- O co chodzi?- Mamy następną ofiarę w Greenwich...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Została porzucona w pojemniku na śmieci. Żyje, ale... - Marilyn podniosła głowę - ...sprawca przeprowadził na niej amatorski zabieg chirurgiczny.
41Nieprzytomna Susan Lister leżała na oddziale intensywnej terapii, kiedy przyjechali do szpitala. Andrew Benton, sanita­riusz, który się nią zajmował - młody i przystojny czarny chłopak o tak krótko przystrzyżonych włosach, że przypomi­nały jednodniowy zarost - był wyraźnie wstrząśnięty. Roz­mawiali w małym pokoiku sąsiadującym z dyżurką pielęg­niarek.
- Jasna cholera! Pieprzony bajzel... Przepraszam, ale mu­siałem to powiedzieć. Wiele rzeczy w życiu widziałem, ale czegoś takiego... - Pokręcił głową. - To się naprawdę we łbie nie mieści. Postawcie się w sytuacji jej męża...
- To on ją znalazł? - spytał Maddox.
- Wyobrażacie to sobie? Znaleźć swoją żonę w takim sta­nie! Leżała w pojemniku przed własnym domem! Na tyle ten kutas ją ocenił! Ludzkie życie było dla niego warte tyle co śmieci.
- O której godzinie odebrał pan wezwanie?
- O jedenastej. Dyspozytorka przekazała, że to czerwony alarm. - Przeniósł wzrok z Maddoxa na Caffery'ego. - No, wiecie, pan Lister sądził, że jego żona jest martwa, kiedy dzwonił na policję. Ten kutas, to zwierzę wpakowało ją głową w dół do pojemnika i zostawiło, żeby tak skonała. - Zmarsz­czył brwi. - Boże, chyba w ogóle nie zmrużę dziś oka, jak pomyślę, co musiał czuć jej mąż.
- Proszę nam opowiedzieć o ofierze. Co miała na sobie?
- Była naga, owinięta tylko w kawał białego płótna. Zdaje się, że ktoś od was zabrał ten materiał do zbadania. Wszędzie było pełno policji. Jeszcze zanim tam dojechaliśmy, zdążyli odgrodzić cały teren.
- Zwykle zabezpiecza się miejsce zbrodni - wyjaśnił zmie­szany Maddox - żeby nikt nie pozacierał śladów.
- Tak, oczywiście. Nie chciałem panów urazić.
- Nic się nie stało. Proszę opisać jej rany.
- Bardzo poważne. Jest tak pocięta, że pewnie zmarłaby z utraty krwi, gdyby nie posocznica. Lekarz stwierdził zabu­rzenia pracy oskrzeli i nerek na tle pneumokokowym, natych­miast została podłączona do respiratora. Podczas transportu co chwila traciła i odzyskiwała przytomność.
- Gdzie miała te rany?
- Na piersiach. - Przeciągnął dłonią po twarzy. - Ale była pozszywana. W pierwszej chwili pomyślałem, że to kom­plikacje po nieudanym zabiegu chirurgicznym, że ktoś pas­kudnie spieprzył robotę. Ale gdy już ułożyliśmy ją na no­szach, a jej mąż bez przerwy powtarzał, że zniknęła bez śladu...
- Tak?
- Nie trzeba było geniusza, żeby się domyślić, że coś tu nie pasuje.
- To znaczy?
- Rany były tak zainfekowane, opuchnięte, iż nie dało się dostrzec szczegółów, niemniej można było zauważyć, że to... no, wiecie, robota jakiegoś wariata.
Caffery popatrzył na swoje dłonie. Przypomniała mu się podobna opinia, jaka padła z ust śledczego na placu budow­lanym Northa tamtej pierwszej sobotniej nocy.
- A co z jej głową?
- Musiała być wielokrotnie bita, bo jest posiniaczona. Poza tym miała na twarzy groteskowy makijaż, grubo namazany. A jej mąż twierdzi, że obcięto jej też włosy. W kółko po­wtarzał: „Dlaczego obciął jej włosy? Dlaczego obciął jej wło­sy?”, jakby to było najważniejsze na świecie.
- Nie przyszywał peruki. Tym razem starannie dobrał sobie ofiarę - mruknął Jack.
Benton spojrzał na niego zdziwiony.
- Słucham?
Caffery wstał i sięgnął po marynarkę.
- Nieważne. - Spojrzał na Maddoxa. - Chcę rzucić okiem na panią Lister. Spotkamy się na miejscu zbrodni. Kiedy? Za dwie godziny?
- Dokąd się wybierasz?
- To nie potrwa długo. Mam pewien pomysł, ale najpierw muszę porozmawiać z kimś z Lambeth, żeby się przekonać, czy te podejrzenia mają ręce i nogi.
Leżała w błękitnej pościeli, na wznak, z dłońmi obró­conymi ku górze i twarzą skierowaną na drzwi, jakby oczeki­wała czyjejś wizyty, ale się nie doczekała i zapadła w sen. Włosy okalające zapuchnięte i sine oczy były bardzo jasne, prawie białe, koloru piasku wypalonego słońcem. Ktoś nie­dbale starł jej makijaż z twarzy, bo wokół warg wciąż widocz­ne były ślady ciemnoczerwonej szminki. Ręce miała prawie czarne od brudu, ciemne obwódki pod paznokciami. To kurz, pomyślał.
Szyba zmatowiała od jego oddechu. Naciągnął rękaw koszuli i mankietem wytarł rosę na wysokości oczu. Do sali weszła pielęgniarka i zaczęła sprawdzać ustawienie kroplówek, za­słaniając mu widok rannej. Po krótkim namyśle Jack odwrócił się od okna - zobaczył już wszystko, na czym mu zależało.
- Traktowano ją tak samo jak inne dziewczyny?
- Zgadza się, panie Caffery. Ma identyczne obrażenia jak pozostałe ofiary - powiedział Krishnamurthi podczas autopsji Jackson.
Jack pomyślał, że teraz rozumie, co się dzieje.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.