X


— Nie wiem, o co ci chodzi — odrzekł Mowgli...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
— Te przedmioty są twarde i zimne i nie nadają się do jedzenia. Atoli tę drobnostkę — to mówiąc podniósł ankus — pragnąłbym wynieść stąd i obejrzeć lepiej w świetle słonecznym. Powiadasz, że wszystko, co tu się znajduje, należy do ciebie. Czy więc nie podarujesz mi tej jednej rzeczy? Przyniosę ci za to parę żab do jedzenia.
Biały Kobra aż się zatrząsł ze złośliwej uciechy.
— Rozumie się, że ci to podaruję — odpowiedział. — Podaruję ci wszystko, co tu się znajduje... póki stąd nie odejdziesz.
— Ależ ja już odchodzę. W tej norze jest ciemno i chłodno, a mam ochotę zabrać do dżungli ten kolczasty przedmiot.
— S~s-spójrz, co leży koło twej s-s-stopy!
Mowgli sięgnął ręką i podniósł z ziemi jakiś przedmiot biały i gładki.
— To czaszka ludzka — rzekł spokojnie. — A tam leżą jeszcze dwie inne.
— Ci ludzie przyszli tutaj przed wieloma laty, by zabrać s-s-stąd s-s-skarb. Ja przemówiłem do nich w ciemności, a oni spoczęli cicho... na wieki.
— E, na co mi znów byłby potrzebny ten skarb, jak ty go nazywasz! Jeżeli pozwolisz mi zabrać stąd ten bodziec, to życzę ci szczęśliwych łowów. Jeżeli nie pozwolisz, to również niech ci służą szczęśliwe łowy! Nie mam zwyczaju walczyć z Jadowitym Plemieniem, a przy tym nauczono mnie Czarnoksięskiego Zaklęcia, używanego przez wasze Plemię.
— Tutaj obowiązuje tylko jedno Czarnoksięskie Zaklęcie: moje!
Kaa z rozgorzałymi oczyma rzucił się przed siebie.
— A któż to mnie prosił, żeby mu s-s-sprowadzić człowieka? — syknął.
— Oczywiście ja! — zasępieni! stary kobra. — Już-ż-ż dawno nie zdarzyło mi się s-s-spotkać człowieka... i to jeszcze człowieka, co by się wys-s-sławiał naszą mową!
— Ależ ani słowem nie wspominaliśmy o łowach. Jakoż teraz wrócę do dżungli i wyznam, iż-ż-ż wydałem go na ś-ś-śmierć oczywistą? — nadąsał się Kaa.
— Ja nigdy nikogo nie uprzedzam o łowach. Co się zaś tyczy tego, jak masz wrócić do dżungli... patrz, oto tu jest dziura w ścia-
nie... A teraz ucisz się, opasły małpożerco! Wystarczy jeno, bym tknął twego karku, a puszcza nie ujrzy cię już więcej. Żaden człowiek, który tu wszedł, nie wyszedł stąd cało! Jestem strażnikiem skarbca królewskiego grodu.
— Ależ powiadam ci, biała glissto, żyjąca w ciemnościach, że już tu nie ma ani króla, ani mias-s-sta! — fuknął Kaa. — Wszędy wokoło jest dżungla.
— Skarbiec jeszcze pozostał. Ale jakoś sobie poradzimy! Zaczekaj chwilę, s-s-skalny wężu, i przypatrz się, jak nam ten s-s-smyk zaraz poskacze. Mamy tu dos-s-syć miejs-s-s-ca do wyścigów. Życie każdemu jes-s-st miłe! Pohas-s-saj s-s-sobie s~s-ser-deńko, mój chłopczysiu żwawy! Hej, w s-s-skok!
Mowgli położył spokojnie rękę na głowie pytona i szepnął:
— Ta biała stwora miała widocznie dotychczas do czynienia tylko z członkami Ludzkiej Gromady, ale nie wie jeszcze, ktom ja zacz! Skoro się domaga łowów, zaraz będzie je miała!
To rzekłszy, jednym ruchem podniósł wzwyż obwisły dotąd brzeszczot ankusa i cisnął go przed siebie. Pocisk ugodził kobrę tuż pod zgrubieniem w tyle głowy i przeszedł na wylot, przytwierdzając gada do drzwi komnaty. W mgnieniu oka Kaa całym swym ciężarem przytłoczył wijące się cielsko przeciwnika, obezwładniając je od ogona po sam kaptur. Łeb, sterczący na sześć cali ponad
kapturem, miotał się zaciekle to w prawo, to w lewo, a ślepia gorzały krwawym blaskiem.
— Dobij! — szepnął Kaa widząc, że Mowgli sięga do noża.
— Nie! — odrzekł Mowgli obnażając ostrze. — Nie będę nigdy zabijał, o ile mnie do tego głód nie zmusi, Ale przypatrz no się, mój Kaa.
Uchwycił kobrę poniżej kaptura, otwarł mu przemocą paszczę nożem i odsłonił straszliwe jadowite kły szczęki górnej. Były czarne i spróchniałe, iż ledwo trzymały się w dziąsłach. Biały Kobra, jak to bywa w starości z każdą żmiją, postradał już z dawna broń swą najskuteczniejszą: truciznę.
— Thuu (spróchniały pień!) — rzekł Mowgli, po czym odsunąwszy na bok pytona, wyrwał ankus i uwolnił Białego Kobrę.
— Kto inny powinien być teraz strażnikiem królewskiego skarbu! — ozwał się z powagą. — Ty już na nic się nie zdasz, pniu spróchniały! Thuu! Pohasaj sobie, serdeńko! Thuu!
— Jes-s-stem zhańbiony! Zabij mnie! — syczał z bólu Biały Kobra.
— Nie mam ochoty cię zabijać. Szkoda o tym gadać zresztą. No, my już odchodzimy. Zabieram z sobą ten kolczasty przedmiot na dowód, żem ciebie zwalczył i wystawił na pośmiewisko.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Drogi uĚźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.