Richards otworzył klapę i wyszedł na pomost bakburtowy...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Owiał go zimny wiatr. Działo wypaliło po raz trzeci. Nakierował lornetkę na nieprzyjacielski okręt. Trzydziestokilogramowy pocisk trafił w nadbudówkę. Eksplozja wy­rzuciła w powietrze maszt radarowy. Z mostka fregaty wydobywały się kłęby białego dymu.
Odwrócił się w stronę rakiety.
Ta właśnie wyskoczyła z morza w powietrze w odległości mili. Koman­dor szybko przeniósł wzrok na najbliższą wieżyczkę phalanksa. Sześć luf automatycznego działka uniosło się szybko ku górze. No, teraz! - ponaglił w duchu Richards. Oba vulcany jednocześnie oworzyły ogień. Komputer naprowadzający wystrzeliwał w sumie dwieście pocisków na sekundą.
“Latający Smok” wzbił się szerokim łukiem w niebo i wyrównał lot. Tępo ściętym dziobem mierzył prosto w aluminiowe osłony wylotów spalinowych “Laboona”.
Zlewający się terkot sprzężonych działek przypominał wizg piły mecha­nicznej. W powietrze wylatywały strumienie łusek. Nagle rakieta zamieniła się w kulę pomarańczowego ognia. Na mostku rozległy się wiwaty. Richards popatrzył na masę szczątków spadających tuż przy burcie i dopiero wtedy odetchnął głęboko.
- Strzelają do nas! - zakrzyknęli równocześnie obaj obserwatorzy. Usłyszeli donośny świst przelatującego obok pocisku. Mostek owionęła fala rozgrzanego powietrza. Rozległ się huk. Przy burcie strzelił w górę słup wyrzuconej wody.
- “Siczang” znowu dostał! - zawołał ktoś na mostku.
Richards nakierował lornetkę na chińską fregatę. Była wyraźnie prze­chylona, nabierała wody. Ze śródokręcia bił w niebo słup czarnego dymu. Mimo to jej działa wciąż nie milkły. Zakręcała gwałtownie, chcąc uniknąć dalszych trafień.
W krótkim odstępie oba harpoony trafiły w burtę tuż nad linią wodną.
Gigantyczny słup ognia strzelił wysoko w powietrze. “Laboon” płynął teraz prosto na “Siczang”. Drugi pocisk z jej działa spadł tuż przed dziobem. Przez pokład przed wieżyczką przetoczyła się fala wody. Nawet na szkłach lornetki Richardsa osiadło parę kropel.
Fregata całkiem zniknęła w gęstej chmurze dymu, kiedy eksplodowała jej amunicja. Nad okrętem wyrósł wielki smolisty grzyb.
Z centrum informacyjnego meldowano o następnych kontaktach wizual­nych. Komandor wrócił na mostek i rozkazał wystrzelić pozostałe z sześciu naszykowanych harpoonów. Także działo odpalające dwadzieścia pocisków na minutę przechodziło ostry chrzest bojowy. Udało im się zniszczyć jeszcze jedną chińską fregatę i unieszkodliwić niszczyciel, który pozostawili w środ­ku olbrzymiej plamy płonącej ropy.
- Przedarliśmy się przez osłonę konwoju - zameldowano wreszcie z cen­trum. Przed nimi wyłoniła się sklecona naprędce flota inwazyjna. - Jednost­ka numer dziewięć dwa osiem! To okręt desantowy. Odległość: cztery koma dwa!
- Odpalić torpedę - polecił już znacznie spokojniejszym tonem Richards.
- Rozkaz, kapitanie!
Chwilę później przed szybą mostka wyrósł gęsty obłok białego dymu. Olbrzymie cygaro o napędzie rakietowym wyskoczyło z otworu wyrzutni i po­mknęło łukiem w kierunku celu, zostawiając za sobą wąską, białą smugę dymu. Kolejne pociski do zwalczania łodzi podwodnych wystrzeliwano w stronę następnych jednostek. Richards śledził jednak przez lornetkę kurs pierwszej torpedy.
Spadła do morza w odległości niespełna mili od barki desantowej wyła­dowanej chińską piechotą. Zaczaj odliczać sekundy. Torpeda rozwijała pręd­kość czterdziestu węzłów.
Nagle barka rozpadła się na pół. Fragment śródokręcia został wyrzucony w powietrze, a części dziobowa i rufowa odpłynęły w przeciwne strony. Do morza posypały się skrzynie i samochody terenowe.
“Laboon” wciąż kluczył, przez co widok za szybą mostka ciągle się zmie­niał. Od horyzontu po horyzont wyrastały z morza słupy dymu. Richards ka­zał wstrzymać ogień, kiedy w arsenale pozostały już tylko rakiety do zwal­czania celów nawodnych, kilka torped i trochę pocisków do działa. Pozwolił sobie jeszcze na ostrzelanie paru mniejszych chińskich jednostek z obu auto­matycznych sześciolufowych działek sprzężonych. W ciągu półgodzinnej bitwy morskiej wody Cieśniny Tajwańskiej zamieniły się w płonące złomo­wisko chińskich wraków.
8
AUSTIN, TEKSAS
26 października, 15.00 GMT (9.00 czasu lokalnego)
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.