Rybacka łódź, pędzona wiatrem, wynurzyła się zza cypla dokładnie w chwili, gdy pierwsze zerze świtu zaczerwieniły morze...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Piktowie wsiadali do swoich statków, wnosząc do nich swych rannych i zabitych. Trulogh wszedł na pokład łodzi i delikatnie złożył na nim swoje smutne brzemię.
- Spocznie we własnym kraju – rzekł smutnie. – Nie będzie pochowana na tej zimnej, obcej wyspie. A ty, Browarze, dokąd wyruszasz?
- Zabieramy Posąg na jego wyspę, do jego ołtarza – odparł Pikt. – On dziękuje ci ustami swego ludu. Łączy nas więź krwi i może znowu przybędziemy, by pomóc ci w potrzebie, tak jak Bran Mak Morn, wielki król Piktów, przybędzie do swego ludu, gdy nadejdzie dzień.
- A ty, dobry Jerome, nie popłyniesz ze mną?
Kapłan pokręcił głową przecząco i wskazał Athelstane’a. Ranny Sas spoczywał na prostym posłaniu z ułożonych na śniegu skór.
- Zostanę tutaj, aby go doglądać. Jest ciężko ranny.
Turlogh rozejrzał się wokół. Ściany skalli runęły, zmieniając się w stos tlejących głowni. Ludzie Brogara podłożyli ogień pod magazyny i smoczą łódź Thorfela. Dym i płomienie przyćmiły światło dnia.
- Zamarzniesz tu albo zginiesz z głodu. Płyń lepiej ze mną.
- Znajdę dosyć żywności dla nas obu. Nie przekonuj mnie, synu.
- To poganin i rabuś.
- To nieistotne. Jest człowiekiem, żywym stworzeniem. Nie mogę go tu zostawić na pewną śmierć.
- Niech więc i tak będzie.
Turlogh zaczął się szykować do odpłynięcia. Łodzie Piktów mijały już cypel i wyraźnie słyszał rytmiczny stuk ich wioseł. Nie oglądali się, całkowicie skoncentrowani na wiosłowaniu. Popatrzył na sztywne już trupy na brzegu, na zwęglone bierwiona skali, żarzące się jeszcze resztki łodzi. W blasku poranka szczupły i blady kapłan zdawał się być istotą nie z tego świata, może świętym ze starego, iluminowanego manuskryptu. Na jego pooranej bruzdami twarzy odbijał się smutek więcej niż ludzki, więcej niż ludzkie zmęcenie.
- Patrz! – krzyknął nagle wskazując na morze. – Ocean pełen jest krwi. Spójrz, jak spływa czerwienią w blasku słońca. Ludu mój, ludu, krew, którą w gniewie rozlałeś, nawet morze zabarwia szkarłatem. Czy zdołasz to przezwyciężyć?
- Przypłynąłem w śniegu i deszczu – odparł Turlogh nie rozumiejąc z początku. – Odpływam, jak przybyłem.
Kapłan pokręcił głową.
- To nie jest zwykłe ziemskie morze. Twoje ręce czerwone są od krwi, podążasz przez czerwone, krwawe wody, lecz nie twoja to tylko wina. Panie Wszechmogący, kiedyż skończy się to panowanie krwi?
- Nigdy, dopóki trwa ta rasa.
Pierwsza bryza wydęła żagiel łodzi. Turlogh Dubh O’Brien płynął na zachód niby upiór uciekający od wschodzącego słońca. I tak znikł z oczu kapłana Jerme’a, który patrzył w ślad za nim, osłoniwszy szczupłą dłonią zmęczone czoło, dopóki łódź nie stała się tylko maleńkim punktem na rozkołysanej płaszczyźnie błękitnego oceanu.
BOGOWIE BAL – SAGOTH
 
 
1. Klinga wśród burzy
 
Oślepiony błyskawicą Turlogh O’Brien pośliznął się w kałuży krwi i zatoczył na rozkołysanym pokładzie. Szczęk stali zagłuszany był hukiem piorunów, a przez ryk fal i wichru przebijały się jęki konających. Błyskawice co chwila oświetlały krwawe plamy i leżące wszędzie trupy, wielkie rogate sylwetki, które wrzeszcząc niby upiory nocnego sztormu rąbały mieczami, i wynurzający się z ciemności potężny dziób smoczej łodzi.
Starcie było szybkie i śmiertelni; w chwilowym rozbłysku Turlogh dostrzegł przed sobą dziką brodatą twarz i jego topór, zatoczywszy krótki łuk, rozciął ją aż do podbródka. W absolutnej czerni, która nastąpiła potem, niespodziewany cios strącił mu hełm z głowy. Celt uderzył na ślepo, usłyszał wrzask i poczuł, jak ostrze jego broni grzęźnie w ciele. Znów zapłonęły ognie rozgniewanych niebios, ukazując mu pierścień otaczających go stalowym murem okrutnych twarzy.
Wsparty plecami o grotmaszt, Turlogh odbijał ciosy i zadawał je, aż pośród szaleństwa bitwy zagrzmiał potężny głos i przez jedną chwilę Celtowi wydało się, że dostrzega gigantyczną, dziwnie znajomą postać. A potem cały świat pokryła przetykana złotymi iskierkami ciemność.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.