Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Cieśla zaczął obracać korbą i dziób Młota obrócił się. Tyrel stanął przy trzech mężczyznach trzymających linę steru, gotowych zawiązać ją wokół następnego pachołka.
Dorrin odczekał, aż statek przyciągnięto bokiem do nabrzeża. Wdrapał się przez burtę, nie czekając na trap, zszedł po drabinie do maszynowni, a potem przez drugi luk do wąskiej przestrzeni, w której mieścił się wał. Zaświecił lampę na ścianie, wyjął ją z uchwytu i zaniósł w stronę steru, gdzie przejrzał osłonę w miejscu, w którym wał przechodził do kadłuba. Nie dojrzał żadnych nagłych przecieków. Popatrzył na niedużą pompę w zęzie i wąski przewód parowy, który nią poruszał. Uśmiechnął się. Wersję napędzaną ręcznie, wykutą głównie przez Hegla, dostarczono już do kopalni Korbowa. Wyszedł na górę do maszynowni. – Tu jesteście. – Tyrel zaglądał z głównego pokładu. – Wał wygląda dobrze i nie widzę żadnych przecieków. – Będę szczęśliwy, gdy nie będzie ich jutro. Brak przecieków tuż po wodowaniu nic nie znaczy. Dorrin zgadzał się z nim, ale cieszył się tym, czym mógł. Wspiął się z powrotem na główny pokład, gdzie czekali Liedral, Reisa i Yarrl. – Przyprawia mnie o dreszcze – oświadczył starszy kowal. – Co? Deszcz? – zapytała Reisa z półuśmiechem. – Wiesz, co mam na myśli, kobieto. Dorrin wiedział. Młot był solidny i oparty na ładzie, ale i śmiercionośny jak doskonały miecz. Liedral podeszła do dziobu. Jej palce przebiegły pieszczotliwie po gładkich barierkach i wspornikach. Odwróciła się i wyciągnęła rękę. Ujął ją i stanął obok. Patrzyli na zachód ponad szarymi wodami kanału, w stronę czarnozielonych wód Zatoki, w stronę czerniejących chmur na zachodzie. – Idzie burza – odezwał się Dorrin. – Nie będzie wielka w porównaniu z tą, którą tu wywołałeś. – Myślisz, że powinienem go nazwać Czarna Burza? – Nie. Czarny Młot jest w porządku. Jesteś kowalem, może największym, jaki kiedykolwiek żył. Dorrin roześmiał się ochryple. – I Hegl, i Yarrl wiedzą więcej, niż zdołam się nauczyć o kowalstwie przez całe życie. – Wiesz, o co mi chodzi. Yarrl powiedział, że rozumie, co robisz. Tylko nie widział tego, dopóki ty nie zrobiłeś. Może powinnam cię nazwać największym żyjącym inżynierem. – Kim jestem? Inżynierem magii? Liedral ścisnęła czubki jego palców. Stali, obserwując ciemną burzę na horyzoncie, gdy załoga stoczni wnosiła na pokład ostatnie blachy z czarnego żelaza, zaczęła padać zimna mżawka i na wodach zatoki Candaru zaczęły się tworzyć białe grzebienie fal. CLXXV – Och... Zebrałam niezłą sumkę. – Liedral otworzyła niedużą skrzynkę na stole w sypialni, który służył jej za biurko, a Dorrinowi za deskę do rysowania. – Rzeczywiście. – Dorrin, stojąc za nią, objął wzrokiem stosik srebra i złota. Uścisnął jej ramiona. – Więc w czym problem? – Kupują, ale nie sprzedają. Nie mogłam kupić żadnych lin, które chciał Tyrel, ani nic zamówić. Według Henshura, nikt nigdy wcześniej nie miał kłopotów z wydobyciem pieniędzy od Nordli. – Liedral zamknęła skrzynkę. – Tęskniłem za tobą. – Dorrin objął ją ramionami w talii i przytulił policzek do jej twarzy. – Tęskniłam za tobą. – Liedral obróciła się w jego objęciach. Jej wargi domagały się jego ust i przez chwilę stali tak mocno przytuleni. – Kolacja gotowa! Mistrzu Dorrin, panienko Liedral! Kolacja gotowa. – Przez zamknięte drzwi przenikał głos Frisy. Liedral uniosła ku niemu wargi. – Wiem, że to już tak dawno, ale... proszę... po prostu zaufaj mi... Musnął wargami jej usta. – Zaufam... Ufam... – Otarł łzę, a jej dłoń otarła jego policzek. – Kolacja! Dorrin chciał odpowiedzieć, ale musiał odchrząknąć. – Idziemy. – Jeszcze nie – stwierdziła oschle Liedral. – Ale zaraz przyjdziemy.
|
Wątki
|