w pobliŜu...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Ale nie pozwolę wziąć okrętu na hol tak długo, jak długo pozostanie mi choćby
jeden maszt, panie Muffit.



ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Kompania w istocie nie mogła się go nachwalić. W niebo strzelały fajerwerki, bankiety
następowały jeden po drugim, a szeroki strumień morskich skarbów płynął na pokład fregaty
prosto z magazynów portowych. Tyle uwagi poświęcano załodze „Surprise" podczas
remontu, Ŝe od chwili zrzucenia kotwicy nie było wśród niej ani jednego trzeźwego bądź
pozbawionego nadobnego towarzystwa człowieka, a w dniu zakończenia napraw byli juŜ
wszyscy rozpuszczoną bandą hulaków.
Wdzięczność Kompanii wyraŜona została serią uczt, niezliczonymi mowami pochwalnymi i
zapewnieniem moŜliwie najbardziej rozpustnej rozrywki w stylu orientalnym. To wszystko
sprawiło, Ŝe Jack natknął się w końcu bezpośrednio na Richarda Canninga. JuŜ na pierwszym,
niezwykle oficjalnym obiedzie Jack uświadomił sobie, Ŝe Canning siedzi po jego prawej
stronie, a na dodatek z ochotą przyznaje się do znajomości z nim i traktuje go z szacunkiem.
Zaskoczenie Jacka było wielkie - kiedy „Surprise" stała w Bombaju, przypomniał sobie
nazwisko Canninga moŜe dwa razy, lecz od chwili starcia z Linois nie myślał o nim w ogóle.
Nawet przy sprzyjającym wietrze i Ŝyczliwej pomocy załóg konwoju miał mnóstwo pracy z
bezpiecznym przyprowadzeniem swego okaleczonego okrętu do portu, Stephen zaś był zajęty
w przepełnionym szpitaliku, wykonując wiele skomplikowanych operacji, z głową
nieszczęsnego pana Bowesa na czele. Przez nawał pracy ledwie zamienili na osobności kilka
słów, które mogłyby przywieść na myśl Dianę czy Canninga.
A teraz Canning siedział tuŜ obok niego, przyjazny, rozluźniony i najwyraźniej ignorujący
potrzebę zachowania rezerwy. Zaszczycił nawet Jacka toastem za jego zdrowie, połączonym
ze zgrabną, pełną wdzięczności mową, w której wymieniał przymioty Sophie i Ŝyczył obojgu
długich lat w zdrowiu i szczęściu. Pierwsze chwile zaŜenowania i rezerwy odeszły zatem w

176
niepamięć i Jack odkrył, Ŝe Canning naleŜy do ludzi, których nie sposób nie lubić. Nawet nie
próbował okazywać niechęci, widząc, Ŝe i Stephen jest z nim w bardzo dobrych stosunkach.
Poza tym, jakiekolwiek okazywanie dystansu w takim towarzystwie byłoby zachowaniem tak
niewdzięcznym i grubiańskim, Ŝe nie myślałby o tym nawet wtedy, gdyby jego krzywda była
większa i znacznie świeŜsza. Pomyślał później, Ŝe istnieje duŜe prawdopodobieństwo, iŜ sam
Canning nie miał pojęcia o tym, Ŝe jakiś czas temu pokrzyŜował mu plany. CóŜ, niewaŜne. To
wszystko wydarzyło się dawno temu i to w zupełnie innym świecie.
Bankiety i przyjęcia mnoŜyły się, a odrzucił zaproszenie tylko na jeden z nich, gdyŜ tego dnia
miał się odbyć pogrzeb Bowesa. Było to tydzień przed pierwszym spotkaniem z Canningiem
na osobności. Siedział w swojej kabinie przy biurku, trzymając zranioną stopę w wiadrze z
ciepłym olejkiem sezamowym. Pisał list do Sophie.
...szpada honorowa, którą mi sprezentowali, to bardzo przyzwoita rzecz. Wydaje mi się , Ŝ e
wykonano ją w hinduskim stylu, a na ostrzu wygrawerowano niezwykle pochlebną inskrypcję .
W istocie, gdyby słowa przekładały się na pienią dze, sam juŜ byłbym nababem i z pewnoś cią ,
kochana moja, Ŝ onatym nababem. Kompania, kupcy perscy i ubezpieczyciele zebrali niezłą
sumkę dla załogi, mam ją rozdzielić mię dzy ludzi, lecz ich takt...
Niespodziewanie zaanonsowano przybycie Canninga.
- Zaproście go pod pokład - polecił, przekładając list zębem wieloryba.
W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, przywiany bryzą znad rzeki Hugli.
- Dzień dobry, panie Canning, proszę spocząć! Zechce pan wybaczyć, Ŝe przyjmuję pana w
tak nieformalny sposób, ale Maturin kaŜe mnie wychłostać, gdy tylko wyjmę stopę z wiadra
bez jego zezwolenia.
Canning uprzejmie wypytał o stan zdrowia, na co Jack odparł, Ŝe ma się znacznie lepiej.
- Kazałem obwieźć się wokół pańskiego okrętu - ciągnął Canning. - Słowo honoru, nie mam
pojęcia, jak się panu udało doprowadzić go do portu. Z całą pewnością naliczyłem
czterdzieści siedem wielkich dziur od kul między tym, co pozostało z dziobnicy a resztą
kotbelki na lewej burcie. Na prawej ćwiartce dziobowej, jest jeszcze gorzej. MoŜe mi pan
opisać połoŜenie „Marengo" podczas bitwy?
Niewiele szczurów lądowych byłoby zainteresowanych czymś więcej niŜ krótkim, treściwym
opisem bitwy, lecz Canning sam kiedyś Ŝeglował, wynajmował korsarzy i nawet sam walczył
z jednym z okrętów korsarskich. Jack dokładnie opisał więc pozycję „Marengo" i ciągnął
powieść dalej, podczas gdy Canning śledził rozwój sytuacji, ze znawstwem komentując kaŜdy
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.