Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Postanowiła jak najszybciej wrócić do obozu. Nie dotarła jednak daleko. Usłyszała huk spadających kamieni. Podmuch o mało nie zgasił kaganka, który kurczowo ściskała w dłoni. Z trudem oddychając, pobiegła do przodu. Zatrzymała ją ściana z kamieni. Zrozumiała... Została zasypana, żywcem pogrzebana...
Przez chwilę nie mogła zrobić jakiegokolwiek ruchu. W końcu się otrząsnęła. Była wszak córką australijskiego pioniera i żoną podróżnika. Wróciła do krypty z mumiami. Zgasiła swój kaganek, widząc, że płonący tutaj ma jeszcze spory zapas oliwy. Posążek postawiła obok światła. “Skoro już tu jestem - pomyślała - rozejrzę się nieco, może znajdzie się jakieś wyjście”. Nie trzeba było wielkiego znawcy, by stwierdzić, że ktoś tu buszował. Naruszono dostojny spokój grobowca. - Kiedy to się mogło stać - szepnęła do siebie Sally. - Przed wiekami czy teraz? W migotliwym świetle kaganka zaczęła pilnie rozglądać się wokół... Coś zalśniło w blasku płomienia. Pochyliła się i podniosła ostro zakończony niewielki sztylet. Obejrzała go ostrożnie. Widziała dziesiątki podobnych na targu. - Więc to tak - szepnęła. - Chyba trafiłam na właściwe miejsce. - Może tego właśnie szukaliśmy? Postanowiła dokładniej obejrzeć niektóre mumie. Podchodziła dokładnie je oświetlając. Spod nóg czmychnęła jakaś wystraszona jaszczurka. “Nietoperze, dlaczego nie ma nietoperzy?” - przemknęła myśl. Mumia, nad którą właśnie się pochyliła, miała rozcięte bandaże. Złodziej szukał ukrytych między nimi kosztowności, ozdób, amuletów. “Czyżby stąd pochodziły starożytności, których szukamy? Jak to możliwe?” - pytała samą siebie. “Przecież nie znaleziono grobu Tutanchamona, a ten także nim, niestety, nie jest. To nie mogą być mumie faraonów... Tyle tych mumii... Za dużo ich...” - myślała, oświetlając kolejne ciała i przyglądając się im dokładnie. Bez wątpienia wszystkie były naruszone. “A może tylko grobowiec Tutanchamona tego uniknął?”... - mało brakowało, by wypowiedziała to głośno. “Nie to niemożliwe” - odpowiedziała sama sobie. “Przecież od niepamiętnych czasów okradano grobowce. Czyżby tylko Tutanchamon tego uniknął?... Nie, to niemożliwe!” Niemal już zapomniała o swoim tragicznym położeniu. “Może ktoś okradł i ten grobowiec, przeniósł część jego skarbów tutaj i zginął? A inni złodzieje, po wiekach, znaleźli to miejsce i udają, że odkryli grób legendarnego faraona?”[135]. Myśli kłębiły się w głowie. Wtem z przeciwległego kąta dobiegł przedziwny dźwięk, jakby zawodzenie: - Aaa... Aaaaaa... - zrazu cicho, potem głośniej, tonem raz wysokim, raz niższym, niczym jakaś egzotyczna, wschodnia melodia. Sally otarła pot z czoła. - Coś mi się przywidziało - powiedziała głośno, próbując wrócić do swego zajęcia. Ale coś jakby otarło się o mur. Wibrujący jęk rozdarł ciszę pomieszczenia. - Aaa - brzmiał - aaaa - przechodził w skowyt. Sally, teraz naprawdę przerażona, stłumiła krzyk, zasłaniając ręką usta. Płomień kaganka w niepewnej dłoni zamigotał gwałtownie, rzucając na ściany przedziwne tańczące cienie. Tylko przez chwilę trwała cisza. Biała postać, spoczywająca w jednej z nisz, wyraźnie poruszyła się. Ukazały się spowite w biel nogi. Mumia zwolna się prostowała. Ciszę przerwał znowu jęk: - aaaa... Sally przypomniała sobie naraz wszystkie niesamowite opowieści o zemście tych, których spokój naruszano. Jak sparaliżowana tkwiła w miejscu, trzymając w jednej ręce płonący wciąż kaganek, a w drugiej znaleziony sztylet. Zapomniała, że w kieszeni spodni spoczywa rewolwer. Cóż zresztą można zrobić zmarłemu? W końcu ruszyła się. Zaczęła powoli, nie odwracając oczu od tajemniczego zjawiska, przesuwać się wzdłuż ściany, w kierunku, skąd przyszła. Ale mumia uczyniła to samo, zagradzając jej drogę. W pełgającym blasku kaganka złowrogo zalśniły przedziwnie żywe oczy... Ale Sally zapanowała już nad obezwładniającym przerażeniem. Znalazła otuchę we wspomnieniach. Ujrzała twarz męża, pogodne oblicze Nowickiego, opanowane rysy Smugi i kojący uśmiech Wilmowskiego. “Ach, Tommy, Tommy” - westchnęła. Wróciła do rzeczywistości. Postanowiła się bronić. - Jesteś czy nie jesteś trupem, odejdź! Odejdź, bo zabiję! krzyknęła. Ostrzegawczo uniosła sztylet. Wtem płomień kaganka zachybotał i zgasł. Zapanowała ciemność. Sally odruchowo rzuciła w stronę białej postaci glinianym naczyniem. Przeraźliwy jęk rozległ się tuż obok. - Aaaaa... Aaaaaaa... - Poczuła dotknięcie śliskich palców na szyi, jednocześnie dłoń ze sztyletem znalazła się w żelaznym uścisku. Sztylet potoczył się na ziemię. Oślizłe palce zaciskały się na gardle. Trwało straszliwe, nieustanne zawodzenie. Sally walczyła, ale słabła, powoli traciła przytomność. * - Sadim! - Tak, panie! - Dobrze się spisałeś! - Tak, panie! - Zasłużyłeś na nagrodę! - Tak, panie! - Masz - rzucił mu sakiewkę. - Dziękuję, panie! - Nie dziękuj! Tylko milcz! Pamiętaj, że jestem władcą Doliny! Sadim wpatrywał się w ciemność, w której znikł przed chwilą przywódca, z zabobonnym lękiem. “Jestem mordercą” - pomyślał, ściskając w ręku pieniądze. Przybywa Smuga Wdali widać już było smukły minaret, królujący nad Luksorem. Kolejna w Egipcie podróż Smugi, Wilmowskiego i cierpliwie towarzyszącego im Abbera dobiegała niemal końca. Przejęci ostrzeżeniem Jusufa, wybrali pociąg, najszybszy środek lokomocji, jaki na trasie z Al-Fajjum do Luksoru mieli na szczęście do dyspozycji. Od Kairu dzieliło ich już 680 km, a wciąż wracali tam myślą. Jeśli bowiem Jusuf miał rację, to od czasu rozmowy w domu Ahmada al-Saida, zawisło nad nimi prawdziwe niebezpieczeństwo. Spieszyli się, wierząc, że zdążą ostrzec albo przynajmniej ubezpieczyć grupę Tomka.
|
Wątki
|