Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
– Powiedziałam o... o twoim synu... tylko dlatego, by pocieszyć Gwenifer, Arturze. Obawiała się, że ty nie możesz dać jej dziecka... – Szkoda, że nie powiedziałaś tego mi, by mnie pocieszyć – odparł Artur, lecz jego uśmiech był tylko grymasem rozciągającym mu usta. – Przez wszystkie te lata myślałem, że nie mogę spłodzić syna, nawet dla uratowania mego królestwa, Morgiano, teraz musisz powiedzieć prawdę. Morgiana wzięła głęboki oddech. W śmiertelnej ciszy, która zapanowała w komnacie, słyszała, jak gdzieś za oknem szczeka pies, jak bzyczy jakaś muszka. W końcu przemówiła: – W imię Bogini, Arturze, skoro pragniesz to wiedzieć... urodziłam syna Króla Byka, dziesięć księżyców po twym pasowaniu na króla na Wyspie Smoka. Morgause ma go pod swą opieką i przysięgła mi, że ty nigdy się o tym nie dowiesz z jej ust. Teraz usłyszałeś to z moich. I niech to wystarczy. Artur był blady jak śmierć. Chwycił ją w ramiona, czuła, jak cały drży. Łzy spływały mu po twarzy i nawet nie dbał o to, by je wytrzeć czy powstrzymywać. – Och, Morgiano, Morgiano, moja biedna siostrzyczko... wiedziałem, że wyrządziłem ci wielką krzywdę, ale nigdy nie przypuszczałem, że ta krzywda była aż tak wielka... – To znaczy, że to prawda? – krzyknęła Gwenifer. – Ta nierządna dziwka, twoja siostra śmiała cudzołożyć z własnym bratem? Artur odwrócił się do niej, ramionami wciąż otaczając Morgianę. Odezwał się głosem, którego nigdy przedtem nie słyszała: – Zamilcz! Nie mów ani słowa o mojej siostrze! To nie był ani jej pomysł, ani jej wina! – Głęboko wciągał powietrze, a Gwenifer miała czas usłyszeć echo swych własnych, wstrętnych słów. – Moja biedna siostro... – powtórzył Artur. – I sama zniosłaś ten ciężar, i nie położyłaś dowodu mej winy przed mymi drzwiami... nie Gwenifer – powiedział szybko, znów się do niej odwracając – to nie tak, jak myślisz. To się zdarzyło na moim pasowaniu i żadne z nas nie znało drugiego, było ciemno, a my nie widzieliśmy się, odkąd ja byłem tak malutki, że Morgiana nosiła mnie w swych ramionach. Była dla mnie tylko Kapłanką Matki, a ja dla niej tylko Rogatym Panem, a kiedy się rozpoznaliśmy, było już za późno, zło już się stało – powiedział, siląc się, by jego głos był słyszalny poprzez łzy. Przytulił Morgianę jeszcze mocniej, płacząc: – Morgiano! Morgiano! Powinnaś mi była powiedzieć! – I znowu myślisz tylko o niej! – krzyknęła Gwenifer. – Nie o swoim największym z możliwych grzechów, to twoja własna siostra, dziecko z łona twej własnej matki, i za taki grzech Bóg cię ukarze... – Rzeczywiście, już mnie ukarał – powiedział Artur, tuląc Morgianę. – Ale to był grzech nieświadomy, bez pragnienia uczynienia zła. – Może to właśnie za to – wrzeszczała Gwenifer – Bóg ukarał cię bezpłodnością, ale nawet teraz, gdybyś odprawił pokutę... Morgiana delikatnie uwolniła się z uścisku Artura. Z wściekłością tak ogromną, że aż nie mogła wymówić słowa, Gwenifer patrzyła, jak Morgiana osusza łzy Artura swą chusteczką, niemal mechanicznie, gestem matki lub starszej siostry, nie było w tym nic z rozpusty, którą Gwenifer pragnęła zobaczyć. – Gwenifer, zbyt wiele rozmyślasz o grzechu – powiedziała Morgiana. – Nie zgrzeszyliśmy, Artur i ja. Grzech to chęć zrobienia krzywdy. Połączyliśmy się z woli Bogini, z życiodajną mocą, i jeśli przyszło na świat dziecko, to zostało poczęte z miłości, cokolwiek nas tam sprowadziło. To prawda, że Artur nie może uznać syna zrodzonego z ciała swej siostry. Ale też nie jest pierwszym królem, który ma nieślubnego syna, do istnienia którego nie może się przyznać. Chłopiec jest zdrowy i silny i teraz bezpieczny w Avalonie. Bogini, a nawet twój Bóg, to nie jakiś mściwy demon, szukający okazji, by karać ludzi za wymyślone grzechy. To, co się zdarzyło między Arturem i mną, nie powinno się było wydarzyć, ani on, ani ja tego nie pragnęliśmy, ale co się stało, to się nie odstanie. Bogini nie ukarze ciebie bezdzietnością za grzechy innych. Czy możesz obwiniać Artura za swoją własną jałowość, Gwenifer? – Tak jest! – wykrzyknęła Gwenifer. – To on zgrzeszył i Bóg, go ukarał za kazirodztwo, za spłodzenie syna z własną siostrą... za służenie Bogini, temu demonowi fałszywej wiary i nierządu... Arturze! – krzyczała – powiedz mi, że się ukorzysz, że jeszcze dziś, w tym świętym dniu, pójdziesz do biskupa i wyznasz mu, jak zgrzeszyłeś, i odprawisz taką pokutę, jaką ci zada, i wtedy może Bóg ci wybaczy i przestanie karać nas oboje!
|
Wątki
|