się bronić...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
.. Skończyło się szczęście nasze, śpiewanie i spokój...
Zamorskich wodzów trzeba było wziąć, stołby murować, grodziska
stroić i bić się... A stara swoboda zawsze się nam przypominała...
kneź nam był wrogiem... i cóż? Ot, plemię nasze wyciskają
powoli Niemcowie i wycisnęli już z sadyb dawnych, i pod nogami
nam co dzień ziemi ubywa.. Zamilkł Piastun, a po chwili dodał:
- Kneziów się zbędziemy, a Niemcy nam na kark wlezą... Wisz
się poruszył.
Józef Ignacy Kraszewski
Stara baśń
121
- Nie chcemy się ich zbywać - odrzekł - ale tego Chwosty tylko
na innego zamienić... Wiecie, dobrze, iż on pierwszy z Niemcami
trzyma... ród jego cały serce tam ciągnie... znajdziemy innego...
Dosyć się naszej krwi ulało... Wiecu nam trzeba...
Znowu pomilczał gospodarz.
- Trzeba nam wiecu i trzeba zmiany - rzekł - ale i wiec niełatwy,
i zmiana. Ciężką to sprawę poruszacie, jakbyście gołą rękę w ul
wsadzili... Jedni na Chwostka płaczą, drudzy trzymają z nim...
zgody nie będzie, tymczasem Niemiec języka dostanie i najedzie
wówczas, gdy my się z sobą zajadać będziemy... Wiecu nam
trzeba, ale zgodnego a takiego, jakie ongi bywały, gdy za ojców
radzono... Zwołajcie wiec...
Poczęli tedy obliczać, o ile we trzech mogli i umieli, kogo za sobą
mógł mieć Chwostek, a kogo przeciw sobie, i okazało się, że
niemała liczba stanąć mogła po stronie knezia, chociaż okrutnik
był i dla nikogo serca nie miał.
Rozmowa cicha przeciągnęła się do wieczora. Szli potem razem do
chaty i zasiedli po wtóre przy ognisku. Tu zaledwie chleb
rozłamali, gdy mały, krępy człeczyna z głową krótko ostrzyżoną,
z oczyma kocimi, w obcisłej siermiężce zjawił się w progu...
Zobaczywszy go, wnet zamilkli wszyscy. Był to znany kneziowski
sługa, na nieustannych posyłkach spędzający całe życie.
Obawiano się go na grodzie i w okolicy, bo podpatrywał,
podpełznąć umiał, podsłuchać i donieść panu, co pochwycił. Oka
jego nic nie uszło... Siadywał jak żbik na drzewach, gdy mu
trzeba było nie widzialnym gdzie być, wszywał się w gałęzie,
zakradał do lisich nor, zakopywał w stogach siana, przylegał w
wiszarach i trzcinach... Dla małego wzrostu i lichej postaci
Józef Ignacy Kraszewski
Stara baśń
122
Znoskiem go zwano. Zjawienie się jego gdziekolwiek bądź nic
nigdy nie wróżyło dobrego. Złośliwa żmija nie wracała nigdy bez
łupu na gród, a łupem były oskarżenia, które do ucha Chwostkowi
nosił.
Szeroka gęba z zębami białymi śmiała się w progu.
Znosek stał i patrzał po izbie. Pozdrowił Piastuna i nic nie
mówiąc, przysiadł na ławie przypatrując z wielką uwagą
gościom...
Milczenie panowało w izbie, tylko Rzepica, która się około ognia
kręciła, a jako niewiasta więcej obawiała Znoska niż Piastun,
podała mu kubek piwa... Obrzydły karzeł wziął go, dziwnie
popatrzał na gospodarza i gości i po cichu rechotać począł, jakby
sam sobie się śmiejąc.
- Matko Rzepico - odezwał się głosem schrypłym Znosek - ty
masz lepsze
serce od innych. Przynajmniej zlitowaliście się nade mną, nad
którym nikt się nie ulituje, którego wszyscy nienawidzą! A co ja
winien? Co ja komu winien?... Albo to ja taki zły, jak mówią?...
Oczu nikomu nie wyłupiłem... czarów nie rzucam na nikogo...
służę każdemu... słucham wszystkich... Przecie nogami mnie
kopią, plują na mnie... i każdy by mnie zgniótł, gdyby mógł...
I śmiał się szkaradny Znosek popijając z kubka.
- Skądże to wiesz, że ci ludzie tak źle życzą? - zapytał Piast.
- Z oczów im to patrzy! oho! - mówił karzeł - ja mam psi węch,
Piastunie. Pomilczawszy chwilę począł dalej:
Józef Ignacy Kraszewski
Stara baśń
123
- Wiecie nowinę?
- Cóż tam za nowina? - spytał gospodarz.
Na grodzie u miłościwego pana gotuje się uczta wielka i radość
wielka... Naprzykrzyło się nam wojować i swarzyć... Kneź chce się
ze swymi pojednać... tego, co mu oczy wyłupiono, puszczą, aby
sobie w świat szedł. Kto wie, a może mu oczy odrosną? Stryjów
i bratanków zaprosi kneź do stołba i zgodę na wieki zapijemy!
Słuchali wszyscy w milczeniu.
- Powinniście się cieszyć z tego - mówił Znosek - potem wszyscy
kneziowie jak się wezmą za ręce, to dopiero ład będzie u nas!...
Teraz zbiorą się lada żupankowie i na gród się cisną, a pięściami
nam grożą pod nos... bo wiedzą, że knezie z sobą się waśnią...
Później już tego nie zobaczymy!
Mrugnął bystro oczyma i rozśmiał się. Drudzy milczeli, gdy z
podwórza głos się dał słyszeć. Wszyscy zwrócili głowy ku
wnijściu. W progu stał człowiek siermięgą czarną odziany, w
czapce czarnej, z kijem w ręku, oczyma jakby obłąkanymi patrzał
we wnętrze chaty, liczył nimi tych, co w niej byli. Wzrok jego
zatrzymał się na Znosku i usta, które miał otworzyć, zamknęły
się. Nie powstawszy nawet nikogo zawrócił się od progu, odszedł
i usiadł na przyzbie.
- Ten mnie tylko zobaczył - rozśmiał się karzeł - i ochota mu od
gościny i od mowy odpadła.
To mówiąc dopił piwa, kubek postawił, wstał i stanąwszy
pośrodku izby rzekł w boki się biorąc:
Józef Ignacy Kraszewski
Stara baśń
124
- Wisz i Doman!! Wisz i Doman!... - Znacie mnie? - zapytał stary
Wisz.
- Ja?... naokół o dziesięć dni drogi znam wszystkich - rzekł
Znosek - nawet psy podwórzowe po imieniu... a jak bym
kmieciów znać nie miał?... Tamten, co z progu zszedł, to stary
Ziemba... nieprawdaż? Nawet wiem, z czym przychodzi i co mu
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.