- Proszę posłuchać, czy pozostał ktoś przy życiu...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
..
Smakowała słowa. Wypowiadała je oddzielnie. Uśmiechała się do nich. Jej wargi jeszcze raz je składały, kiedy głos już się z nimi uporał. To coś więcej niż tylko odruch powtarzania - doszedł do wniosku. Powtarzając, starała się przekazać myśl: jestem mniej więcej taka jak ty.
Ale dopiero w tej chwili się narodziła.
I jesteś też w jakiś sposób inna - zauważył Zerchi z cieniem przerażenia. Przypomniał sobie, że pani Grales cierpiała na artretyzm w obu kolanach, ale ciało, które do niej przedtem należało, teraz klęczało i siedziało na piętach w tej giętkiej postawie charakterystycznej dla młodości. Co więcej, pomarszczona skóra starej kobiety wydawała się mniej pomarszczona niż przedtem i robiła nawet wrażenie, jakby lśniła odrobinę, jakby zrogowaciała stara tkanka powróciła do życia. Nagle jego uwagę przykuło jej ramię.
- JesteÅ› ranna! JesteÅ› ranna.
Zerchi wskazał na jej ramię. Zamiast spojrzeć na wskazane miejsce, odtworzyła jego gest, patrząc na jego palec i wyciągając swój tak, by dotknął jego. Zrobiła to zranioną ręką. Widział bardzo mało krwi, ale było co najmniej z tuzin skaleczeń, przy czym jedno robiło wrażenie bardzo głębokiego. Chwycił jej palec, żeby bliżej przyciągnąć ramię. Wyjął z niego pięć odłamków szkła. Albo uderzyła ręką w szybę, albo, co bardziej prawdopodobne, została zraniona odłamkami szyby, kiedy nadszedł podmuch. Raz tylko, kiedy wydobył długi na trzy centymetry szklany szpikulec, ukazał się ślad krwi. Kiedy wyjmował inne, pozostawały po nich małe, sine ślady, ale nie było wcale krwawienia. Przypominało mu to pewien pokaz hipnozy, którego był kiedyś świadkiem, przypominało coś, co odrzucał jako oszustwo. Kiedy znowu spojrzał na jej twarz, jego lęk wzrósł. Nadal uśmiechała się do niego, jakby wyjmowanie odłamków szkła nie sprawiło jej najmniejszej przykrości.
Znowu spojrzał na twarz pani Grales. Stała się szara, przybrała bezosobową maskę agonii. Wydawało się, że z warg odpłynęła całkowicie krew. Miał niewytłumaczalną pewność, że głowa pani Grales umiera. Wyobrażał ją sobie, jak usycha i w końcu odpada niby strup albo pępowina. Kim jest zatem Rachela? I czym?
Po deszczu pozostało jeszcze trochę wilgoci na skale. Umoczył końce palców i skinął na nią, żeby się pochyliła. Czymkolwiek jest, z pewnością otrzymała zbyt dużą dawkę promieniowania, by mogła długo żyć. Wilgotnym końcem palca zaczął kreślić znak krzyża na jej czole.
- Nisi baptizata es et nisi baptazari nonquis, te baptizo... [109]Tyle tylko zdołał powiedzieć. Gwałtownie odsunęła się od niego. Uśmiech zastygł na jej twarzy i zniknął. “Nie!" - zdawała się krzyczeć wyrazem twarzy. Odwróciła się od niego. Otarła ślad wilgoci z czoła, zamknęła oczy i położyła bezwładnie ręce na podołku. Na jej twarzy pojawił się wyraz całkowitej bierności. Z tak pochyloną głową cała jej sylwetka zdawała się sugerować modlitwę. Stopniowo z tej bierności wyłonił się z powrotem uśmiech, stawał się wyraźniejszy. Kiedy otworzyła oczy i znowu spojrzała na niego, było w nich otwarte ciepło. Ale rozejrzała się wokoło, jakby czegoś szukając.
Jej spojrzenie padło na cyborium. Zanim zdołał ją powstrzymać, chwyciła je.
- Nie! - wykaszlał chrapliwie i sięgnął w tym kierunku ręką.
Była szybsza i wysiłek spowodował to tylko, że pogrążył się w ciemności. Kiedy znowu wypłynął na powierzchnię świadomości i podniósł głowę, widział wszystko przez mgłę. Nadal klęczała i wpatrywała się w niego. Wreszcie zdołał zobaczyć, że trzyma złoty kielich w lewej ręce, a w prawej, delikatnie między kciukiem a palcem wskazującym, jedną hostię. Podawała ją jemu, czy też wyobrażał to sobie, tak samo jak przed chwilą wyobrażał sobie, że rozmawia z bratem Patem?
Poczekał, aż jego spojrzenie nabrało ostrości. Ale tym razem nie widział wyraźnie, w każdym razie niezupełnie.
- Domine, non sum dignus... - szepnÄ…Å‚ - sed tantum dic verbo[110]...
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….