowny dzień, panie Metcalfe, i gratuluję impo- nu_ącego zwycięstwa. W drodze do Oksfordu, usadowiony z tyłu białego Rolls-Roy- ce'a, wbrew przechwałkom Robina, który pysznił się, że tylko on dostąpił tego zaszczytu, Stephen odprężył się i uśmiechnął pod no- sem. Wyjął z kieszeni mały notesik i zapisał: "Potrącić z kosztów 98 pensów, cenę biletu drugiej klasy z Ascot do Oksfordu". XV - Bradley - rzekł starszy tutor. - Zaczynasz siwieć, drogi chłopcze. Może funkcja prodziekana jest dla ciebie zbyt uciążliwa? Stephen ciekaw był, czy ktoś z salonu profesorskiego uzna zmia- nę koloru jego włosów za godną komentarza. W tym gronie trudno kogoś czymkolwiek zadziwić. - Mój ojciec osiwiał wcześnie, a trudno się uchronić przed pra- wami dziedziczności. .. - Nic nie szkodzi, drogi chłopcze, będziesz wyglądał tym ba_r- dziej dystyngowanie na garden party w przyszłym tygodniu. ¨ - O, rzeczywiście - odparł Stephen, który o niczym innym nőe myślał. - Zupełnie o tym zapomniałem. Wrócił do swych pokoi, gdzie zgromadzeni członkowie Zespołu czekali na kolejną odprawę. - Środa jest dniem Encaenii i garden party - zaczął Stephen nie wysilając się nawet na "dzień dobry, panowie". Słuchacze puś- cili mu to płazem. - Dowiedzieliśmy się o naszym przyjacielu-mi- lionerze jednej rzeczy: iż nawet wyrwany z własnego otoczenia na- dal uważa, że wszystko wie najlepiej. Dowiedliśmy, że można go I68 I69 pobić jego własną bronią, jeśli się wie, co się wydarzy, on zaś nie ma o tym pojęcia. Tę właśnie metodę zastosował przy Prospecta Oil - zawsze był o krok przed nami. Teraz my wysforujemy się o dwa kroki: dzisiaj zrobimy zwykłą próbę, a jutro próbę kostiumową. - Na rekonesans nigdy nie szkoda czasu - mruknął James. By- ła to chyba jedyna maksyma, jaką zapamiętał ze szkoły kadetów. - Nie musieliśmy tracić czasu na rekonesans do twojego planu, James - wtrącił swoje trzy grosze Jean-Pierre. Stephen nie zwracał na nich uwagi. - Otóż cała operacja zajmie mi tego dnia około siedmiu godzin, a wam około czterech łącznie z charakteryzacją. Dzień weześniej James jeszcze raz nas poinstruuje, jak to się robi. - Ile razy wystąpią moi synowie? - zapytał Robin. - Tylko raz, w środę. Nie można ich przemęczać, bo zachowają się sztywno i nienaturalnie.
|
Wątki
|